– Mamo, przysięgam, dzisiaj wracam…
– Co zrobiłam nie tak? Gdzie popełniłam błąd, że wychowałam tak kłamliwe dziecko?
– Mamo…
– Zawiodłaś moje zaufanie, Maddie. Zawiodłaś moje zaufanie i złamałaś mi serce!
– Mamo, nie chciałam…
– I pomyśleć, że kupiłam ci fikusa!
– Mamo, ja…
Ale było za późno. W słuchawce zapadła głucha cisza. Mama się rozłączyła. Przywaliłam głową w bok automatu do gry.
– Au.
Schowałam telefon do torebki i wróciłam do recepcji, przy każdym kroku czując pulsujący ból głowy.
Chudy Jim meldował właśnie parę z czwórką małych dzieci. Każdy z berbeci wskazywał palcem w innym kierunku, wykrzykując, co chce zobaczyć najpierw.
– Hej! – przywołałam go.
Dał mi znak ręką, żebym zaczekała. Dopiero kiedy wręczył udręczonym rodzicom klucz do pokoju, podszedł do mnie.
– Co tam?
– Masz może „LA. Informera”?
– Nie wiem.
– A mógłbyś sprawdzić? – zapytałam, zmuszając się do uśmiechu. Chudy Jim westchnął dramatycznie, jakby wyświadczanie przysług kobietom z małym biustem absolutnie nie należało do jego obowiązków. Zajrzał jednak pod pulpit i chwilę później wynurzył się z egzemplarzem brukowca w ręku.
– Dzięki – wymamrotałam, biorąc od niego gazetę. Przebiegłam wzrokiem pierwszą stronę. Nagłówek głosił: „Domorosła pani detektyw na tropie tajemniczej śmierci drag queen”. Super.
W Tot Trots na pewno będą zachwyceni! Czułam wzmagający się ból głowy, kiedy czytałam resztę artykułu. Pod koniec byłam bliska migreny. Autor przypomniał krótko wydarzenia zeszłego lata, łącznie z przekłutą piersią, a potem napisał, że prowadzę dochodzenie w sprawie kolejnej tajemniczej śmierci, tym razem rzekomego samobójcy, który skoczył z dachu nocnego klubu w Vegas. Miał nawet czelność ostrzec wszystkie posiadaczki implantów w Vegas, żeby trzymały się ode mnie z daleka.
Obok tekstu znajdowały się dwa zdjęcia: jedno sprzed klubu i drugie, z wczorajszej wizyty w mieszkaniu Maurice'a. Wpatrywałam się w obie fotografie. Skąd w ogóle wiedzieli, że jestem w Vegas, nie wspominając już o tym, że odwiedziłam Maurice'a?
Spojrzałam na nazwisko autora. Felix Dunn. To ten sam facet, który nagrał mi się na sekretarkę w zeszłym tygodniu. Zerkając na jego małą, czarno – białą fotkę, uświadomiłam sobie również, że to jego widziałam za kierownicą niebieskiego dodge'a neona. Sukinsyn! Facet z neona był dziennikarzem.
– Przepraszam… – powiedziałam, znowu przyzywając Chudego Jima.
Tym razem meldował niskiego Azjatę i jego długonogą przyjaciółkę, której strój kazał mi się zastanawiać, czy w New York, New York wynajmują pokoje na godziny. Jim posłał mi rozdrażnione spojrzenie i dał znak palcem wskazującym, żebym zaczekała chwilę. Podejrzewałam, że gdyby mógł, chemie pokazałby mi inny palec: środkowy.
Kiedy obsłużył dziwną parę, podszedł do mnie.
– Co znowu?
– Potrzebny mi pokój. – Przechylił głowę.
– Czy przed chwilą się nie wymeldowałaś?
– Nie o to chodzi. Chciałabym, żebyś sprawdził, pod jakim numerem zatrzymał się jeden z gości. Felix Dunn.
Chudy Jim pokręcił głową.
– Przykro mi, ale nie mogę tego zrobić.
– Nie rozumiesz. To wyjątkowa sytuacja. Ta historia jest prawdziwa. Nie jestem narzeczoną Wielkiej Stopy. Wyleją mnie z Tot Trots. Boże, może się skończyć tym, że znowu będę wyciskać cytryny w śmiesznym kapelutku, w barze z hot dogami. Zrozum, nie mogę wrócić do tych kapelutków!
Wpatrywał się we mnie zdumiony. Było jasne, że niczego nie rozumie. Pewnie myślał, że jestem szajbnięta.
– Przykro mi, to wbrew polityce hotelu. Nie ujawniamy numerów pokoi naszych gości. Ale jeśli chcesz, mogę przekazać wiadomość.
– Nie chcę mu przekazywać wiadomości. Chcę go zabić! – Niezbyt mi to pomogło.
Zamilkłam, a potem policzyłam do dziesięciu. No dobrze, do pięciu, bo w międzyczasie wpadłam na pewien pomysł. Postanowiłam spróbować innej taktyki.
– Słuchaj, jeśli nagniesz zasady, ten jeden, jedyny raz, postaram ci się to wynagrodzić.
Chudy Jim zmrużył oczy. – W jaki sposób?
Wzdrygnęłam się w myślach. Miałam nadzieję, ze Dana wybaczy mi to co zamierzałam zrobić.
– Co powiesz na randkę z moją przyjaciółką Daną? – Oczy mu rozbłysły. – Tą z podwójnym D? – Pokiwałam głową.
Chudy Jim zerknął przez ramię, czy w pobliżu nie ma przełożonego, i nachylił się do mnie.
– Myślisz, że poszłaby ze mną na jutrzejszy występ Bette Midler? Mam dwa bilety na samym przodzie.
Skrzyżowałam palce za plecami i skinęłam.
– Jasne. – O ile nie będziemy do tej pory z powrotem w L.A. Przez chwilę się wahał. Jednak pokusa spędzenia wieczoru z biuściastą blondynką była zbyt silna.
– Dobra. Ale gdyby ktoś pytał, nie dowiedziałaś się tego ode mnie. – Zastukał palcami w klawiaturę. – 1504.
– Dzięki!
– Hej – zawołał, kiedy już odchodziłam – powiedz Danie, że będę tu na nią czekało siódmej!
Pomachałam mu przez ramię, dziarskim krokiem maszerując do windy. Przez ostatnie trzy dni musiałam borykać się z moim, tak zwanym, chłopakiem, który jak się okazało, pracował pod przykrywką w nocnym klubie, poradami mojej matki, gdzie najlepiej uprawiać seks w Palm Springs, najlepszą przyjaciółką, która zamieniła się w nałogową hazardzistkę, martwą drag queen i jej wiecznie zapłakanym chłopakiem, porażonym paralizatorem psem, zaginionym w akcji ojcem i jego namiętnością do butów na wysokim obcasie, a także, a jakże – z mafią!
Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, to żeby doniesienia o moim zakręconym pobycie w Las Vegas ukazywały się na pierwszej stronie najpodlejszego brukowca w L.A.
Drzwi windy się otworzyły i weszłam do środka, waląc otwartą dłonią w przycisk czternastego piętra. Może i nie mogłam zrobić za wiele z mafią, moim nieistniejącym życiem uczuciowym czy faktem, że mama wkrótce wykończy mnie swoimi kazaniami. Również moja praca w Tot Trots wisiała na włosku i istniało duże prawdopodobieństwo, że przez resztę roku będę się żywiła zupkami instant. Ale mogłam coś zrobić z tym pismakiem z brukowca.
Tupnęłam. Fuknęłam. Jeszcze raz tupnęłam i fuknęłam. W końcu drzwi windy rozsunęły się na czternastym piętrze.
Rezolutnie ruszyłam korytarzem, szukając pokoju 1504. Z uszu prawie szedł mi dym, kiedy załomotałam do drzwi, tak mocno, że aż zabolały mnie kłykcie.
– Chwileczkę – odezwał się ze środka męski głos ze snobistycznym, brytyjskim akcentem.
Drzwi otworzył Pan Neon we własnej osobie. Znowu miał na sobie spodnie khaki, ale tym razem był boso i w rozpiętej koszuli, jakby się właśnie ubierał. Minęła chwila, zanim mnie rozpoznał.
– Maddie? – zapytał zaskoczony.
– Cześć, Felix.
Zrobiłam zamach i przywaliłam mu pięścią prosto w nos.
12
– Cholera jasna! – Felix zatoczył się do tyłu, jedną ręką łapiąc się za twarz, a drugą wyciągając przed siebie, jakby chciał zapobiec wtargnięciu wariatki do jego pokoju hotelowego. Zatrzasnęłam za sobą drzwi.
– Za co to? – zapytał, kiedy przez jego palce zaczęła przeciekać krew.
– Za to – powiedziałam, cały czas zbliżając się do niego – że przez ciebie moja matka płakała.
Wpatrywał się we mnie, nic nie rozumiejąc.
– Kobieto, jesteś szalona.
– Dzięki twojej fabryce podłości, mogę zostać wydziedziczona. Przestań publikować moje zdjęcia!