Выбрать главу

Obok neona stał czarny rangę rover. (Bardzo dobry wybór, biorąc pod uwagę tutejsze warunki drogowe). Przy samochodzie stało dwóch facetów w czarnych garniturach. Obaj mieli ciemne okulary i wyglądali jak kiepska wersja Facetów w czerni. Już miałam do nich podejść, kiedy z samochodu wysiadł trzeci facet. Był niższy od dwóch pozostałych.

Jego garnitur był szary, ale miał takie same ciemne okulary jak tamci dwaj. Zdaje się, że ciemne okulary są obowiązkowym elementem ubioru członków mafii. Oprócz okularów, miał na sobie więcej złotej biżuterii niż Joan Rivers – między innymi olbrzymi medalion i sygnety na obu dłoniach. Jego włosy były przylizane do tyłu, tworząc gładki, czarny hełm na zbyt dużej w stosunku do ciała głowie. Brakowało mu tylko biało – czarnych gangsterskich butów oraz uzi, i byłby z niego wykapany włoski mafioso.

Cała trójka powoli podeszła do mnie. Faceci w Czerni trzymali się po bokach Kurdupla.

– Masz coś dla nas? – zapytał Kurdupel głosem Joe Pesciego, wskazując torebkę w mojej pobielałej dłoni.

Skinęłam głową i odchrząknęłam, usiłując nadać mojemu głosowi jak najniższą barwę.

– Tak – powiedziałam.

Kurdupel ściągnął okulary i popatrzył na mnie przez chwilę zmrużonymi oczami.

O co chodzi z tą woalką? – zapytał. Serce podeszło mi do gardła.

– Eee… Jestem w żałobie – odparłam, wbijając wzrok w ziemię. – Hank nie żyje.

Kurdupel pokiwał głową zaciskając wąskie usta.

– Słyszałem. To prawdziwa tragedia.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że ci goście regularnie mieli do czynienia z „prawdziwymi tragediami”. Niezbyt pocieszająca myśl.

Nic jednak nie powiedziałam, tylko też pokiwałam głową.

Kurdupel wskazał torebkę i wyższy z Facetów w Czerni podszedł do mnie, żeby ją zabrać. Przeszedł mnie dreszcz strachu, kiedy jego dłoń musnęła moją. Zwłaszcza że spojrzał na moją twarz.

Ponownie odchrząknęłam i utkwiłam wzrok w swoich butach, modląc się, by zinterpretował moje dziwne zachowanie jako cierpienie po śmierci przyjaciela. Przez jedną straszną, długą chwilę myślałam, że jest już po ptakach. Bałam się, że przejrzał mój podstęp z udawaniem faceta udającego kobietę i że wkrótce będę pływać z rybkami. (Względnie, mrozić się w towarzystwie groszku). Ale on cofnął się do Kurdupla i otworzył torebkę. Kurdupel zerknął do środka i zagrzebał ręką, żeby sprawdzić, czy studolarówki nie leżą tylko na samej górze, a cała reszta torebki nie jest wypełniona sianem. Skinął głową, dając znak Gorylowi Numer Jeden, że wszystko w porządku.

Potem Kurdupel zwrócił się do mnie.

– Przekaż Monaldowi, że jest nam przykro z powodu tragicznej śmierci jego człowieka – powiedział, ale nie zabrzmiało to ani trochę szczerze.

Pokiwałam głową.

Kurdupel wpatrywał się w moją twarz jeszcze przez jedną, niemiłosiernie długą chwilę, po czym z powrotem założył okulary. Uff.

Czułam, jak wszystkie moje mięśnie się rozluźniły, kiedy Kurdupel ruszył do samochodu. Goryl Numer Jeden przytrzymał mu drzwi, a potem wsiadł z nim na tył. Goryl Numer Dwa zajął miejsce za kółkiem.

Mokra z emocji, stałam twardo na swoim miejscu, patrząc jak zawracają na trzy i oddalają się piaszczystą drogą. Okazało się, że jestem całkiem niezła w te klocki. Żadnych trupów. Żadnych rozwścieczonych gangsterów. Żadnego porywczego gliniarza, który mógłby namącić. Z satysfakcją myślałam o tym, jaką Ramirez zrobi minę, kiedy dostarczę mu dowody, które pozwolą zamknąć prowadzoną przez niego sprawę. Całkiem nieźle jak na irytującą blondynkę, prawda?

Powstrzymałam się przed skakaniem z radości, na wypadek gdyby Faceci w Czerni obserwowali mnie we wstecznym lusterku. Dopiero kiedy straciłam z oczu tylne światła rangę rovera, pomachałam w kierunku, gdzie czatował Felix.

Mogłabym przysiąc, że w odpowiedzi błysnął fleszem.

Niestety, była to ostatnia rzecz, jaką widziałam.

Nagle w mojej głowie nastąpiła eksplozja i ziemia usunęła mi się spod nóg.

A potem wszystko zasnuła czerń.

19

Kiedyś, jeszcze za czasów studiów w Academy of Art University w San Francisco, wyszłam ze znajomymi świętować egzaminy końcowe. Linda, która studiowała produkcję filmową i właśnie dostała pracę w DreamWorks, zaproponowała, żebyśmy poszli to uczcić w Golden Gate Club. Twierdziła, że takie okazje zasługują na kilka szarlotek. Uznałam, że to świetny pomysł, zważywszy na to, że przez ostatnie trzy noce ślęczałam do drugiej, pisząc pracę o różnicy pomiędzy obcasem typu kaczuszka a szpilką. Poza tym, kto nie lubi szarlotki? Dopiero na miejscu zorientowałam się, że nie chodzi o ciastka, tylko drinki o tej samej nazwie z dużą zawartością wódki. Chciałabym powiedzieć, że mam co wspominać. Niestety nie mogę, bo nic nie pamiętam. Moje wspomnienia kończą się na tym, jak pokazuję facetowi o imieniu Snake, że potrafię dotknąć czubka własnego nosa czubkiem języka.

Kiedy się obudziłam następnego ranka, miałam w buzi kapcia, oddech, który mógłby zabić i myślałam, że zaraz rozsadzi mi głowę. Bolały mnie oczy, pulsowały skronie, dzwoniło mi w uszach, a ból głowy był tak wielki, że miałam ochotę rzucić się z okna pod przejeżdżający autobus, byle z tym skończyć.

Myślałam, że nie można czuć się gorzej, ale najwyraźniej się myliłam.

Jęknęłam. Każdy oddech sprawiał, że czułam się, jakby przejeżdżała po mnie wielka ciężarówka. Usta swędziały mnie bardziej niż nogi w poliestrowych spodniach w sierpniu. Bolały mnie oczy i miałam wrażenie, że moje powieki są sklejone. Powoli skontrolowałam poszczególne części mojego ciała. Najpierw poruszyłam palcami u stóp, potem u dłoni. Wyglądało na to, że wszystkie są sprawne. Kiedy jednak sprawdzałam dłonie, okazało się, że mają dziwnie ograniczony zasięg. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że są skrępowane. Potarłam o siebie nadgarstki i wtedy wbiło się w nie coś twardego i nieprzyjemnego. Podobnie wyglądała sprawa z kostkami. Poruszyłam pupą wyczuwając pod nią twardą zimną podłogę.

Ostrożnie otworzyłam jedno oko, potem drugie. Było ciemno i choć sprawiało mi to ból, mrugałam oczami, żeby przyzwyczaić je do mroku, i coś zobaczyć. Wyglądało na to, że jestem w jakimś schowku. Pod ścianami piętrzyły się kartonowe pudła, a z jednej stały metalowe wieszaki na ubrania. Przez ściany przebijała dudniąca muzyka, potęgując ból w mojej głowie.

– Halo? – zawołałam, a raczej spróbowałam zawołać. Z moich ust wydobyło się jedynie żałosne, ciche piśniecie. Suchość w moim gardle przebijała nawet łokcie mojej matki w styczniu. Zresztą, i tak nikt by mnie nie usłyszał. Nie przy tak głośnej muzyce.

Siedziałam więc, unieruchomiona, oswajając się z ciemnością i próbując sobie przypomnieć, jak się tu znalazłam. I co to w ogóle było za miejsce. Stracham przytomność? Zemdlałam? Znowu wypiłam o jednego drinka za dużo?

Spojrzałam na swoje skrępowane stopy, obute w platformy z lakierowanej skóry. Nagle wszystko sobie przypomniałam. Udawanie drag queen, Facetów w Czerni, magazyn na pustyni.

I spotkanie bliskiego stopnia z ziemią.

Ktoś mi przywalił w głowę! Nienawidzę, kiedy ludzie to robią. I to akurat w chwili, kiedy myślałam, że wszystko poszło świetnie. Z powodzeniem podszyłam się pod Larry'ego, Marsucci dostali swoją forsę – wszyscy powinni być zadowoleni. Miałam nadzieję, że Felix zrobił zdjęcie świrowi, który mnie tak załatwił.

Felix!

Moja jedyna nadzieja. Na pewno wszystko widział. Może przyjechał tutaj za mną. Może już wezwał posiłki i zaraz mnie odbiją…