Zachowanie Thomasa uległo radykalnej zmianie, gdy znalazł się wśród uczestników przyjęcia. Cassi ze zdumieniem podziwiała tę niezwykłą przemianę, choć już nieraz mogła się przekonać, z jaką łatwością – mimo złego nastroju – Thomas potrafił stać się miły i ujmujący. Gdyby tylko zechciał stać się taki w stosunku do niej! Doszła do wniosku, że lepiej będzie, jeśli go zostawi samego. Zaczęła się rozglądać za czymś do zjedzenia, gdyż po wstrzyknięciu insuliny nie wolno było długo odkładać posiłku. Jadalnia znajdowała się po prawej strome salonu, tam więc skierowała przede wszystkim kroki.
Thomas był zadowolony. Tak jak oczekiwał, na przyjęcie przybyła większość członków zarządu szpitala i dziekani uczelni medycznej. Przyłączywszy się do pierwszej napotkanej grupy gości, wypatrywał ich w zatłoczonej sali. Chodziło mu szczególnie o przewodniczącego zarządu. Z kieliszkiem w ręku zaczął sobie właśnie torować przejście wśród tłumu gości, gdy na jego drodze stanął Ballantine.
– Ach, to ty – Ballantine zdążył już sporo wypić, w rezultacie czego cienie pod jego oczami zaostrzyły się, przydając mu podobieństwa do jamnika. – Cieszę się, że cię widzę tutaj.
– Wspaniałe przyjęcie – zauważył Thomas.
– Nie uwierzysz – powiedział Ballantine z wymownym przymrużeniem oka – jakie niezwykłe rzeczy dzieją się dziś w naszym starym szpitalu. Boże, jakie to zadziwiające.
– O czym właściwie mówisz? – zapytał Thomas, cofając się o krok. Ballantine strzykał śliną, kiedy po kilku kieliszkach wymawiał Ballantine przysunął się bliżej. – Chciałbym ci to powiedzieć, ale nie mogę – szepnął. – Być może jednak już niedługo będziesz mógł się do nas przyłączyć. Czy nie zastanawiałeś się nad moją propozycją przyznania ci profesury?
Thomas czuł, że jego cierpliwość jest na wyczerpaniu. Nie miał nawet ochoty słuchać o swojej profesurze. Nie miał pojęcia, co Ballantine miał na myśli mówiąc o rzeczach, które "się dzieją", ale mu się to nie podobało. Jego zdaniem, każda zmiana status quo była niepożądana. Nagle przypomniał sobie światło w biurze Ballantine'a o drugiej nad ranem.
– Co robiłeś w swoim biurze dziś w nocy? – zapytał. Twarz Ballantine'a spochmurniała. – Dlaczego o to pytasz?
– Po prostu z ciekawości – odparł Thomas.
– To jest jakieś dziwne pytanie: ni stąd, ni zowąd – zauważył Ballantine.
– Byłem w szpitalu tej nocy i widziałem światło w twoim biurze.
– Może to sprzątaczka – obojętnie wyjaśnił Ballantine. Popatrzył na swój kieliszek. – Wydaje mi się, że wymaga uzupełnienia.
– Zauważyłem również samochód Shermana w garażu – ciągnął Thomas. – Czy to nie dziwny zbieg okoliczności?
– Ach, samochód – Ballantine machnął ręką. – George ma kłopoty ze swoim samochodem – chyba instalacja elektryczna. Czy nie masz ochoty na następnego drinka? Masz już prawie pusty kieliszek.
– Czemu nie? – rzekł Thomas. Był pewien, że Ballantine kłamie. Gdy ten skierował się w stronę baru, Kingsley ruszył na poszukiwania przewodniczącego. Dla niego to było ważniejsze niż rozmowa z Ballantine'em.
Cassi spędziła trochę czasu przy bufecie. Jadła i rozmawiała z innymi paniami. Kiedy upewniła się, że ma już wystarczającą dla zrównoważenia insuliny liczbę kalorii, postanowiła odnaleźć Thomasa. Nie miała pojęcia, jakie przyjął narkotyki, i martwiła się o niego. W drodze do salonu natknęła się na George'a Shermana.
– Jesteś jak zwykle piękna – zauważył z ciepłym uśmiechem.
– Ty też dobrze się prezentujesz – odparła Cassi. – Wolę cię w smokingu, niż w starym welwetowym garniturze.
George uśmiechnął się nieśmiało.
– Chciałem cię zapytać, jak się czujesz na psychiatrii. Byłem zaskoczony, gdy dowiedziałem się o twojej decyzji przejścia na ten oddział. Pod pewnymi względami zazdroszczę ci.
– Nie próbuj mnie przekonać, że przywiązujesz wagę do psychiatrii – zresztą jak każdy chirurg.
– Moja matka cierpiała na ciężką depresję poporodową, kiedy przyszedł na świat mój młodszy brat. Jestem przekonany, że psychiatrzy ocalili jej życie. Wybrałbym psychiatrię jako swoją specjalność, gdybym był pewien, że będę dobry w tej dziedzinie. Brak mi chyba wrażliwości, która tutaj jest niezbędna.
– Mówisz głupstwa – stwierdziła Cassi. – Wrażliwości wcale ci nie brakuje. Przeszkodziła ci raczej bierność.
George milczał przez chwilę, a Cassi przyglądając mu się nagle pomyślała, że warto byłoby skojarzyć go z Joan: oboje są tak mili…
– Czy byłbyś zainteresowany spotkaniem w tych dniach z atrakcyjną kobietą?
– Jestem zawsze zainteresowany atrakcyjnymi kobietami. Niestety, żadna nie dorównuje tobie.
– Nazywa się Joan Widiker. Jest trzecioroczną stażystką na psychiatrii.
– Poczekaj chwileczkę – rzekł George. – Nie jestem pewny, czy dałbym sobie radę z psychiatrą. Wyobrażam sobie, że musiałbym udzielić jej odpowiedzi na wiele trudnych pytań. A ja jestem bardzo nieśmiały – jeszcze bardziej niż wtedy, gdy ciebie poznałem. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?
Cassi roześmiała się. Jak mogłaby zapomnieć? Podczas kolacji George niezręcznie potrącił jej rękę, tak że wylała wino na kolana. Potem, chcąc jej pomóc wytrzeć sukienkę, potrącił i wylał na to samo miejsce szklankę z sokiem, która stała na stole.
– Nie mam jednak zamiaru zlekceważyć twojej propozycji – oświadczył George. – Jestem ci wdzięczny za zainteresowanie i – oczywiście – zadzwonię do Joan. Ale teraz, Cassi, chcę z tobą porozmawiać o poważniejszej sprawie.
Nadstawiła uszu, zastanawiając się, o co George'owi chodzi.
– Jako dobry kolega Thomasa martwię się o niego.
– Tak? – odezwała się Cassi tonem, który miał świadczyć, iż nie przywiązuje uwagi do tego, co może usłyszeć.
– Pracuje cholernie dużo. Co innego znaczy pracować z oddaniem, co innego mieć obsesję na punkcie pracy. Spotykałem już takich ludzi. Latami pracują ponad siły, by w końcu wykorkować. Mówię z tobą o tej sprawie po to, żebyś mu poradziła, by nieco zwolnił tempo, wziął może jakiś urlop. Jest ciągle napięty jak sprężyna. Mówi się, że miał już kilka spięć ze stażystami i pielęgniarkami.
Cassi czuła napływające łzy, ale usiłowała nad nimi zapanować przygryzając wargę.
– Gdybyś była w stanie namówić go na urlop, mógłbym, w razie potrzeby, zastępować go w szpitalu. – George ze zdumieniem patrzył w wypełniające się łzami oczy Cassi. Odwróciła się od niego, chowając twarz.
– Nie miałem zamiaru sprawić ci przykrości – powiedział, kładąc dłoń na jej ramieniu.
– Już wszystko w porządku – odparła, starając się opanować. – Nic mi nie jest – spojrzała na niego z wymuszonym uśmiechem.
– Rozmawiałem z doktorem Ballantine'em o twoim mężu – ciągnął George. – Chętnie mu pomożemy. Obaj sądzimy, że jeśli ktoś pracuje tak dużo jak Thomas, to musi się liczyć, że przyjdzie mu za to zapłacić zdrowiem.
Cassi skinęła głową ze zrozumieniem. Pogłaskała rękę George'a.
– Jeśli ci trudno rozmawiać na ten temat ze mną, to może zgodzisz się na rozmowę z doktorem Ballantine'em? Może zapiszesz sobie jego prywatny telefon w szpitalu?
Cassi unikała życzliwego spojrzenia George'a. Z torebki wyjęła mały notesik i ołówkiem zapisała podany numer. Kiedy podniosła oczy, jej serce zamarło. Patrzyła prosto w twarz Thomasa, który nie spuszczał z nich wzroku. Od razu zrozumiała, że jest na nią wściekły. Spoczywająca na jej ramieniu ręka George'a stała się natychmiast ciężka jak ołów.
Szybko przeprosiła George'a, kierując się ku drzwiom, ale zanim do nich dotarła, Thomas zdążył już zniknąć.
Dawno nie był tak wściekły. Coś podobnego zdarzyło mu się, kiedy był studentem pierwszego roku i jeden z jego kolegów umówił się na randkę z jego dziewczyną. Nic dziwnego, że George zachowywał się wobec niego tak dziwnie. Najwidoczniej postanowił odnowić swój romans z Cassi, a ona na oczach wszystkich nie kryje swojego nim zainteresowania. Lodowaty strach przed ośmieszeniem ścisnął jego wnętrzności. Ręka trzęsła mu się tak bardzo, że niemal rozlał alkohol. Szybko odstawił kieliszek i przez francuskie drzwi wyszedł na werandę, gdzie otrzeźwiło go ostre morskie powietrze.
Gorączkowo szukał po kieszeniach pigułki. Wieczór zaczął się dla niego źle od samego początku. Członek zarządu, który już kilkakrotnie odwiedzał bar, zatrzymał go, żeby mu złożyć gratulacje w związku z przyjęciem przez szpital nowego programu nauczania. Gdy Thomas w odpowiedzi zmierzył go obojętnym spojrzeniem, tamten wymamrotał jakieś przeprosiny i szybko wycofał się z sali. Thomas zaczął się rozglądać za Ballantine'em, żeby zażądać od niego wyjaśnień, i wtedy właśnie spostrzegł Cassi w towarzystwie George'a.