Выбрать главу

– Hej, obiecałeś, że nie będziesz się wściekał. Przeczesał palcami włosy.

– Nie wściekam się.

– To czemu pulsuje ci ta żyłka na szyi? Zacisnął zęby.

– Mów, co wzięłaś.

Przecięłam pokój, wyjęłam z torebki wydruk i podałam go Ramirezowi.

– Znalazłam to w śmieciach Monalda.

Wpatrywał się w kartkę. Potem spojrzał na mnie, najwyraźniej nie rozumiejąc.

– Wydruk aukcji na eBayu?

– To nie jest zwykła aukcja – powiedziałam. – Po pierwsze, chodzi o buty Prady. Po drugie, sprzedawca użył nicka BobEDoll. Rozumiesz? Bobbi, Bob – e – doll. No i – wskazałam datę rozpoczęcia aukcji – tego samego dnia zginął Bobbi. Ciekawy zbieg okoliczności, co?

Jeszcze przez chwilę wpatrywał się w kartkę, po czym złożył ją i schował do kieszeni.

– Zgadzam się. Co do zbiegu okoliczności.

– Znaczący? – zapytałam z nadzieją. Wzruszył ramionami.

– Może. Ale na pewno nie jest to dowód – dodał, zanim zdążyłam o to zapytać.

Wydęłam usta. Ramirez uśmiechnął się, nachylił i pocałował moją wystającą dolną wargę.

– Słodko wyglądasz, kiedy tak robisz.

– Mam na sobie twoje dresy, a na głowie mokry warkocz. – Uniósł brew.

– No i?

– To też nie jest seksowne.

– Wiesz – powiedział, odsuwając się ode mnie – człowiek ma ograniczoną cierpliwość.

Nie musiał mi przypominać.

– No dobrze, jakie są te złe wieści? – zapytałam, sięgając po drugiego pączka. Hej, skoro seks odpadał, musiałam to sobie jakoś zrekompensować.

– Zła wiadomość jest taka, że Monaldo chce Brunona z powrotem w klubie. Dziś rano ma spotkanie z dostawcą i wymaga, by jego zaufani chłopcy byli obecni przy negocjacjach. Co oznacza, że masz tu zostać, dopóki nie wrócę.

– Ale… – zaczęłam.

– Żadnych ale. Ten jeden raz spraw mi przyjemność i zrób, co mówię, dobrze? Chyba nie chcesz, żebym znowu wyciągał cię z aresztu?

– Nieprędko dasz mi o tym zapomnieć, co? Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

– Nie.

Ramirez dopił kawę i wyszedł, obiecując, że wróci za parę godzin i wymuszając na mnie obietnicę, że zastanie mnie tu po powrocie. Dojadłam pączki, oglądając końcówkę View. Byłam w połowie programu Maury'ego Povicha, kiedy mój wzrok padł na pusty kubek po kawie na stoliku.

Latte była pyszna. Naprawdę pyszna. A biorąc pod uwagę, jaką miałam za sobą noc – nie dość że bezsenną, to jeszcze frustrującą seksualnie – pilnie potrzebowałam jeszcze jednej kawy. Ale nawet bardziej niż kawy, potrzebowałam świeżej bielizny. Ramirez powiedział, co prawda, żebym się stąd nie ruszała, ale byłam pewna, że nie miałby nic przeciwko króciusieńkiej wyprawie do hotelu po czyste ciuchy oraz kubek mocha latte z bitą śmietaną. Poza tym, hotel znajdował się zaledwie parę przecznic dalej. Uznałam, że jeśli się uwinę, Ramirez nawet się nie dowie, że na chwilę wyszłam.

Moja logika była tak przekonująca, że dziesięć minut później wysiadłam z żółtej taksówki przed głównym wejściem do New York, New York. Przecięłam szybko kasyno i czekałam na windę razem z rodzinką ubraną w identyczne T – shirty z napisem „Wheelerowie w Vegas, wakacje 2007”. W końcu drzwi windy się rozsunęły i Wheelerowie wsiedli. Zamierzałam pójść w ich ślady, kiedy osoba wysiadająca z windy wypadła prosto na mnie.

– Au.

– Rety, Maddie!

Uniosłam głowę i zobaczyłam Danę. Jej jasne brwi były ściągnięte, i mówiła głosem tak wysokim, że prawie piszczała.

– Tak się cieszę, że cię widzę. Musimy lecieć! – Złapała mnie za rękę, odciągając od wind.

– Czekaj. Co jest? Dokąd lecieć?

– Chodzi o twoją mamę, skarbeńku – powiedział Marco, który wyrósł tuż za Daną.

Jęknęłam. Zupełnie zapomniałam o postmenopauzalnym duecie, który spieszył mi z odsieczą.

– O, nie. Mama tu jest?

– Nie, i właśnie w tym problem – odparła Dana, głosem zabarwionym histerią, ciągnąc nas przez kasyno. – Nie ma jej w hotelu.

Nagle przystanęła, położyła dłonie na moich ramionach i obróciła mnie do siebie.

– Maddie, ona pojechała do Monalda!

16

– Co? – wrzasnęłam tak głośno, że aż uciszyła mnie przechodząca staruszka.

– Próbowaliśmy ją zatrzymać – wyjaśnił Marco, trajkocząc jak katarynka, kiedy podawał parkingowemu kwitek. – Ale ona była żądna krwi. Powiedziała, że zabije Larry'ego za to, że zrobił z ciebie kryminalistkę.

– Tłumaczyliśmy jej, że nikt nie wie, gdzie przepadł Larry – wtrąciła Dana.

– No właśnie. Opowiedzieliśmy jej o Monaidzie, butach, o tym, że chcą wrobić Larry'ego w morderstwo i jak przez to wszystko trafiłaś za kratki.

– A potem pani Rosenblatt miała wizję.

– Tak, wizję – przytaknął Marco.

Wizję. Z sekundy na sekundę robiło się coraz lepiej.

– Wiem, że będę tego żałować, ale czy możecie mi powiedzieć, jaką wizję? Dana zaczerpnęła tchu.

– Pani Rosenblatt powiedziała, że widziała Włocha…

– Amerykanina włoskiego pochodzenia – poprawił Marco.

– Okej. Amerykanina włoskiego pochodzenia. Uzbrojonego. Powiedziała, że miał małe oczka, jeszcze mniejsze serce i że unosiła się nad nim wielka chmura negatywnych emocji. Powiedziała, że przez niego twoja aura jest błotnistobrązowa.

– Twoja mama nie była tym zachwycona. – Marco pokręcił głową. – Brązowy jest bardzo niedobry dla duszy. Bardzo.

– Powiedziała, że da draniowi nauczkę – ciągnęła Dana. – A potem zadzwoniła moja komórka. To był Rico. – Urwała, a jej usta rozciągnęły się w głupkowatym uśmiechu. – Odebrał od Mac moją ladysmith. Prawda, że jest słodki?

Przytaknęłam szybko.

– Wróćmy do mojej matki i Monalda.

– Och, racja. Kiedy skończyłam rozmawiać z Rikiem, ich już nie było.

– Zniknęły. Tak po prostu – potwierdził Marco, rozkładając ręce.

– Jak mogliście do tego dopuścić? – zawołałam. – Gdzie wtedy byłeś? – zwróciłam się do Marca.

– W toalecie.

Pomasowałam skronie, czując nadciągający ból głowy.

– Okej, podsumujmy. Moja matka jedzie właśnie do mafiosa, żeby dać mu nauczkę, bo pani Rosenblatt miała wizję mojej aury?

– Mniej więcej – powiedziała Dana, przygryzając wargę. – Ale to jeszcze nie jest najgorsze.

Co mogło być gorszego?

– Więc to jeszcze nie wszystko?

– Eee, widzisz, zanim zadzwonił Rico, twoja mama podziwiała moją komórkę. Kiedy zobaczyłam, że ona i pani Rosenblatt zniknęły, sprawdziłam torebkę. Komórka też zniknęła.

– Czekaj. – Uniosłam rękę, żeby ją uciszyć i przechyliłam głowę, próbując wszystko sobie poukładać. – Skoro, kiedy wychodziły, ty gadałaś przez telefon, to jak mogły go zabrać?

Dana znowu przygryzła wargę.

– Eee, one nie zabrały tego telefonu. Tylko tamten drugi.

– Jaki drugi? Masz tylko… – I nagle zrozumiałam. Paralizator w kształcie komórki!

Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło. Jeśli na świecie istnieje coś bardziej niebezpiecznego od mojej matki dającej nauczkę, to moja uzbrojona matka dająca nauczkę.

Wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Ramireza, w nadziei, że będzie mógł powstrzymać porywcze seniorki. Oczywiście, od razu połączyłam się z jego pocztą głosową. Tak więc władowaliśmy się szybko do mustanga i pojechaliśmy do Victorii.

Moje bagaże ciągle były w samochodzie, więc kiedy Marco prowadził, ja przebrałam się szybko na tylnym siedzeniu. Zamieniłam dresy Ramireza na czarne spodnie. Do tego włożyłam top ozdobiony kryształkami i srebrne sandałki bez pięty. Przez cały ten czas starałam się nie wyobrażać sobie mamy zamkniętej w zamrażarce.