Выбрать главу

Przesuwając ręce w górę jego karku myślała, że warto byłoby zmienić temat rozmowy.

– Czy przynajmniej mówi się o tym, że gdy ty wykonujesz trzy bypassy, inni robią tylko jeden lub dwa?

– Nie. Nikt o tym nawet nie wspomina, bo przyzwyczaili się już do tego. Nie ma tu nikogo, kto byłby w stanie mi dorównać.

– Powinieneś podjąć współzawodnictwo z najlepszymi, czyli z samym sobą! – powiedziała ze śmiechem Cassi.

– O, co to, to nie! Nie próbuj mnie czarować swoją pseudo-psychologią! – odparł Thomas.

– Czy na poziomie, który osiągnąłeś, współzawodnictwo jest takie ważne? – już całkiem poważnie zapytała Cassi. – Czy nie wystarcza ci wielka satysfakcja, że przywracasz ludziom zdrowie?

– Oczywiście, jest to bardzo miłe uczucie – przyznał Thomas. – Ale satysfakcja nie jest w stanie mi pomóc w uzyskaniu łóżek i czasu w sali operacyjnej dla moich pacjentów, którzy na to zasługują zarówno ze względów zdrowotnych, jak i społecznych. A za sprawą ludzkiej wdzięczności z pewnością nie zostanę szefem oddziału chirurgii – zresztą nie jestem nawet pewien, czy jeszcze tego chcę. Jeśli mam być szczery, mój entuzjazm nieco przygasł, a w zamian pojawiło się uczucie pustki.

Słowo "pustka" coś przypomniało Cassi. Czyżby śniła? Rozejrzała się wokół siebie, po wnętrzu samochodu: czuła charakterystyczny zapach skórzanych siedzeń, słyszała warkot silnika i miarowy szmer wycieraczek. Nie, to nie sen: ona to słowo niedawno słyszała w innych ustach. Nagle przypomniała sobie: tego słowa użył pułkownik Bentworth. "Jest we mnie gniew i pustka" – tak właśnie powiedział.

Wynurzywszy się z bezlistnych lasów, pędzili teraz poprzez słone błota. Za ociekającymi strugami deszczu szybami Cassi oglądała ponury listopadowy krajobraz. Podmuchy wiatru i deszcz strącały z drzew ostatnie kolorowe liście, które długo wirowały w powietrzu zanim opadły na ziemię. Zbliżała się zima, jej rychłe nadejście zapowiadały chłodne i wilgotne noce. Wzięli ostatni zakręt, z hukiem przemknęli przez drewniany most i znaleźli się na swojej prywatnej drodze. W ruchomym świetle reflektorów Cassi dostrzegła zarysy domu. Został zbudowany na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku jako dom letniskowy jakiegoś bogacza, w charakterystycznym dla Nowej Anglii rustykalnym stylu. W latach czterdziestych dostosowano go do zimowych potrzeb mieszkalnych. Rozłożysty charakter budynku i nieregularny kształt krytego gontem dachu sprawiały, że miał unikalną sylwetkę. Cassi lubiła ten dom, bardziej jednak latem niż zimą. Na szczególne wyróżnienie zasługiwała jego lokalizacja. Znajdował się tuż przy małej zatoczce, z widokiem na morze. Chociaż do Bostonu trzeba było stąd jechać prawie trzy kwadranse, Cassi uważała, że się to opłaca.

Przypomniała sobie pierwsze spotkanie z Thomasem na trzecim roku studiów. Była wtedy na praktyce w Boston Memorial. Pewnego dnia zobaczyła Thomasa wśród ślepo naśladującej go grupy stażystów, gdy badał pacjenta po przebytym ataku serca. Od razu ją zafascynował. Słyszała o nim wiele i była zaskoczona, że jest taki młody. Zauważyła także, że jest nadzwyczaj przystojny i nawet jej do głowy nie przyszło, żeby ktoś tak niezwykły mógł zwrócić na nią uwagę, a jeśli już, to chyba tylko po to, żeby zadać jakieś trudne pytanie z zakresu medycyny. Nigdy nie dowiedziała się, czy ją wtedy spostrzegł.

Gdy już została członkiem lekarskiej społeczności, zdała sobie sprawę, że nie było to takie trudne, jak się obawiała. Była bardzo pracowita; ku swojemu zdziwieniu wnet zwróciła na siebie uwagę. Wcześniej nie miała nigdy czasu na spotkania, ale w bostońskim szpitalu praca i życie towarzyskie przeplatały się ze sobą. Cassi bardzo szybko stała się aktywną uczestniczką różnych jego form. Nieoczekiwanie stała się obiektem wielu męskich względów. Przodował w nich pewien przystojny okulista; nigdy dotąd nie spotkała kogoś tak bardzo upartego w swoich zabiegach. Jej powodzenie nie miało poważnego charakteru aż do chwili, kiedy wśród konkurentów pojawił się George Sherman. Mimo braku jakiejkolwiek zachęty ze strony Cassandry posyłał jej kwiaty, wręczał niewielkie prezenty, a na koniec zaproponował jej małżeństwo.

Cassi nie od razu odrzuciła ofertę George'a. Chyba nawet go lubiła, z pewnością jednak nie kochała. Gdy zastanawiała się, co ma począć, zdarzyło się coś nieoczekiwanego: o randkę poprosił ją Thomas Kingsley.

Cassi doskonale pamiętała to niezwykłe ożywienie, które odczuwała w towarzystwie Thomasa. Młody chirurg tryskał pewnością siebie, którą niektórzy określali po prostu jako arogancję. Ale nie Cassi. Dla niej był człowiekiem, który wie, czego chce i potrafi podejmować niezwykle szybko ważne decyzje. Kiedy wspomniała mu o swej chorobie, zbagatelizował sprawę. Natchnął ją wiarą we własne siły, czego dotąd bardzo jej brakowało.

Niełatwo przyszła Cassi rozmowa z George'em. Oświadczyła mu, że nie wyjdzie za niego za mąż i że zakochała się w jego koledze. Sherman przyjął niepomyślne wiadomości z pozornym spokojem; prosił, żeby mógł nadal uważać się za jej przyjaciela. Ilekroć spotykała się z nim później w szpitalu, zawsze dawał do zrozumienia, że najbardziej obchodzi go jej szczęście osobiste i nie ma żalu za odmowę.

Thomas był uroczy i troskliwy. Plotkowano o nim, że potrafi być szarmancki, lecz na krótką metę. Rzadko mówił jej o swojej miłości, ale w różny sposób ją okazywał. Zabierał ją razem z innymi studentami na obchód swoich pacjentów i zapraszał do sali operacyjnej na bardziej interesujące zabiegi. Na ich pierwsze wspólne święta Bożego Narodzenia ofiarował jej staroświecką diamentową bransoletę, a ostatniego dnia starego roku poprosił Cassi o rękę.

Cassandra nie miała zamiaru wychodzić za mąż przed ukończeniem studiów, ale Thomas Kingsley był dla niej mężczyzną, o jakim dotąd nie śmiała nawet marzyć. Mogła już nigdy więcej nie mieć takiej okazji! Ponadto z faktu pokrewieństwa zawodów wyciągała wniosek, że będą się uzupełniać. Zgodziła się więc na ślub, co Thomas przyjął z nieukrywanym zachwytem.

Ślub odbył się na ogromnym trawniku w posiadłości Kinsgley'a na wybrzeżu. Na uroczystości była obecna większość personelu zatrudnionego w szpitalu. Długo wspominano ich ślub, ponieważ był wydarzeniem roku w miejscowym życiu towarzyskim. Cassi zapamiętała niemal każdą chwilę tego wspaniałego, wiosennego dnia. Niebo było błękitne jak oczy Thomasa, a powierzchnię morza lekko tylko marszczyła łagodna bryza.

Stoły były obficie zastawione, a na trawniku rozbito namioty o charakterystycznym średniowiecznym kształcie. Heraldyczne flagi łopotały na ich szczytach. Cassi nigdy jeszcze nie była tak szczęśliwa, a Thomas chodził dumny jak paw, troszcząc się o każdy szczegół weselnego przyjęcia. Kiedy goście odjechali, nowo poślubieni udali się na spacer. Szli wzdłuż plaży, nie bacząc na lodowate fale obmywające ich stopy.

Cassi nigdy nie czuła się taka szczęśliwa i nigdy nie miała takiego poczucia bezpieczeństwa. Spędzili noc poślubną w hotelu Ritz-Carlton w Bostonie, po czym wyjechali do Europy i tam przeżyli swój miodowy miesiąc.

Po powrocie Cassi przystąpiła do studiów z nową energią. Miała teraz potężnego opiekuna, który pomagał jej na każdym kroku. Zawsze była dobrą studentką, ale przy jego pomocy przeszła samą siebie. Thomas w dalszym ciągu zachęcał ją, by przychodziła do sali operacyjnej, a gdy odbywała praktykę na chirurgii, była jego asystentką, o czym inni studenci mogli tylko marzyć. Gdy po dwóch latach ukończyła studia, nie musiała szukać pracy, gdyż czekała już na nią na oddziale patologii.