Larry odsunął się. Uśmiechał się leciutko, choć widać było, że jest nieźle zaszokowany.
– Co? – zapytałam.
– Pierwszy raz nazwałaś mnie „tatą” – powiedział zdławionym głosem.
Miał rację. Zrobiłam to po raz pierwszy. Uściskałam go raz jeszcze, znowu czując przyjemne ciepło w sercu rodem z kanału Hallmark. Tyle że tym razem, czułam także strach.
Po obiecaniu Larry'emu, że znajdziemy jakiś sposób, żeby wyciągnąć go z bałaganu, w który się wpakował, wysłałam go do łazienki, żeby wziął prysznic, przebrał się i (wyparcie, wyparcie, wyparcie) poprawił makijaż. Felix włączył laptopa i śmigając palcami po klawiaturze, pisał artykuł swojego życia. Do głowy przychodziły mi różne tandetne nagłówki, ale nie mogłam już nic zrobić, żeby go powstrzymać. Wyciągnęłam komórkę i zadzwoniłam do Dany. Powiedziałam jej, gdzie jestem i streściłam, czego dowiedziałam się od Larry'ego. Zapewniła mnie, że sytuacja z mamą i panią R jest w pełni opanowana. Odkrywała przed nimi uroki gry w blackjacka, a Marco kupił wszystkim koszulki z napisem „Viva Las Vegas”.
Rozłączyłam się i patrzyłam przez okno na lśniące bryły Excalibura, MGM Grand i Luxora. Wszystko w tym mieście jest takie duże. Łącznie z problemami. Przyglądałam się rzekom turystów płynącym ruchomymi chodnikami, rozmyślając, co zrobić z Larrym. Cały czas towarzyszyło mi rytmiczne stukanie w klawiaturę Felixa.
– Niezła historia, co? – zapytałam.
Felix nawet nie uniósł wzroku znad monitora. – Aha.
– A gdybym zapewniła ci jeszcze lepszą? Uniósł brew.
– Naprawdę nie sądzę, żeby coś było w stanie to przebić.
Chwilę milczałam. Sprawa wyglądała następująco: jak to ciągle powtarzał Ramirez, wszystko rozbijało się o dowody. Skoro Larry nie zgadzał się, żeby zeznawać, że jest brakującym ogniwem pomiędzy Monaldem a Marsuccimi, musieliśmy zdobyć inny dowód. Na przykład zdjęcia. A tak się składało, że znałam osobę, która miała talent do robienia fotek niczego nieświadomym ludziom.
– A gdybym obiecała ci wyłączność?
– Wyłączność? – Spojrzał na mnie, teraz już wyraźnie zainteresowany. Skinęłam głową.
– Ale…
– Aha. Wiedziałem, że jest jakiś haczyk. Zignorowałam go.
– Ale musisz mi pomóc. Zmrużył oczy.
– W czym miałbym ci pomóc?
– Zamierzam doręczyć tę przesyłkę od Monalda.
– Słucham? – powiedział, patrząc na mnie jak na wariatkę.
– Chcę, żebyś zadzwonił do Monalda, udając Larry'ego. Powiesz mu, że doręczysz tę przesyłkę.
Ale w rzeczywistości, będziesz robił zdjęcia, jak ja, przebrana za Larry'ego, biorę przesyłkę od Monalda i przekazuję ją Marsuccim.
– Komu? – zapytał Felix, przebiegając wzrokiem notatki.
Przygryzłam wargę. Czułam się trochę, jakbym zawierała pakt z diabłem. Zastanawiałam się, co jest gorsze: możliwość, że Larry zostanie wydany za mąż za kumpla z celi o imieniu Bubba, czy całe lata nauki hiszpańskiego, żebym mogła sobie przetłumaczyć wszystkie przekleństwa, jakie padną z ust Ramireza, kiedy zobaczy moje zdjęcie na pierwszej stronie „Informera”. Znowu.
Przeniosłam wzrok z drzwi łazienki na Felixa. A co tam.
– Marsucci to zorganizowana grupa przestępcza – zaczęłam. Felix znowu uniósł brew.
– Chodzi o mafię?
Skinęłam głową. A potem opowiedziałam mu ze szczegółami wszystko, czego dowiedziałam się od Ramireza o zabitym celniku, śledztwie prowadzonym przez federalnych, kontenerach z podróbkami butów i śladach prowadzących do Monalda. Mojej opowieści towarzyszył dźwięk wściekłego stukania w klawiaturę, jako że Felix wszystko notował.
– Od początku coś mi się nie zgadzało z tym Brunonem – powiedział, kiedy skończyłam. – Nie wyglądasz mi na dziewczynę goryla.
– Ostatni raz ci mówię, że nie jestem jego dziewczyną. Jestem tylko jego… Słuchaj, to nieważne. Ważne, żebyśmy zdobyli zdjęcia, które będą wyraźnym dowodem na powiązania Monalda z Marsuccimi, dzięki czemu Monaldo trafi do więzienia, a Larry nie skończy jako mokra plama na asfalcie. Wchodzisz w to?
Felix włożył do ust końcówkę hotelowego długopisu, żując ją w zamyśleniu.
– Zapowiada się niebezpiecznie – wypalił w końcu.
Oparłam dłonie na biodrach, wypięłam do przodu pierś i najlepszym głosem twardej laski oświadczyłam:
– Jestem dorosłą kobietą. Poradzę sobie. Dlaczego wszyscy uważają, że jestem małą, nieporadną dziewczynką w szpilkach, która powinna czekać, aż pojawią się duzi chłopcy i rozwiążą problem? Zostawiłam to dużym chłopcom i zobacz, co się stało. Hank nie żyje. Bobbi nie żyje. Nie zamierzam – dodałam z naciskiem – siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż odstrzelą mojego tatę, tylko dlatego, że według ciebie to zbyt niebezpieczne zadanie dla blondynki. Pozwól, że coś ci wyjaśnię, stary. Nie jestem małą dziewczynką. Jestem dużą, wściekłą kobietą!
Lał, ale mu przygadałam. Czułam się świetnie. Pewnie czułabym się jeszcze lepiej, gdybym powiedziała to Ramirezowi, ale ponieważ ciągle widziałam przed oczami jego twarz, było trochę tak, jakbym przygadała i jemu. Czułam, jak cała moja złość i frustracja odpływają, ustępując miejsca pewności siebie. Jestem kobietą! Słyszycie? Groźną kobietą!
I wtedy zauważyłam, że usta Felixa drgają w kącikach.
– Skarbie – powiedział, nie mogąc dłużej powstrzymać śmiechu – chodziło mi o to, że zapowiada się trochę niebezpiecznie dla mnie.
Moja pewność siebie pękła jak bańka mydlana.
– Och. Jasne.
– Ale – dodał, starając się opanować śmiech – jeśli jesteś aż tak zdeterminowana…
– Jestem.
– …i jeśli rzeczywiście zgadzasz się na wyłączność, łącznie ze zdjęciami i tak dalej…
Wzdrygnęłam się w duchu, mając nadzieję, że przynajmniej tym razem nie przeklei mojej głowy do innego ciała, i powiedziałam:
– Zgadzam się.
– …to umowa stoi. Będę twoim fotografem. – Wysunął dłoń. Uścisnęłam ją, częściowo spodziewając się, że zaraz ukażą się jego ukryte rogi i ogon.
Nie traciłam czasu, wiedząc, że lada chwila z łazienki wyjdzie Larry. Szybko zadzwoniłam na informację, żeby podali mi numer do Victoria Club.
– Chyba umiesz naśladować amerykański akcent? – zapytałam, podając zapisany numer Felixowi.
Uśmiechnął się.
– Niech cię o to głowa nie boli – powiedział, przeciągając samogłoski, w kiepskiej imitacji Johna Wayne'a.
– Eee, może to jednak nie jest dobry pomysł…
– Po prostu daj mi telefon – rzucił, wyrywając mi komórkę. Kiedy wybierał numer, wstrzymałam oddech i zacisnęłam kciuki, a także palce u nóg, modląc się do świętego od podstępów i podrabianych akcentów. Chyba ktoś na górze mnie wysłuchał, bo Felix przemówił z idealnym kalifornijskim akcentem. No dobrze, może brzmiał bardziej jak Keanu Reeves niż Larry, ale wszystko wskazywało na to, że Monaldo dał się nabrać.
Obserwując drzwi łazienki, spod których ciągle wydobywała się para (Larry nadal się pucował), przysłuchiwałam się prowadzonej przez Felixa rozmowie. Była szybka i rzeczowa. Mówił głównie „aha, aha” i „okej”. Do mojego żołądka zleciały się motyle, kiedy Felix poprosił Monalda, żeby przypomniał mu adres, pod który miała być dostarczona przesyłka. Zapisał go na hotelowej papeterii.
Wreszcie się rozłączył.
– No i? – zapytałam.
– Dziś, o dwudziestej.
Motyle w moim żołądku zaczęły tańczyć mambo.
18
Ponieważ zostały mi niecałe cztery godziny, żeby zmienić się z kobiety o wzroście metr pięćdziesiąt w babę o wzroście metr osiemdziesiąt, w dodatku udającą że jest facetem udającym kobietę, potrzebowałam pomocy. I jeśli ktoś mógł mi w tym pomóc, to tylko Marco. Znalazłam go na dole, w sklepie z pamiątkami I – Maddie, skarbeńku! – wykrzyknął na mój widok, cmokając powietrze przy moich policzkach. – Gdzie się podziewałaś? Strasznie się o ciebie martwiłem!