Выбрать главу

Wyłowiłam z torebki mój karnet (był pod snickersem i pustym opakowaniem po m &msach), pomachałam nim Gościowi Bez Szyi i poszłam szukać Dany. Znalazłam ją w jednej z mniejszych salek, gdzie dyrygowała ciężarnymi kobietami. Na wszelki wypadek szybko sprawdziłam, czy w moim oddechu nie czuć przypadkiem truskawkowego szejka. Kiedy kobiety się rozeszły, Dana podbiegła do mnie, z butelką wody witam inizowanej w ręce.

– Hej – rzuciła, upijając długi łyk. – Czyżbyś przyszła na zajęcia z tańca na rurze?

– O kurczę, zapomniałam zabrać z domu mój kostium striptizerki. Dana zignorowała mój sarkazm.

– To świetnie robi na pośladki.

– Może następnym razem. Przed chwilą jadłam. – Dwie godziny temu. Dana patrzyła na mnie, mrużąc oczy.

– Czy to co widzę na twoim topie, to okruszki z frytek? – Odruchowo się otrzepałam. – Maddie, myślałam, że uzgodniłyśmy, że zadbasz bardziej o swoje ciało. Wiesz, jak niezdrowe są frytki? Równie dobrze mogłabyś sobie wstrzykiwać tłuszcz w żyły.

Westchnęłam.

– Przyjdę jutro i w ramach pokuty będę robić brzuszki.

– Obiecujesz?

Niechętnie skinęłam głową, czując, jak mięśnie brzucha zaciskają się w proteście na pochłoniętym przeze mnie hamburgerze.

– Okej – powiedziała Dana, popijając wodę – Skoro nie przyszłaś tańczyć na rurze, co cię sprowadza?

– Byłam ciekawa, czy masz jeszcze numer do jednego faceta, z którym się kiedyś spotykałaś. Tego, który pracował w telekomunikacji.

– Teda z Yerizonu? Jasne, że mam. A co?

Opowiedziałam Danie o dziwnej wiadomości na mojej sekretarce i o tym jak prowadziłam telefoniczne poszukiwania w Las Vegas. Dana sączyła witaminizowaną wodę, a jej oczy robiły się coraz większe i większe.

– Myślisz, że został postrzelony? – zapytała, kiedy skończyłam. Przygryzłam wargę.

– Nie wiem.

– Założę się, że chodzi o jakieś porachunki mafijne. W Vegas rządzi mafia. – Dana pokiwała głową.

– To nie ma nic wspólnego z mafią.

– Rico powiedział mi, że egzekucje mafijne wykonuje się berettami kaliber 45. Czy to brzmiało jak wystrzał z beretty?

Westchnęłam w duchu.

– Słuchaj, nie jestem pewna, czy został postrzelony. Pomyślałam tylko… że mogłabym zadzwonić na policję w Vegas i poprosić, żeby to sprawdzili. Tyle że najpierw muszę się dowiedzieć, gdzie mają sprawdzić.

Dana wzruszyła ramionami.

– Dobrze, już dobrze. Zaraz po zajęciach zadzwonię do Teda i dowiem się, czy może skombinować te adresy.

– Dzięki. – Podałam Danie kartkę z numerami. Po chwili odeszła do grupki osiemdziesięciolatek, które lubiły udawać striptizerki. Wzdrygnęłam się. Głównie dlatego, że kiedy zaczęły tańczyć do I'm Too Sexy uświadomiłam sobie, że nawet po trzech margaritach nie jestem tak gibka jak one. Przygnębiająca myśl.

Po spotkaniu z Daną zaczęłam odczuwać lekkie wyrzuty sumienia z powodu mojego obfitego lunchu. Postanowiłam, że kolacja będzie zdrowsza. W drodze do domu zatrzymałam się w Magie Happy Time Noodle i wzięłam podwójną porcję kurczaka moo shoo (kurczak to w końcu chude mięso) z makaronem ryżowym (ryż nie tuczy, prawda?)

Wlokąc się Czterystapiątką, jeszcze raz spróbowałam skontaktować się z dwoma ostatnimi Larrymi. Rezultat był taki sam jak poprzednio. Pod pierwszym numerem nikt nie odbierał, pod drugim znowu usłyszałam bezosobowe nagranie z sekretarki. Zastanawiałam się, czy nie zostawić wiadomości, ale ponieważ ciągle nie zdecydowałam co powiedzieć, rozłączyłam się przed sygnałem nagrywania. Miałam nadzieję, że Ted z Verizonu jest dziś w dobrym humorze.

Zaparkowałam samochód na ulicy i z chińszczyzną w ręce, zaczęłam wspinać się po schodach do mojego mieszkania. Byłam w połowie drogi na górę, kiedy poczułam mrowienie na karku. Miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Powoli odwróciłam się i omiotłam wzrokiem ulicę. Moją uwagę natychmiast przykuł niebieski dodge neon z wgniecionym błotnikiem, stojący przed sąsiednim budynkiem. Nie miałam stuprocentowej pewności, czy to ten sam samochód, który wczoraj jechał za mną i Daną, ale ponieważ po LA. jeżdżą góra dwa niebieskie neony, prawdopodobieństwo było całkiem duże.

Zeszłam na dół i niedbałym krokiem ruszyłam w stronę dodge'a. Byłam zaledwie parę metrów od niego, kiedy kierowca ruszył nagle z piskiem opon, jak w kiepskim filmie policyjnym z lat siedemdziesiątych, i po chwili zniknął, biorąc zakręt tak gwałtownie, że aż go zarzuciło. Nie miałam nawet czasu przyjrzeć się kierowcy; zdążyłam tylko zobaczyć, że był to facet.

Nawet gdybym wierzyła w zbiegi okoliczności, ten uznałabym za wyjątkowo niesamowity i dziwaczny. Choć neon zniknął, nagle poczułam się bardzo nieswojo, stojąc sama na otwartej przestrzeni. Pomknęłam na górę, przeskakując po dwa stopnie naraz, i zamknęłam drzwi mieszkania na zamek. Dla pewności (i dlatego, że obejrzałam w swoim życiu zbyt wiele horrorów), zajrzałam pod futon, za drzwi łazienki i do szafy. Jak można było przewidzieć, nigdzie nie czaił się Boogeyman. To uświadomiło mi, że jestem śmieszna. Neon należał pewnie do syna mojej sąsiadki. To, że nagle ruszył, nie miało zapewne nic wspólnego z tym, że szłam w jego kierunku. Prawdopodobnie był to zupełnie inny samochód niż ten, który jechał za mną i Daną.

Mimo to wolałam, żeby drzwi były zamknięte, a jedząc chińszczyznę, miałam pod ręką nóż firmy Ginsu. Tak na wszelki wypadek. (Hej, nie jestem idiotką. W horrorach blondynki zawsze giną pierwsze).

Pochłonęłam chińszczyznę rekordowo szybko i przez resztę wieczoru bazgrałam od niechcenia szkice plastików Rainbow Brite, w przerwach dzwoniąc do Larrych. Niestety, za każdym razem rezultat był ten sam. Miałam nadzieję, że Dana będzie miała więcej szczęścia z Tedem z Verizonu. Po Lettermanie jeszcze raz zadzwoniłam pod oba numery, po czym uznałam, że na dzisiaj wystarczy. Rozłożyłam futon i zapadłam w niespokojny sen. Śnili mi się mafiosi o twarzy Raya Liotty.

Mogłabym przysiąc, że minęło zaledwie pięć minut, od kiedy się położyłam, gdy usłyszałam walenie do drzwi. Jednak kiedy otworzyłam oko, zobaczyłam, że jest jasno, a zegarek wskazuje siódmą trzynaście. Jęknęłam, znowu słysząc łomotanie. Czy ludzie poszaleli, żeby tak wcześnie wstawać?

Z ociąganiem odrzuciłam kołdrę i wstałam, a następnie powlokłam się półprzytomna do drzwi.

– Idę – mruknęłam, kiedy osoba po drugiej stronie zaczęła walić w nie z taką siłą, że zaczęłam się bać, iż wyważy drzwi.

Przyłożyłam na wpół otwarte oko do wizjera.

To co zobaczyłam, obudziło mnie szybciej niż duża mocha latte. Ciemne, zmierzwione włosy, ciemne oczy, mała biała blizna przecinająca lewą brew. Silna szczęka pokryta seksownym jednodniowym zarostem i czarny dopasowany T – shirt, na którego widok od razu poczułam się jak kotka w marcu.

Ramirez.

3

O cholera! Odskoczyłam od drzwi jak oparzona, jakby Ramirez mógł mnie zobaczyć przez wizjer. Szybko omiotłam wzrokiem mieszkanie. Ciuchy na podłodze, puste pudełka po chińszczyźnie na blacie w kuchni, walające się wszędzie szminki, tusze do rzęs i ołówki – Martha Stewart byłaby zgorszona. Nie cierpię ludzi zjawiających się bez zapowiedzi równie mocno jak rannych ptaszków.

Może, jeśli pozostanę nieruchomo, Ramirez pomyśli, że nie ma mnie w domu i wpadnie później. Jak już wszystko ogarnę. Obwąchałam się szybko. Fuj. I wezmę prysznic.

– Wiem, że tam jesteś, Maddie. Pod domem stoi twój dżip. Cholera. Nie bez powodu jest detektywem. – Otwórz drzwi, Maddie, bo inaczej będę musiał je wyważyć.