Выбрать главу

Zastukała do drzwi pokoju 1847 – nie usłyszała odpowiedzi. Cichutko otwarła drzwi: Robert leżał na plecach lekko pochrapując. W kąciku jego ust widać było na wpół już zaschniętą kropelkę krwi. Najwidoczniej wciąż jeszcze znajdował się w stanie narkozy.

Powodowana profesjonalnym odruchem spojrzała na kroplówkę. Płyn spływał wolno, równomiernie. Cassi pocałowała koniuszek swojego wskazującego palca i dotknęła nim czoła Roberta. Na stojącej obok łóżka nocnej szafce spostrzegła plik wydruków komputerowych. Leżąca na samym wierzchu karta – jak się tego spodziewała – zawierała dane dotyczące serii SSD. Przez chwilę wahała się, czy nie zabrać ich ze sobą, ale bała się, że Thomas mógłby je u niej znaleźć. Ostatecznie postanowiła je obejrzeć razem z Robertem. Pomyślała także, że jeśli ma potraktować poważnie jego domysły o morderstwie, tego rodzaju dokumenty nie powinny znajdować się u niej na dzień przed jej operacją.

Thomas otworzył drzwi do poczekalni i skinąwszy głową oczekującym go pacjentom przeszedł szybko do swojego gabinetu nie zatrzymując się. Przeklinał w myślach architekta, który nie zaprojektował oddzielnego wejścia do gabinetu, tak żeby można było dostać się do niego niepostrzeżenie. Doris uśmiechnęła się, gdy przechodził, ale nie wstała: wczorajszy epizod trochę ją przestraszył. Podała mu notatki o odebranych pod jego nieobecność telefonach.

W gabinecie Thomas włożył biały fartuch, który lubił mieć na sobie, kiedy przyjmował pacjentów: fartuch narzucał im nie tylko respekt, ale i posłuszeństwo. Usiadł przy biurku i szybko przebiegł oczami notatki od Doris. Zatrzymał się przy notatce o telefonie od Cassi: dzwoniła z pokoju 1740. Thomas zmarszczył czoło: był to dwuosobowy pokój, znajdujący się naprzeciwko pokoju pielęgniarek.

Nagłym ruchem podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił numer kierownika izby przyjęć, Grace Peabody.

– Proszę pani – odezwał się głosem pełnym irytacji. – Właśnie dowiedziałem się, że moja żona została przyjęta do dwuosobowej sali. Chciałbym bardzo, żeby miała swój własny pokój.

– Rozumiem pana, ale obecnie brakuje wolnych jedynek.

– Jestem pewien, że znajdzie pani dla niej oddzielny pokój. Jest to dla mnie bardzo ważna sprawa. W przeciwnym wypadku będę zmuszony interweniować u dyrektora szpitala.

– Zrobię, co będzie w mojej mocy, doktorze Kingsley – odparła tonem, który wskazywał na najwyższą irytację.

– Zależy mi na tym – zakończył rozmowę Thomas, rzucając słuchawkę na aparat.

– Do diabła! – zaklął. Nienawidził ich, tych biurokratów o ptasich móżdżkach. Żonie najlepszego chirurga nie dano osobnego pokoju!

Zapoznając się z wykazem spraw do załatwienia, który mu Doris położyła na biurku, Thomas masował skronie. Czuł, jak zaczyna mu pulsować w głowie.

Po krótkim wahaniu wysunął szufladę biurka. Po trzech bypassach i przed załatwieniem dwunastu znajdujących się w wykazie spraw należy mu się małe pokrzepienie. Wydobył jedną pigułkę koloru brzoskwini i połknął ją, po czym nacisnął przycisk interkomu i poprosił Doris o pierwszego oczekującego pacjenta.

Godziny przyjęć upłynęły Thomasowi lepiej, niż się tego spodziewał. Dwie pooperacyjne wizyty zajęły mu po dziesięć minut. Szybko podpisał dokumentację związaną z pięcioma bypassami i jedną wymianą zastawki. Pozostali czterej pacjenci nie byli przewidziani do operowania i nie powinni byli być skierowani do Thomasa. Pozbył się ich szybko.

Na koniec, po podpisaniu kilku listów, ponownie zadzwonił do panny Peabody.

– Czy panu odpowiada pokój 1752? – zapytała wyniośle.

Był to jednoosobowy, narożny pokój przy końcu korytarza – jego okna wychodziły na zachód i północ, z pięknym widokiem na rzekę Charles. Był przyjemny, czego Thomas nie omieszkał głośno zauważyć. Panna Peabody odłożyła słuchawkę bez słowa pożegnania.

Thomas przebrał się w swoje ubranie i oznajmiwszy Doris, że jeszcze się z nią dziś zobaczy, wyszedł do sektora administracyjnego. Po drodze zatrzymał się na krótko w rentgenie, żeby obejrzeć niektóre zdjęcia jeszcze przed pójściem do Cassi.

Na siedemnastym piętrze ze zdziwieniem dowiedział się, że Cassi wciąż jeszcze znajduje się w pokoju 1740. Wszedł do środka bez pukania.

– Dlaczego się jeszcze nie przeniosłaś? – zapytał.

– Dlaczego się nie przeniosłam? – powtórzyła zmieszana. Właśnie rozmawiała z Mary o dzieciach.

– Załatwiłem dla ciebie osobny pokój – oświadczył zirytowany.

– Nie potrzebuję osobnego pokoju, Thomasie. Jestem zadowolona z towarzystwa Mary.

Cassi chciała przedstawić Thomasa Mary, ale ten nacisnął już dzwonek.

– Moja żona powinna być odpowiednio traktowana w tym szpitalu – powiedział wyglądając na korytarz w oczekiwaniu na nadejście pielęgniarki. – Jeśli ktokolwiek z członków rodzin tych podobno tak niezbędnych pracowników administracji leczy się w szpitalu, zawsze otrzymuje do dyspozycji osobny pokój.

Thomasowi udało się bezbłędnie zrobić wielkie zamieszanie wokół Cassi i wprawić ją tym w zakłopotanie. Czuła się z Mary zupełnie dobrze i nie miała najmniejszej ochoty sprawiać dodatkowego kłopotu. Tymczasem Thomas w ciągu pół godziny postawił na nogi cały personel pielęgniarski, zatrudniając go przy przenosinach Cassi do nowego pokoju.

Kiedy w końcu znaleźli się sami, Thomas rozejrzał się po pokoju i stwierdził z zadowoleniem: – To jest zupełnie co innego.

Musiała przyznać, że pokój jest bardzo ładny. Z łóżka mogła oglądać, jak zimowe słońce zniża się ku zachodowi, osiągając stopniowo Unię horyzontu. Choć była niezadowolona z zamieszania, to jednak poczuła wdzięczność do Thomasa za ten oczywisty dowód jego troski.

– Teraz mam dla ciebie kilka dobrych wiadomości – powiedział siadając na skraju łóżka. – Rozmawiałem z Martinem Obermeyerem – jest zdania, że już po tygodniu będziesz się czuła doskonale. Wobec tego, działając z wyprzedzeniem, zarezerwowałem dla nas pokój w małym hotelu na wybrzeżu Martyniki. I co na to powiesz?

– To wspaniale! – zawołała Cassi. Perspektywa wyjazdu na urlop we dwoje budziła w niej niekłamany zachwyt.

Rozległo się pukanie do drzwi, zza których wychyliła się głowa Joan Widiker.

– Wejdź, proszę – zaprosiła ją do środka Cassi, a następnie przedstawiła Thomasowi.

– Bardzo mi przyjemnie – oświadczyła Joan. – Dużo o panu słyszałam od Cassi.

– Joan jest już trzeci rok stażystką na psychiatrii – wyjaśniła Cassi. – Bardzo mi pomogła w zaadaptowaniu się w nowym oddziale.

– Bardzo mi miło – powiedział Thomas, który z miejsca poczuł do niej niechęć. Nie lubił niewiast, które swoją kobiecość traktowały jako tytuł do przywilejów.

– Bardzo przepraszam za to wtargnięcie – oznajmiła Joan – ale wpadłam tylko na krótko, by powiedzieć Cassi, że wszyscy jej pacjenci znajdują się pod dobrą opieką. Wszyscy życzą jej dobrego zdrowia, nawet pułkownik Bentworth. Co jest najdziwniejsze – mówiła ze śmiechem – to fakt, że twoja choroba wywarła bardzo pozytywny wpływ terapeutyczny na nich wszystkich. Być może wszyscy psychiatrzy powinni przechodzić jakieś operacje od czasu do czasu?

Cassi roześmiała się patrząc jednocześnie na męża, który wstał z miejsca.

– Muszę już iść – powiedział. – Teraz czeka mnie obchód. – Pocałował Cassi w policzek. – Będę u ciebie jutro rano tuż przed operacją. Wszystko będzie dobrze, śpij spokojnie.

– Ja też nie mogę zostać z tobą dłużej – oświadczyła Joan po wyjściu Thomasa. – Muszę pójść na konsultację. Mam nadzieję, że nie wypłoszyłam twojego męża.

– Thomas jest teraz wprost cudowny – rozpromieniła się Cassi. – Jest delikatny i opiekuńczy. Razem wyjeżdżamy na urlop. Chyba jednak nie miałam racji z tymi narkotykami.

Znając wpływ Thomasa na Cassi, Joan miała wątpliwości co do obiektywizmu tej oceny. Powstrzymała się jednak od uwag i wyraziła zadowolenie, że sprawy układają się dla Cassi tak pomyślnie. Zanim opuściła salę, życzyła jej szybkiego powrotu do zdrowia.

Po wyjściu Joan Cassi leżała spokojnie w, łóżku, podziwiając zmiany barwy nieba za oknem: raz było bladopomarańczowe, to znów srebrnofioletowe. Ciągle nie mogła się nadziwić, że Thomas stał się nagle taki miły. Jakikolwiek był powód tej przemiany, była mu za nią bezgranicznie wdzięczna.

Gdy się już zaczęło ściemniać, Cassi pomyślała o Robercie. Nie chciała do niego telefonować, aby go przypadkiem nie obudzić. Postanowiła odwiedzić go w pokoju.