Выбрать главу

Poczyniwszy te spostrzeżenia, Cassi wróciła do lektury.

Oddzielony biurkiem od pacjenta, pięćdziesięciodwuletniego prawnika Herberta Lowella, Thomas przyglądał mu się z uwagą. Gabinet, w którym się znajdowali, był urządzony podobnie jak poczekalnia, z tą jednak różnicą, że ściany pomalowano tu na zielono, a meble były autentycznymi chippendalami; samo biurko warte było małą fortunę.

Thomas badał już kilkakrotnie Lowella przy różnych okazjach i zapoznał się dokładnie z arteriogramami, wykonanymi przez kardiologa, doktora Whitinga. Dla Thomasa sytuacja była jasna. Lowell przeszedł w przeszłości łagodny atak serca, cierpiał na chorobę niedokrwienną serca i ma potwierdzone radiologicznie upośledzenie krążenia tętniczego. Thomas powiedział mu o konieczności operacji i obecnie chciał z nim ustalić jej termin.

– To jest taka nieodwracalna decyzja – denerwował się Lowell.

– Ale trzeba koniecznie ją podjąć – oświadczył Thomas, podnosząc się z miejsca i zamykając teczkę Lowella. – Niestety, mój czas jest bardzo ograniczony. Jeśli pan będzie miał jeszcze jakieś pytania, proszę telefonować. – Thomas zrobił krok w stronę drzwi jak znający wartość swojego towaru kupiec, który chce dać do zrozumienia, że dalsze targowanie się nie ma sensu.

– A czy nie byłoby wskazane zasięgnięcie jeszcze jednej opinii lekarskiej? – zapytał z wahaniem Lowell.

– Panie Lowell – oznajmił mu Thomas – pan może zasięgnąć jeszcze dowolnej liczby opinii według własnego uznania. Ja przekażę swoją doktorowi Whitingowi i może pan przedyskutować z nim całą sprawę. – Mówiąc to, otworzył drzwi do poczekalni. – A w ogóle radzę panu zwrócić się do innego chirurga, gdyż nie toleruję braku zaufania. Teraz proszę mi wybaczyć, jestem zajęty.

Thomas zamknął drzwi za Lowellem, pewien, że ten przyjmie proponowany mu termin operacji. Usiadł i zajął się gromadzeniem materiałów na jutrzejszą konferencję w Grand Rounds, a potem podpisywaniem przyniesionych mu przez Doris dokumentów.

Gdy pojawił się w poczekalni z podpisaną korespondencją, nie był zaskoczony, gdy zastał w niej Lowella. Spojrzał na Cassi, skinął jej lekko głową, po czym spojrzał pytająco na pacjenta.

– Doktorze Kingsley, podjąłem decyzję o poddaniu się operacji – oświadczył.

– W porządku. Proszę zadzwonić w przyszłym tygodniu do panny Stratford i ustalić z nią szczegóły.

Lowell podziękował, po czym wyszedł zamykając za sobą spokojnie drzwi.

Udając, że jest zatopiona w lekturze, Cassi obserwowała swojego męża. Zwróciła uwagę na to, jak odniósł się do Lowella. On nigdy się nie wahał. Zawsze wiedział, co należy uczynić i robił to, co należy. Podziwiała jego spokój i opanowanie – cechy, których jej brakowało. Z przyjemnością patrzyła na ostry zarys jego profilu, rudawoblond włosy i atletyczną budowę ciała. Był bardzo przystojnym mężczyzną.

Po całodziennych kłopotach, a w rzeczywistości bardzo trudnym dla niej tygodniu, Cassi miała ochotę rzucić mu się na szyję. Instynktownie czuła jednak, że nie przyjąłby dobrze tak spontanicznych uczuć, zwłaszcza w obecności Doris. I miałby chyba rację. Gabinet z pewnością nie jest odpowiednim miejscem dla takich manier. Doszedłszy do takiego wniosku, przerwała lekturę i schowała artykuły do torby.

Gdy zatrzasnęły się za nimi drzwi poczekalni, Thomas oświadczył obojętnym tonem: – Muszę teraz odwiedzić salę intensywnej terapii. Możesz iść ze mną lub poczekać w hallu. Jak wolisz. To nie będzie długo trwało.

– Idę z tobą – powiedziała Cassi domyślając się, że Thomas również nie miał łatwego dnia. Musiała przyspieszyć kroku, żeby za nim nadążyć.

– Jak poszły ci dzisiaj operacje? – zapytała jakby od niechcenia.

– Bardzo dobrze.

Cassi zrezygnowała z dalszych pytań. Zresztą trudno było podejmować rozmowę, gdy przechodzili ruchliwymi korytarzami. Wiedziała z doświadczenia, że Thomas niechętnie udziela odpowiedzi, gdy jest zdenerwowany.

W windzie ani na chwilę nie oderwał wzroku od licznika pięter. Robił wrażenie jakby był czymś pochłonięty i przeżywał jakieś napięcie.

– Będę szczęśliwa, gdy w końcu znajdę się wieczorem w domu – wyznała Cassi. – Muszę się dobrze wyspać.

– Czyżby jakieś tajemnicze duchy niepokoiły cię tej nocy?

– Wybacz, ale nie jestem ciekawa opinii chirurga na temat psychiatrii.

Thomas zamilkł, a na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech. Chyba się nieco odprężył.

Wyszli z windy na siedemnastym piętrze. Thomas szedł pierwszy szybkim krokiem, za nim podążała Cassi. Chociaż spędziła już wiele lat w szpitalach, ilekroć znalazła się na chirurgii nie mogła wyzbyć się uczucia dziwnej obawy. Panująca tu atmosfera nie pozwalała na stoicką postawę, którą Cassi z powodzeniem przyjęła w przypadku własnej choroby. Rzecz znamienna, że na oddziale ogólnomedycznym, gdzie znajdowali się pacjenci ze spowodowanymi przez cukrzycę komplikacjami, panowała zupełnie inna atmosfera.

Gdy Cassi i Thomas znaleźli się w pobliżu działu intensywnej terapii, Thomas został rozpoznany przez oczekujących w korytarzu członków rodzin jego pacjentów. Natychmiast został otoczony jak gwiazdor filmowy lub rockowy. Jakaś stara kobieta chciała go dotknąć, tak jakby był kimś w rodzaju bóstwa. Thomas zachowywał się spokojnie, każdego po kolei zapewnił, że operacja przebiegła normalnie, a dalszych informacji należy oczekiwać od pielęgniarki. W końcu udało mu się wyrwać z kręgu otaczających go osób i wejść na salę intensywnej terapii, dokąd już nikt – z wyjątkiem Cassi – nie odważył się za nim pójść.

Na widok niezliczonych aparatów, oscyloskopów, monitorów i bandaży nurtujące Cassi uczucie obawy spotęgowało się. W tej niezwykłej plątaninie wyposażenia technicznego pacjenci jakby zostali zapomniani. Odnosiło się wrażenie, że zarówno lekarze, jak i pielęgniarki przede wszystkim są zainteresowani aparaturą.

Thomas przechodził od łóżka do łóżka. Każdym pacjentem opiekowała się tutaj przydzielona kompetentna pielęgniarka; z każdą z nich Thomas rozmawiał nie spoglądając nawet w stronę chorego, chyba że jego uwagę zwróciło jakieś szczególne odchylenie od normy. Szybko przebiegał wzrokiem dane uwidocznione na sprzęcie technicznym. Sprawdzał zapisy bilansu płynowego, oglądał pod światło zdjęcia rentgenowskie klatki piersiowej, odczytywał zawartość elektrolitów i gazów we krwi.

Przy tej okazji Cassi uprzytomniła sobie raz jeszcze, jak ciągle mało wie o medycynie.

Tak jak Thomas obiecał, wszystko to nie trwało długo. Jego pacjenci czuli się dobrze. Stażyści – pod kierunkiem Larry'ego Owena – radzili sobie nieźle z drobnymi problemami, które pojawiły się w nocy. Gdy Thomas i Cassi znaleźli się znów na korytarzu, ponownie zostali otoczeni przez rodziny pacjentów. Tym razem jednak Thomas oświadczył krótko, że nie ma już czasu, ale może zapewnić, iż wszyscy pacjenci czują się dobrze.

– To musi być nadzwyczaj przyjemne otrzymywać tyle wyrazów uznania od rodzin pacjentów – zauważyła Cassi, gdy oboje zmierzali do windy.

Thomas nie odpowiedział od razu. Uwaga Cassi przypomniała mu, z jaką radością przyjmował wyrazy wdzięczności od rodziny Nazzaro. Wtedy ta wdzięczność coś dla niego znaczyła. W tym momencie pomyślał o córce Campbella. Spojrzał za siebie, uświadomiwszy sobie nagle, że nie zauważył jej wśród oczekujących.

– To z pewnością jest bardzo przyjemne, że krewni pacjentów tak doceniają naszą pracę – stwierdził dość obojętnie. – Ale to nie jest ważne. W każdym bądź razie nie dla ich uznania wykonuję swoją pracę.

– Oczywiście – zgodziła się Cassi. – I nie to miałam na myśli.

– Najważniejsze było dla mnie zawsze uznanie moich nauczycieli i zwierzchników – dorzucił Thomas.