– To co teraz robimy?
– Nie wiem. – Naprawdę nie wiedziałam. Skończyły mi się pomysły. Nie tylko te dobre. Wszystkie.
– Mów gdzie teraz jesteś, to zaraz po ciebie przyjedziemy.
– Eee, widzisz, ja… – Zerknęłam na Ramireza, który nadal odsłuchiwał wiadomości, robiąc notatki na motelowej papeterii. – Właściwie to nadal znajduję się pod dozorem policyjnym.
Ramirez spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
No co? Może nie? Poza tym, byłam zmęczona. Bardzo zmęczona. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio przespałam całą noc. Pamiętając natomiast chrapanie Marca, niedowład szyi po spaniu na połówce i manto, jakie w środku nocy spuszczała Dana, uznałam to duże, podwójne łóżko za bardzo kuszące.
Naprawdę bardzo kuszące. (Choć przyznam, że seksowny gliniarz, który na nim leżał, też wyglądał nieźle).
– Och, okej – powiedziała Dana, choć słyszałam w jej głosie niewypowiedziane pytania. – Przekonałam Chudego Jima, żeby dał nam z Markiem pokój po niższej cenie, więc zadzwoń do mnie rano. Aha, czy wiesz coś o tym, że jutro mam z nim iść na występ Bette Midler?
Ups.
– Przepraszam. Zupełnie o tym zapomniałam. Myślałam, że do tej pory już dawno nas tu nie będzie.
– Nie ma sprawy – odparła. – Może być całkiem miło. Zatkało mnie.
– Serio?
– No co? – zapytała oburzona. – Myślę, że mu się podobam. Raczej podobała mu się pewna część jej ciała. Jako że nie jestem odpowiednią osobą do udzielania randkowych porad, odpuściłam sobie temat, w zamian obiecując, że zadzwonię do niej rano.
Rozłączyłam się i zobaczyłam, że Ramirez mi się przyglądał. Odłożył telefon i leżał wsparty na łokciu. Jego oczy były ciemne i czujne, jak u drapieżnika. Drapieżnika, który w każdej chwili może się rzucić na blondynkę w minispódniczce.
Odchrząknęłam. Nagle w moich ustach zrobiło się sucho jak na Saharze.
– Chodź tu – powiedział, kiwając na mnie palcem.
Kim jestem, żeby sprzeciwiać się policjantowi? Usiadłam na łóżku, twarzą do niego.
Powoli wodził wzrokiem po mojej twarzy, przyglądając się jej centymetr po centymetrze, aż poczułam, że rumienię się jak dziewica. Uniósł rękę do mojego policzka i delikatnie zatknął mi za ucho kosmyk włosów.
– Co ja mam z tobą zrobić? – szepnął. Jego usta były tak blisko moich, że czułam kawę i gumę do żucia w jego oddechu.
Do głowy przyszło mi ze sto różnych rzeczy, które mógłby ze mną zrobić. Wszystkie sto nago.
Nie czekając na odpowiedź, zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta swoimi. Czułam, że zaczynam się topić. Przysięgam, że ten facet mógłby zrobić doktorat z całowania. Był naprawdę dobry. Tak dobry, że czułam, że jeszcze chwila i puszczami wszystkie hamulce.
Przesunął dłonie w górę mojego karku i zanurzył je we włosy. Jego szczecina ocierała się o mój policzek, wywołując uczucie mrowienia, które rozlewało się po moim ciele, ostatecznie lokując się gdzieś w podbrzuszu.
Objął mnie w pasie i położył plecami na poduszkach, przyciskając do łóżka swoim muskularnym ciałem. Szeroki tors, długie nogi, twarde bicepsy. Zamknęłam oczy i w duchu podziękowałam świętemu od kuszących męskich ciałek, przypominając sobie jak dawno nie byłam z facetem – zwłaszcza tak dobrze zbudowanym jak Ramirez. (I nie mówię tu tylko o jego mięśniach).
Oderwał się od moich ust i zaczął pokrywać wilgotnymi pocałunkami moją szyję. Wygięłam się i przygryzłam wargę, żeby nie chichotać, gdy jego usta łaskotały moją wrażliwą skórę. Jego ciepła dłoń znalazła moje kolano i powoli sunęła po udzie, wędrując pod spódniczkę.
Gwałtownie otworzyłam oczy. Cholera, czy włożyłam dzisiaj te okropne, pełne figi? Były świetne pod skórzaną mini (zapobiegały jej przesuwaniu i podrażnieniom), ale były też elastyczne, w sprane, niebieskie, poziome paski i na pewno nie wyglądałam w nich jak seksowna kocica.
– Hm… czy możemy wyłączyć światło? – zapytałam. Ramirez przestał się do mnie dobierać.
– Jasne. – Sięgnął do szafki nocnej i wyłączył lampkę. W pokoju zapanował półmrok. Przez cienkie zasłonki przenikała tylko różowawa poświata neonu reklamującego „Darmowe H O”.
Tak było o wiele lepiej. Ramirez znowu się do mnie przysunął, a jego dłonie wznowiły przerwaną wędrówkę do moich majtek. Modliłam się, żeby nie zauważył, jak bardzo są zabudowane. Jednak po chwili okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się przejmowałam. Jednym szybkim ruchem ręki zdarł je ze mnie i cisnął na drugą stronę pokoju.
Gwałtownie obnażona, zaczęłam szybciej oddychać. Oddech jeszcze przyspieszył, kiedy Ramirez dotknął ustami wnętrza mojego uda. Mrucząc, składał na nim delikatne pocałunki. Jego dłonie przesunęły się do mojej talii, ciągnąc za sobą minispódniczkę. Teraz nie miałam już spódnicy, tylko pasek.
Nagłe uświadomiłam sobie, że Ramirez ma na sobie o wiele więcej ubrań ode mnie. Szybko ściągnęłam z niego T – shirt, odsłaniając imponujący kaloryfer. Starałam się nie ślinić, kiedy przejechałam dłońmi po jego brzuchu. Dobra, przyznaję; aż tak bardzo się nie starałam. Byłam jak roztopiony ser albo kit, absolutnie bezwolna i uległa w jego rękach. Pomijając filmy z Bradem Pittem, nigdy nie widziałam tak doskonałego ciała.
Zamruczał mi do ucha, gładząc opuszkami palców moje uda. Musiałam stłumić chichot, bo jego gorący oddech na mojej małżowinie usznej sprawił, że dostałam gęsiej skórki. Czułam, jak stają mi włoski na rękach.
I nogach!
Cholera! Nie ogoliłam rano nóg. Czy ogoliłam je wczoraj? Nie mogłam sobie przypomnieć. Skrępowana, delikatnie zepchnęłam jego dłonie z moich gołych, szczeciniastych ud.
Okej, pomyślałam, tak długo jak światło pozostanie wyłączone, a on nie będzie dotykać moich nóg, będzie dobrze. Postanowiłam się odprężyć i cieszyć jego dotykiem. Jego usta zostawiły w spokoju moje ucho i zaczęły przesuwać się w dół. Zjechały po szyi, odwiedziły obojczyk, aż wreszcie skupiły się na moim dekolcie. Znowu zamknęłam oczy, głośno westchnęłam i wygięłam plecy, czując jego ciepły oddech przez cieniutki materiał bluzki.
Jego duża dłoń wsunęła się pod ubranie, sunąc w górę, dopóki nie dotarła do mojego koronkowego stanika. Wiłam się niecierpliwie, kiedy jego palce wdarły się pod koronkę i zamknęły władczo na moich niewielkich piersiach. Zaczynałam myśleć, że życie aresztantki wcale nie jest takie złe. Niewątpliwą zaletą była rewizja osobista przeprowadzana przez policyjnego boga seksu. Bo Ramirez był bogiem seksu. Utwierdziłam się w tym przekonaniu, kiedy rozpiął rozporek i zobaczyłam, co koronkowy stanik Victoria's Secret może zrobić z facetem. O. Mój. Boże.
Choć znowu zaschło mi w ustach, nie zdziwiłabym się, gdyby po mojej brodzie pociekła strużka śliny.
To biło na głowę wszystkie wieczory z króliczkiem na baterie.
Ramirez zdawał się nieświadomy moich pełnych podziwu spojrzeń, całkowicie pochłonięty rozpinaniem stanika. Szło mu opornie, ale mi to nie przeszkadzało. Już sam dotyk jego ciepłych dłoni ocierających się o nagą skórę sprawiał, że dziewczyna mogła zapomnieć, jak się nazywa. Kiedy byłam już tylko dwie sekundy od tego, by sama zedrzeć ten cholerny stanik, zapięcie w końcu ustąpiło i Ramirez zamruczał z satysfakcją prosto w moją szyję.
– Musimy się tego pozbyć – wymamrotał, pociągając za moją bluzkę. Potem zaczął rozpinać guziki. Zębami. Nie można by trochę szybciej? Nie żebym narzekała. Byłam w niebie. Naprawdę niewiele brakowało, żebym zamieniła się w kałużę roztopionych hormonów.