Wnet się znalazł w niewielkiej poczekalni, oddzielonej szybą od stanowiska dyżurującej pielęgniarki, która popijając spokojnie kawę oglądała telewizję. Thomas zastukał w szybę.
– Czym mogę panu służyć? – zapytała z wyraźnym bostońskim akcentem.
– Szukam swojej żony – nerwowo odparł Thomas. – Przywieziono ją tutaj karetką.
– Proszę usiąść i poczekać.
– Czy ona jest tutaj? – dopytywał się niecierpliwie Thomas.
– Jeśli pan usiądzie, poproszę lekarza. Lepiej, jeśli pan z nim porozmawia.
Mój Boże, pomyślał Thomas siadając posłusznie. Na szczęście nie musiał długo czekać. Rychło pojawił się mężczyzna o orientalnym typie, w białym, wymiętym fartuchu. Oślepiony ostrym, jarzeniowym światłem, mrugając oczami przedstawił się: – Jestem Chang. Przepraszani bardzo, ale pańska żona już nas opuściła.
Przez chwilę Thomas sądził, że doktor powiadamia go o zgonie Cassi, ale ten spokojnie informował go dalej: Cassi wypisała się ze szpitala na własne żądanie.
– Niemożliwe! – zawołał Thomas.
– Pańska żona jest także lekarzem – usprawiedliwiał się doktor Chang.
– Co pan chce przez to powiedzieć? – zapytał Thomas z trudem hamując wściekłość.
– Cierpiała na przedawkowanie insuliny. Podaliśmy jej glukozę i wszystko wróciło do normy. Potem postanowiła się wypisać.
– A wy na to pozwoliliście.
– Ja nie chciałem się zgodzić. Odradzałem, ale pańska żona nalegała. Wypisała się wbrew mojemu stanowisku i potwierdziła to podpisem – mogę go panu pokazać.
Thomas chwycił go z pasją za ramię. – Jak pan mógł pozwolić jej opuścić szpital! Przecież ona znajduje się w szoku! Z pewnością nie wiedziała nawet, co robi!
– Podpisując formularz dla opuszczających szpital była zupełnie przytomna. Oświadczyła, że udaje się do Boston Memorial. Niewiele mogłem uczynić w tej sytuacji. Nie jestem specjalistą od leczenia cukrzycy.
– W jaki sposób stąd wyjechała? – zapytał jeszcze Thomas.
– Wezwała taksówkę.
Thomas wybiegł na korytarz, a stamtąd na szpitalny dziedziniec. Musi ją jak najszybciej znaleźć!
Prowadził samochód brawurowo – na szczęście ruch na drodze był niewielki. Wpadł na krótką chwilę do domu, a potem pędził dalej, aż do Bostonu. Gdy znalazł się na parkingu obok szpitala, dochodziła druga. Udał się wprost na oddział nagłych wypadków.
W przeciwieństwie do Essex General, zastał tutaj tłum pacjentów. Niestety, w rejestracji powiedziano mu, że doktor Cassidy tutaj nie ma. Po sprawdzeniu w komputerze urzędnik oświadczył: – Pańska żona opuściła szpital dziś rano.
Thomas poczuł mdłości. Gdzie ona mogła się podziać? Mogła jeszcze tylko pójść na Clarkson 2.
Nie zastanawiał się nigdy dlaczego, ale nie lubił chodzić na oddział psychiatrii. Nie czuł się tam dobrze. Źle działało na niego nawet skrzypienie ciężkich, przeciwpożarowych drzwi, które zamykały się z hermetyczną dokładnością za każdym przychodzącym.
Idąc ciemnym korytarzem, słyszał głośne echo własnych kroków. Minął pustą zupełnie salę klubową z włączonym telewizorem. W znajdującym się obok pokoju siedząca przy biurku pielęgniarka czytała spokojnie czasopismo medyczne. Gdy podszedł do niej, spojrzała na niego jak na jednego z pacjentów.
– Jestem Kingsley, doktor Kingsley – oznajmił. Pielęgniarka skinęła głową.
– Szukam żony, doktor Cassidy. Czy pani jej nie widziała?
– Nie, panie doktorze. O ile mi wiadomo, jest na zwolnieniu.
– Ma pani rację, ale myślałem, że może przyszła tutaj.
– Nie widziałam jej dzisiaj, ale jeśli tylko ją spotkam, powiem, że pan jej szuka.
Thomas podziękował i postanowił pójść do biura: tam się zastanowi, co dalej robić.
W swoim gabinecie przede wszystkim podszedł do biurka i wyjął z szuflady kilka pastylek talwinu. Przełknął je, popijając szkocką, i usiadł w fotelu. Odczuwał przenikliwy ból tuż pod mostkiem – czy to przypadkiem nie wrzód żołądka? Z bólem da się żyć – najgorszy jest ciągły, dręczący niepokój. Miał wrażenie, jakby za chwilę miał się rozpaść na drobne kawałki. Musi odszukać Cassi – od tego, czy ją znajdzie, zależy jego życie.
Sięgnął po słuchawkę telefonu. Mimo późnej godziny zadzwonił do doktora Ballantine'a. Ponieważ Cassi rozmawiała z Ballantine'em przedtem, niewykluczone, że i tym razem zwróciła się do niego.
Ballantine, wyrwany ze snu, odezwał się zaspanym głosem już po drugim dzwonku. Thomas przeprosił go i zapytał, czy rozmawiał dzisiaj z Cassi.
– Nie rozmawiałem – odparł Ballantine. – A niby dlaczego miałbym z nią rozmawiać?
– Nie wiem – wyznał Thomas. – Dziś wypisano ją ze szpitala, pojechaliśmy więc do domu. Sam wróciłem do szpitala, gdyż miałem nagły przypadek. Kiedy zakończyłem operację, dowiedziałem się, że szuka mnie matka. Zadzwoniłem do niej i dowiedziałem się, że Cassi znowu przedawkowała insulinę i pogotowie zabrało ją do miejscowego szpitala. Zanim zdążyłem się tam pojawić, okazało się, że już się stamtąd wypisała, a ja w tej chwili nie mam najmniejszego pojęcia, co się z nią dzieje. Jestem niemal chory ze zmartwienia.
– Przepraszam, Thomas, jeśli tylko do mnie zadzwoni, dam ci natychmiast znać. Gdzie cię szukać?
– Dzwoń do szpitala, oni mają zawsze mój numer.
Gdy tylko Ballantine odłożył słuchawkę, jego żona przewróciła się na drugi bok i zapytała, o co chodzi. Do Ballantine'a, który był szefem oddziału, rzadko dzwoniono w nocy.
– Dzwonił Thomas Kingsley – odparł patrząc w ciemność. – Jego żona najwyraźniej jest niezrównoważona, a on boi się, że może popełnić samobójstwo.
– Biedny człowiek – zauważyła pani Ballantine, czując, że mąż podnosi się z łóżka. – Po co wstajesz, kochanie?
– Bez określonego celu. Śpij, moja droga.
Doktor Ballantine włożył szlafrok i wyszedł z sypialni. Miał przykre uczucie, że sprawy biegną nie po jego myśli.
Rozdział XIV
Cassi obudziła się z okropnym bólem głowy, takim samym, jaki miała na oddziale intensywnej terapii. Tym razem jednak potrafiła myśleć zupełnie przytomnie i pamiętała wszystko, co się stało poprzedniej nocy. Po wypisaniu się z Essex General kazała się zawieźć do Bostonu, gdzie miała zamiar zwrócić się do doktora McInery. Kiedy dotarła do szpitala, okazało się, że już nie potrzebuje pomocy lekarza. Bardzo natomiast potrzebowała snu, by wypocząć, zanim zdecyduje się cokolwiek uczynić po koszmarnych przeżyciach ostatniej nocy; weszła do pustej separatki na Clarkson 2 i wyciągnęła się na łóżku.
Zanim zasnęła, długo myślała, że musi z kimś porozmawiać o Thomasie. Czy to jemu zawdzięcza kolejne przedawkowanie insuliny? A jeśli tak, to w jaki sposób udało mu się to zrobić, przecież sama wstrzykiwała sobie lekarstwo? Ale fakt, że wszystkie telefony w domu były nieczynne, oprócz telefonu Patrycji, nie mógł być przecież dziełem przypadku. Również jej samochód zawsze dotąd był niezawodny. Co będzie, jeśli jej obawy, że Thomas ma coś wspólnego z serią SSD, są słuszne? Jeśli to on właśnie jest odpowiedzialny za śmierć Roberta?
Jeśli to wszystko jest prawdą, Thomas musi być psychicznie chory. Doktor Ballantine obiecał, że uczyni wszystko, żeby mu pomóc, kiedy zajdzie potrzeba. Cassi postanowiła, że właśnie do niego zwróci się rankiem następnego dnia. Tymczasem jest tutaj zupełnie bezpieczna.
Po sprawdzeniu poziomu cukru w moczu położyła się spać.
Obudziła się przed świtem, gdy szpital był jeszcze pogrążony w ciszy nocnej. Umyła się jak mogła najlepiej w tych warunkach, a następnie poszła do laboratorium, gdzie poprosiła zaspanego technika o pobranie krwi na próbę cukru; niestety, kierownik nocnej zmiany w laboratorium odmówił na to zgody, gdyż nie miała przy sobie swojej karty szpitalnej. Nie wdając się w spór, Cassi zostawiła próbkę krwi, oświadczając, że kierownik formalista uczyni z nią, co mu podyktuje sumienie, a ona wpadnie tu jeszcze później. Z laboratorium udała się wprost do biura Ballantine'a, siadając tuż przy jego drzwiach.