– Jak zwykle jesteś nieobliczalny – powiedziała Cassi ze śmiechem. – Odbyłam bardzo interesującą rozmowę z twoją matką. Nigdy przedtem nie słyszałam o twoich kłopotach ze stopą. Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?
Przysiadła na poręczy jego fotela, zmuszając go do przyjęcia normalnej pozycji. Nic nie odpowiedział zajęty swoją whisky.
– Zresztą to nie jest ważne – ciągnęła – chociaż uważam się za eksperta od dziecięcych schorzeń. A to, że dotknęły nas obojga, powinno tylko nam ułatwić wzajemne zrozumienie.
– Nie pamiętam o żadnym skrzywieniu stopy. Moim zdaniem, nic takiego nie miało miejsca. Cała ta sprawa jest wytworem wyobraźni mojej matki. Chciała po prostu dać ci do zrozumienia, jak wiele ją kosztowało moje wychowanie. Spójrz sama na moje stopy: czy wyglądają na zdeformowane?
Thomas zdjął z nóg pantofle i uniósł stopy.
Cassi musiała przyznać, że obie wyglądały zupełnie normalnie. Nigdy nie zauważyła, żeby Thomas miał jakiekolwiek trudności z chodzeniem, co więcej, wiedziała, że podczas studiów uprawiał lekkoatletykę. Nie była jednak pewna, kto mówił prawdę: matka czy syn.
– To wydaje się wprost nieprawdopodobne, żeby twoja matka mogła wymyślić coś podobnego? – Cassi raczej zapytała niż cokolwiek stwierdziła. Jednak Thomas zrozumiał jej słowa jednoznacznie.
Rzucił na podłogę trzymany w ręku periodyk, zerwał się na równe nogi niemal przewracając Cassi. – Słuchaj, jest mi zupełnie obojętne, komu wierzysz – oświadczył. – Moje stopy są zdrowe, zawsze były zdrowe i nie chcę słyszeć o żadnym ich skrzywieniu.
– Dobrze, już dobrze – powiedziała uspokajająco. Okiem psychiatry dostrzegła w nim pewne zachwianie równowagi, wyrażające się choćby w formułowaniu zbyt uproszczonych wniosków. Ale to nie było wszystko. Zaczął mówić mniej wyraźnie. Cassandra zauważyła to już wcześniej, ale nie przywiązywała do tego wagi. Miał przecież prawo wypić od czasu do czasu, a Cassi wiedziała, że lubi szkocką. Zaskoczył ją jednak fakt, że zmiana nastąpiła w tak krótkim czasie; po kolacji najwidoczniej wypił kilka drinków.
Cassi bardzo pragnęła, by Thomas się odprężył. Jeśli rozmowa o skrzywieniu stopy tak bardzo go denerwowała, gotowa była nie wracać nigdy do tego tematu. Ześliznąwszy się z poręczy fotela, próbowała objąć go ramionami.
Odsunął ją i ponownie napił się szkockiej. Sprawiał wrażenie, jakby miał ochotę na kontynuowanie sprzeczki. Z bliska Cassi dostrzegła, że jego źrenice skurczyły się i zamieniły w niewielkie czarne punkty na tle jasnoniebieskich tęczówek. Przezwyciężając irytację, odezwała się łagodnie: – Jesteś wyczerpany, Thomas. Potrzebujesz snu. – Tym razem pozwolił jej objąć się za szyję. – Chodź ze mną do łóżka – powiedziała miękko.
Thomas westchnął, ale wciąż milczał. Odstawił na bok wypitą do połowy szklankę z whisky i pozwolił Cassi zaprowadzić się do sypialni. Zaczął rozpinać koszulę, ale Cassi odsunęła jego ręce i zrobiła to sama. Powoli go rozebrała, rzucając poszczególne części garderoby na bezładny stos. Gdy Thomas znalazł się już pod kołdrą, szybko rozebrała się i wśliznęła obok. Z przyjemnością odczuwała na nagiej skórze dotyk czystych prześcieradeł, łagodny ciężar kołdry i ciepło ciała Thomasa. Na dworze wył listopadowy wiatr, łomocąc w drewniane okiennice.
Cassi zaczęła od masowania jego karku i ramion, przesuwając ręce coraz niżej. Czuła jak pod palcami rozluźniają się napięte mięśnie i jak stopniowo zaczyna reagować na jej obecność. Narastające podniecenie znalazło ujście w gwałtownym uścisku jego ramion, w którym zamknął jej szczupłą sylwetkę. Pocałowała go w usta i delikatnie sięgnęła między jego nogi. Nie był gotowy!
Odsunął gwałtownie rękę Cassi, odepchnął ją od siebie i usiadł w łóżku. – Nie sądzę, żebym był dziś w stanie cię zaspokoić – oświadczył.
– Chodziło mi o twoją przyjemność, a nie o moją – odpowiedziała łagodnie.
– Czyżby? – złośliwie zapytał Thomas. – Znam dobrze twoje psychiatryczne chwyty.
– Uwierz mi, to naprawdę nie jest ważne, czy będziemy się dziś kochać, czy nie.
Thomas podniósł się z łóżka i schylił, by podnieść z podłogi ubranie. Wykonał kilka gwałtownych, nieskoordynowanych ruchów. – Nie bardzo mam ochotę w to uwierzyć. – Z tymi słowami wyszedł z sypialni, zatrzaskując mocno za sobą drzwi.
Cassi została sama w ciemnościach. Wycie wiatru za oknami budziło w niej lęk i niepokój. Dawne obawy, że może zostać porzucona, odezwały się w niej z nową siłą. Mimo ciepłej kołdry trzęsła się jak w febrze. Co będzie, jeśli Thomas ją porzuci? Rozpaczliwie usiłowała odpędzić od siebie tę myśl. Prawdopodobnie po prostu za dużo wypił. Przypomniała sobie jego nie wyważone sądy i opinie oraz bełkotliwą mowę. Niemożliwe, żeby w krótkim czasie po wyjściu z jadalni mógł aż tyle wypić, choć w ciągu ostatnich miesięcy takie historie miały już miejsce.
Leżąc na wznak Cassi patrzyła w sufit, na którym cienie bezlistnych drzew rysowały przez okno ogromną pajęczynę. Przerażona przewróciła się na bok, by zobaczyć ten sam straszny obraz na znajdującej się naprzeciwko okna ścianie. Czyżby Thomas brał narkotyki? Dopuszczając taką możliwość musiała przyznać, że od szeregu miesięcy przymykała oko na pewne objawy, gdyż oznaczałoby to, że Thomas nie jest z nią szczęśliwy, a ich związek małżeński poważnie zagrożony.
Thomas stał nagi przed lustrem w łazience i przyglądał się uważnie swojemu ciału. Trudno mu było przyznać się do tego, że znacznie się postarzał. Największe zmartwienie budził w nim jego ściągnięty, pomarszczony członek. Gdy go dotykał, nie czuł najmniejszej nawet reakcji. Czyżby coś złego działo się z jego seksem? Kiedy Cassi go masowała, odczuwał potrzebę zbliżenia, ale jego penis najwidoczniej sądził inaczej.
To musi być wina Cassi – myślał bez szczególnego przekonania. Wrócił do gabinetu i ubrał się. Nie dopijając drinka, usiadł za biurkiem i otworzył drugą szufladę z prawej strony. Z tyłu szuflady, starannie ukryte za papeterią, znajdowały się plastykowe buteleczki. Jeśli chce zasnąć, musi przedtem wziąć pigułkę. Tylko jedną! Zręcznie wrzucił do ust małą żółtą tabletkę, po czym popił ją szkocką. Zadziwiające, jak szybko poczuł się całkowicie uspokojony.
Rozdział IV
Następnego ranka Cassi zrobiła sobie – jak zwykle – zastrzyk z insuliny, a potem zjadła sama śniadanie. Thomas nie dawał znaku życia. O ósmej zaczęła się już martwić. W sobotę zazwyczaj wyjeżdżali razem ó ósmej piętnaście, tak żeby Thomas mógł obejrzeć swoich pacjentów przed konferencją w Grand Rounds, a Cassi zdążyła do pracy.
Odłożywszy czasopismo na biurko i zacisnąwszy mocniej pasek w talii, Cassi wyszła do hallu i zaczęła nasłuchiwać pod drzwiami Thomasa. Żadnego odgłosu. Delikatnie zastukała i przez chwilę czekała. Znowu nic. Nacisnęła klamkę – drzwi były otwarte. Thomas spał, głośno chrapiąc, z budzikiem w ręku. Najwidoczniej wyłączył go, gdy dzwonił i znowu zasnął.
Cassi podeszła do łóżka i lekko nim potrząsnęła. Bezskutecznie. Potrząsnęła mocniej i dopiero wtedy otworzył z trudem oczy. Wyglądał jakby jej nie rozpoznawał.
– Przepraszam bardzo, że cię budzę, ale jest już po ósmej. Miałeś chyba zamiar jechać do Grand Rounds?
– Grand Rounds? – powtórzył Thomas jakby speszony. Stopniowo odzyskiwał przytomność. – Oczywiście że tak. Za kilka minut będę na dole. Najpóźniej za dwadzieścia minut wyjedziemy.
– Nie jadę dziś do szpitala – powiedziała Cassi najwyraźniej jak tylko mogła. – Na oddziale psychiatrii nie jestem dziś potrzebna, mam natomiast bardzo dużo lektury. Przywiozłam do domu pełną torbę odbitek prasowych.