– To nie tylko punkt widzenia lekarza, lecz także mężczyzny; mam chronicznie chorą żonę – oświadczył.
Laura uśmiechnęła się. – Kiedy powiedziałam, że chciałabym coś dla pana uczynić, czy miał pan na myśli coś szczególnego? – Wstała i podeszła bliżej Thomasa.
Wziął ją za rękę i poprowadził do sąsiedniego pomieszczenia. Był to słabo oświetlony pokój, w którym przeprowadzał badania pacjentów. Powoli pomógł jej się rozebrać, a następnie zdjął z siebie ubranie, składając je równo na krześle. Kiedy się odwrócił, z przyjemnością stwierdził, że jest absolutnie gotów.
– Co o tym sądzisz? – zapytał wspierając dłonie na udach.
– Lubię to – odpowiedziała Laura ochrypłym głosem, wyciągając po niego ramiona.
Mimo wcześniejszych obaw o skutki kropli, Cassi przyjechała do domu bez kłopotów. Najbardziej przykrym odcinkiem okazała się droga z garażu do domu – w grudniu zmrok zapada bardzo wcześnie.
O tej porze dom był całkowicie ciemny, okna wyglądały jak prostokąty wypolerowanego onyksu. Wewnątrz panowała absolutna cisza: na stole w jadalni Harriet zostawiła kartkę, w której wyjaśniała sposób odgrzania kolacji. Ilekroć Thomas nie wracał na noc, Harriet wychodziła wcześniej. Cassi bardzo nie lubiła pozostawać sama w domu. Szła korytarzami i włączała po kolei światła, ożywiając pustkę domu. Ten obszerny, pełen zakamarków budynek wydał się jej jak nigdy przedtem zimny i nieprzytulny; echo kroków pobrzmiewało w pustych korytarzach. Mimo iż dom był ogrzewany, z ust Cassi unosiła się mgiełka pary.
W pokoju na górze było znacznie cieplej i niemal przytulnie. W sąsiedniej łazience znajdował się kwarcowy grzejnik, który natychmiast włączyła. Sprawdziła poziom cukru, zrobiła sobie zastrzyk insuliny i wzięła prysznic.
Próbowała nie myśleć zbyt wiele. Przeżycia minionego dnia wyczerpały ją, nie rozwiązując żadnego problemu. Joan miała rację określając jej stan jako uzależnienie. Ponadto samopoczucie przypominało stan Maureen Kavenaugh. Tak jak i ona czuła się bezradna, onieśmielona i pełna wątpliwości, czy ma w sobie dość siły, by wziąć ciężar życia w swoje ręce.
Z przerażeniem uprzytomniła sobie, że jedną z przyczyn, dla których podejrzewała Thomasa o przyjmowanie narkotyków, są jego źrenice. Często były tak małe, jak łebki szpilek. A przecież deksedryna powoduje rozszerzenie źrenic! Natomiast inne narkotyki działają odwrotnie – zmniejszają ich wielkość. Cassi nawet bała się myśleć o tych "innych".
Czuła, że jej ręce są wilgotne. Nie wiedziała, czy z przerażenia, czy w rezultacie działania insuliny. Modląc się, by jej obawy były bezpodstawne, wstała z krzesła i skierowała się do gabinetu Thomasa.
Włączyła światło i stała przez chwilę w drzwiach, rozglądając się po pokoju. Mimo woli przypomniała sobie skutki poprzedniej wizyty w gabinecie Thomasa podczas jego nieobecności i przez moment walczyła z chęcią ucieczki.
W apteczce panował taki sam jak uprzednio nieporządek. Nic jednak nie budziło podejrzeń. Pod zlewem i w szafce z ręcznikami też nic nie zauważyła.
Czując lekką ulgę, Cassi wróciła do gabinetu. Oprócz biurka i obitego skórą fotela stała tutaj kanapa. Były też małe stoliki z lampkami, półki z książkami wzdłuż całej ściany, barek i staroświecka szyfoniera z nogami rzeźbionymi na kształt zwierzęcych pazurów. Podłogę pokrywał ogromny dywan.
Cassi zbliżyła się do biurka. Był to imponujący mebel, niegdyś własność dziadka Thomasa. Gdy dotknęła ręką chłodnej powierzchni blatu, miała podobne uczucie jak wtedy, gdy jako dziecko zaglądała do sypialni swoich rodziców. Wysunęła środkową szufladę do samego końca – była wypełniona taśmami klejącymi, spinaczami i innymi drobiazgami. Nie zauważyła nic szczególnego. Uspokojona miała właśnie ją zamknąć, gdy usłyszała trzaśniecie drzwi na dole. Przez okno spostrzegła światła w oknach mieszkania Patrycji. Nie słyszała natomiast odgłosów samochodu, ale nie było w tym nic dziwnego: wszelkie dźwięki i odgłosy z zewnątrz z trudem przedostawały się do środka poprzez podwójne szczelne okna. Drzwi do garażu były też zamknięte. Czy to ona je zamknęła? Chwilę później usłyszała kroki w hallu i ogarnął ją popłoch. Najwidoczniej Thomas wrócił. Nie powinien jej zastać w tym pomieszczeniu. Gorączkowo szukała wyjścia z sytuacji, ale zanim zdążyła coś postanowić, w drzwiach gabinetu stanęła Patrycja.
Obie były jednakowo zdumione swoją obecnością. Z niedowierzaniem mierzyły siebie wzrokiem.
– Co ty tutaj robisz? – zapytała wreszcie Patrycja.
– Miałam zamiar postawić to samo pytanie – odpowiedziała Cassi zza biurka.
– Zobaczyłam zapalone światła w gabinecie Thomasa. Myślałam, że mimo wszystko wrócił. Jestem jego matką, mam chyba prawo się z nim spotkać?
Cassi mimo woli skinęła potakująco głową. To nie jest w porządku, że Patrycja ma klucz do ich mieszkania i w każdej chwili może wejść bez najmniejszych skrupułów!
– To moje usprawiedliwienie. A co ty mi powiesz? – zapytała Patrycja.
Cassi mogła po prostu powiedzieć, że to jest jej dom i może wejść do każdego pokoju nie pytając nikogo o zgodę. Ale milczała w poczuciu winy.
– Domyślam się, dlaczego tu jesteś – stwierdziła Patrycja ze wzgardą – i pragnę z tego powodu wyrazić oburzenie. Penetrujesz jego szuflady, gdy on w tym czasie ratuje ludzkie życie! Co z ciebie za żona?
Pytanie Patrycji zawisło w powietrzu, gdyż Cassi nawet nie próbowała na nie odpowiedzieć. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jaką jest żoną dla swojego męża.
– Powinnaś natychmiast opuścić ten pokój – syknęła Patrycja. Cassi nie sprzeciwiła się. Ze zwieszoną głową szła posłusznie za teściową. Nie spoglądając za siebie zeszła po schodach i skierowała się do kuchni. Trzasnęły frontowe drzwi – to wyszła Patrycja. Ta kobieta wszystko powie Thomasowi!
Spojrzała z niesmakiem na kolację, pozostawioną dla niej na kuchence. Po zastrzyku z insuliny powinna była coś zjeść. Zmusiła się do zjedzenia nie odgrzanego posiłku, przeszukując w myślach gabinet Thomasa. Gdy już została schwytana na gorącym uczynku, nie musi się niczego więcej obawiać. Może szukać dalej.
Istniało co prawda prawdopodobieństwo wcześniejszego powrotu Thomasa, ale tym razem postanowiła uważnie nasłuchiwać, czy nie nadjeżdża jego porsche. Zasłoni też okna ciężkimi storami i skorzysta z latarki jak prawdziwy włamywacz.
Znalazłszy się znowu w gabinecie Thomasa, skierowała się najpierw do biurka. Postanowiła przeszukać po kolei wszystkie szuflady. Nie musiała długo szukać: już w drugiej bocznej szufladzie, w pudełku za papeterią, znalazła całą kolekcję plastykowych buteleczek; niektóre były puste, inne jeszcze pełne. Wszystkie lekarstwa zostały przepisane przez tego samego lekarza, Allana Baxtera, w ciągu ostatnich trzech miesięcy.
Oprócz deksedryny Cassi znalazła dwa inne rodzaje pigułek – wzięła próbki. Wypełniła puste miejsca w pudełku i zamknęła szufladę. Zgasiła latarkę, rozsunęła story i szybko wyszła z gabinetu. Gdy znalazła się w swoim pokoju, porównała znalezione pigułki z rycinami w książce. – O Boże! – wykrzyknęła głośno, gdy przekonała się, że jej podejrzenia były uzasadnione. – Deksedryna, środek na wyczerpanie – to jedno, ale percodan i talwin – to już zupełnie inna sprawa.
Po raz drugi tego dnia Cassi rozpłakała się. Tym razem nawet nie próbowała wstrzymywać łez: rzuciła się na łóżko i szlochała bez opamiętania.
Przygoda miłosna z Laurą nie powstrzymała Thomasa przed randką z Doris. By zawiedziony, że planowana operacja nie mogła się odbyć. Jego pacjent przebył drugi atak serca. Mimo to postanowił nie psuć sobie reszty nocy długim powrotem do domu.
Doris wpuściła go natychmiast po naciśnięciu dzwonka. Gdy znalazł się już na piętrze, zdziwił się, że Doris ostrożnie wygląda przez uchylone drzwi, zanim je szeroko otworzyła. Gdy ją zobaczył, zrozumiał dlaczego. Doris miała na sobie jedynie przezroczysty czarny gorsecik, który zakrywał nie więcej niż skąpy kostium kąpielowy.
– Zrobiłam ci drinka – powiedziała wręczając Thomasowi szklaneczkę i obejmując go, zanim jeszcze zdążył zdjąć z siebie płaszcz.
Thomas trzymając w jednej ręce szklaneczkę, umieścił drugą na tyłeczku Doris. Lampa naftowa w stylu skandynawskim napełniała pokój ciepłym, złotym blaskiem. Stolik był nakryty do kolacji; obok stała otwarta butelka wina.
Kiedy Doris wycofała się do kuchni, Thomas zatelefonował do szpitala. Dyżurującej informatorce pozostawił numer telefonu Doris, z zastrzeżeniem jednak, że wolno jej go udostępnić tylko w razie absolutnej konieczności. W razie gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości, sama ma do niego zadzwonić.