Выбрать главу

– Słucham? – wymamrotałam, nie otwierając oczu. Usłyszałam kilka pociągnięć nosem a potem głos Maurice'a.

– Maddie? Mówi Maurice. – Usiadłam na łóżku.

– Coś się stało? – Znowu pociągnął nosem.

– Nie, nie, nic się nie stało. Ja, eee, chciałem ci tylko powiedzieć, że jutro jest pogrzeb Hanka. Ja… ja wiem, że on chciałby, żebyś przyszła. – Maurice urwał i zaniósł się szlochem.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio z powodu porażenia paralizatorem jego psa. Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. W końcu, nie znałam Hanka. Tak naprawdę nie znałam nawet Larry'ego. Z drugiej strony, Hank był przyjacielem Larry'ego i jeśli Larry w ogóle zamierzał wyjść z ukrycia, to najprędzej po to, by pożegnać przyjaciela.

– O której jest pogrzeb? – zapytałam, łapiąc papier listowy z logo hotelu.

Maurice podał mi czas i miejsce uroczystości, po czym się rozłączył, znowu szlochając. Biedak. Jeśli nadal będzie tyle płakał, potrzebna mu będzie kroplówka.

Uświadomiłam sobie, że mój skomplikowany związek z Ramirezem przynajmniej ma tę jasną stronę, iż żadne z nas nie jest martwe.

Śniłam w najlepsze o kaloryferze na brzuchu Ramireza, kiedy poczułam uderzenie w policzek.

– Aua.

Otworzyłam jedno oko. Na mojej twarzy leżała ręka Dany. Zrzuciłam ją i dostałam kopniaka w żołądek.

– Aua – jęknęłam.

Dana tylko wymamrotała coś o „atakach frontalnych”. Potem przekręciła się na bok, wbijając mi łokieć w żebra.

Zanotowałam w pamięci, żeby nigdy więcej nie spać z Miejską Bojowniczką. Spojrzałam na zegarek na nocnej szafce. Dwadzieścia po szóstej. Jęknęłam, ale nie chcąc ryzykować siniaków, wygrzebałam się z łóżka i zawlokłam swoje sponiewierane ciało do łazienki.

Weszłam pod prysznic i stałam z zamkniętymi oczami pod strumieniem ciepłej, wody, powoli wybudzając się z półsnu. Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebowałam jasności umysłu. Była środa, mój ostatni dzień w Vegas. Pozostała mi tylko doba, żeby pomoc Larry'emu, chyba, że a) cena Apartamentu Markiza gwałtownie spadnie, osiągając bardziej rozsądny poziom (czyli taki, na który będzie mnie stać), i b) stanie się cud i Tot Trots przedłużą mi ostateczny termin oddania projektów plastików Rainbow Brite (które totalnie sobie odpuściłam po tym, jak odsłuchałam wiadomość zostawioną przez Larry'ego).

Było dla mnie absolutnie jasne, że sytuacja mnie przerasta. Niezależnie od tego, w co wpakował się Larry, wiedziałam, że nie wyciągnę go z tego sama. Niby jak miałam stawić czoła mafii? Jedyne, co mogłam zrobić, to skorzystać z rady Ramireza i przekonać Larry'ego, żeby sam zgłosił się na policję. Miałam nadzieję, że Larry zjawi się na pogrzebie, bo zupełnie nie wiedziałam, gdzie go szukać.

Niewyspana już czwartą noc z rzędu, postanowiłam to sobie zrekompensować. Włożyłam najkrótszą spódniczkę i najwyższe obcasy, jakie miałam, a oczy pomalowałam mocniej niż moja matka. Czy ojciec.

Wyglądałam trochę zdzirowato, ale przynajmniej odwracało to uwagę od moich worków (czytaj worów) pod oczami. Dziesięć minut później dotarłam do recepcji, gdzie zmianę miał znowu Chudy Jim.

– Wyjeżdżacie dzisiaj? – zapytał, szukając za moimi piecami Dany. A ściślej mówiąc, jej biustu.

– Owszem. A przy okazji, zepsuło się nam łóżko. Spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Jak to się stało? – Wzruszyłam ramionami.

– Nie mam pojęcia.

Przyglądał mi się jeszcze chwilę, po czym powiedział:

– W porządku, przekażę obsłudze technicznej.

– To może jakiś rabacik za to zepsute łóżko? – Zmrużył oczy.

– Nie przeginaj.

Nie drążyłam tematu. Podpisałam rachunek (aż się wzdrygnęłam, gdy zobaczyłam, ile wyniósł) i powiedziałam, że zwolnimy pokój do południa.

Po załatwieniu tej sprawy, skierowałam się do American Restaurant, licząc na to, że duża latte i jeszcze większy talerz placuszków z syropem klonowym pomogą mi się obudzić. Byłam w połowie drogi do restauracji, klucząc między sztucznymi drzewami i, rzędami automatów, kiedy zadzwoniła moja komórka.

– Halo?

Niezależnie od tego, jak bardzo lubimy i akceptujemy siebie, wszyscy mamy jakieś drobne przyzwyczajenia, słabostki, które chcielibyśmy zmienić. Niektórzy ludzie chcieliby mieć lepszą pamięć do nazwisk, inni chcieliby rzucić palenie lub przestać ogryzać paznokcie. Ja chciałabym nauczyć się sprawdzać na wyświetlaczu, kto dzwoni, zanim odbiorę telefon.

– Maddie! Nie mogę uwierzyć, że mnie okłamałaś!

Rety. Mama. Potarłam skronie (dziwnym zbiegiem okoliczności, nagle zaczęła boleć mnie głowa), zastanawiając się, na jakim kłamstwie przyłapała mnie tym razem.

– Cześć, mamo.

– Maddie, jak mogłaś? Las Vegas? Las Vegas! Teraz już wiedziałam.

– Mamo, to nie tak jak myślisz…

– I to po wszystkim, co dla ciebie robiłam! Wychowałam cię zupełnie sama, Maddie. Sama! Jak mogłaś mi to zrobić… – Urwała, przechodząc w zawodzenie bohaterki filmu Alfreda Hitchcocka, a po chwili usłyszałam, jak telefon wypadł jej z ręki.

Potem usłyszałam Podrabianego Tatusia. – Maddie?

– Cześć, Ralph. Co się dzieje?

– Cóż, w dzisiejszym „L.A. Informerze” ukazało się twoje zdjęcie. – Znowu? Pacnęłam się dłonią w czoło. Nie mają innych tematów? To był tylko jeden głupi cycek!

– O co chodzi tym razem? Czekaj, sama zgadnę. Zaręczyłam się z Marsjaninem, tak?

– Niee. Eee… – Urwał i odchrząknął. – Opublikowali cały artykuł o twoim zaangażowaniu w sprawę kolejnego morderstwa. W Las Vegas. Dali zdjęcie, na którym stoisz przed jakimś klubem o nazwie Victoria.

Zamknęłam oczy i powiedziałam w myślach naprawdę brzydkie słowo. Teraz dla odmiany publikowali prawdę?

– Słuchaj – ciągnął Podrabiany Tatuś. – Wiem, co te pismaki wyrabiają. Pamiętam, jak przykleili twoją głowę do ciała Pameli Anderson, kiedy napisali, że zaręczyłaś się z Wielką Stopą. Więc… – Urwał.

To urocze, że dawał mi możliwość wykręcenia się sianem, choć przyznam, że czułam się z tym trochę nieswojo. W ogóle dziwnie było rozmawiać o zamieszaniu z Larrym z Podrabianym Tatusiem. Kiedy zaczął spotykać się z mamą od razu wszedł w rolę ojca i naprawdę nieźle się w niej sprawdzał. Może i byłam za stara na wycieczki do zoo, ale miałam tyle darmowych manikiurów w jego salonie, ile chciałam. W moim świecie to oznacza miłość. Już sam fakt, że byłam w Las Vegas, sprawiał, iż czułam się, jakbym go zdradzała.

Na szczęście, nie musiałam odpowiadać, bo słuchawkę znowu przejęła mama.

– Jak mogłaś mnie tak zdradzić? – zaszlochała. Boże. Przewróciłam oczami.

– Mamo. Przykro mi. Musiałam tu przyjechać.

– Okłamałaś mnie, Maddie. Okłamałaś!

– Wybacz – powiedziałam, opierając ręce na biodrach – ale ty okłamywałaś mnie przez ostatnie dwadzieścia sześć lat. Mój ojciec nosi buty tancerki go – go! – Jedna z siwowłosych staruszek grających na automatach z Kołem Fortuny spojrzała na mnie, ale tylko na sekundę. W końcu to Las Vegas. Tu wszyscy noszą takie buty.

– Nie mogę uwierzyć, że wymyśliłaś tę bajeczkę o Palm Springs.

– Szczerze mówiąc, to Marco ją wymyślił. A wracając do tego, że nigdy nie raczyłaś mi powiedzieć, że mój ojciec jest transwestytą… masz pojęcie, ile listów wysłałam do Billy'ego Idola?

Nic co bym powiedziała, i tak by do niej nie trafiło. Moja matka, mistrzyni w wywoływaniu poczucia winy, była w swoim żywiole.

– Wychowywałam cię. Karmiłam i ubierałam. Zmieniałam ci zafajdane pieluchy…

Fuj!

– Mamo, przyjechałam tu tylko na kilka dni…

– …i tak mi się odwdzięczyłaś. Zdradą! Kłamstwem! Spodziewałabym się czegoś takiego po Larrym, ale po rodzonej córce? Jak mogłaś? – Mama zakończyła pytanie kolejnym skowytem, który zbudziłby umarłego.