Przez chwilę leżała w bezruchu nasłuchując. Przed jej oczyma roztańczyły się ostre kolory, wywołane prawdopodobnie uciskiem opatrunków. Do uszu Cassi docierały jedynie odległe, przytłumione odgłosy pogrążonego we śnie szpitala. Nagle poczuła coś raz i drugi: wyraźnie drgnęła plastykowa rurka od kroplówki. A może tylko jej się tak zdawało? Serce zaczęło bić w jej piersi przyspieszonym rytmem.
– Kto tu jest? – zapytała głośno. Żadnej odpowiedzi.
Cassi uniosła prawą rękę i przesunęła nią po lewej stronie łóżka. Nikogo ani niczego nie napotkała. Sięgając niżej natrafiła na taśmę, którą rurka kroplówki została przymocowana do jej ramienia. Pociągnęła lekko za rurkę: odniosła to samo wrażenie, co przed chwilą! W ciemnościach ktoś musiał dotykać rurki!
Usiłując zapanować nad narastającym strachem, Cassi zaczęła gorączkowo poszukiwać przycisku sygnału. Ręką natrafiła kolejno na dzbanek, telefon i szklankę, ale przycisku nie znalazła. Zataczała ręką coraz szersze kręgi – wszystko bezskutecznie. Przycisk zniknął.
Poczuła się sparaliżowana własną wyobraźnią. Ktoś oprócz niej znajdował się w pokoju. Czuła jego obecność. Do jej świadomości docierał znajomy zapach wody Yves St. Laurent.
– Thomas? – odezwała się głośno. Unosząc się lekko na prawym łokciu, powtórzyła: – Thomas!
Nie było odpowiedzi.
Nagle ciało Cassi pokryło się obfitym potem. Przyspieszone bicie serca zamieniło się w łomotanie. Od razu zorientowała się, co się stało: dawniej też to się jej zdarzało, nigdy jednak z taką siłą. Miała reakcję insulinową!
Zrozpaczona chwyciła za opatrunki, usiłując wsunąć palce pod ich przyklejone do skóry brzegi. Lewa ręka, poprzednio unieruchomiona przez kroplówkę, również rwała bandaże.
Próbowała krzyczeć, ale nie była w stanie wydać z siebie głosu. Poczuła zawrót głowy. Ponad poręczą łóżka usiłowała jeszcze raz odszukać przycisk sygnału, w rezultacie wsparła się nieostrożnie o stolik, który przechylił się, i spadło z niego wszystko, co się na nim znajdowało: aparat telefoniczny, dzbanek z wodą i szklanka. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Ale Cassi już nic nie słyszała, a jej ciało skręcały drgawki.
Odległy brzęk rozbitego szkła doszedł do uszu Carol Aronson, pielęgniarki dyżurującej na siedemnastym piętrze. Przez chwilę wahała się, ale wymieniwszy spojrzenia z obsługującą kartotekę inną pielęgniarką – Lenorą, wyszła w jej towarzystwie sprawdzić, co się stało. Obie odniosły wrażenie, jakby ktoś wypadł z łóżka. Jeszcze na korytarzu usłyszały szczęk metalowych poręczy łóżka dochodzący z pokoju Cassi.
Gdy wpadły do środka, Cassi wciąż jeszcze miała drgawki, tłukąc rękami o poręcze łóżka.
Carol, która wiedziała o cukrzycy Cassi, natychmiast domyśliła się, co się stało.
– Lenorą! Nadaj "kod" i przynieś mi ampułkę pięćdziesięcio-procentowej glukozy, strzykawkę i świeżą butelkę z D5W.
Pielęgniarka wybiegła z pokoju.
Tymczasem Carol zdjęła ręce Cassi z poręczy, a następnie usiłowała – wprawdzie bez powodzenia – wcisnąć szpatułkę między zaciśnięte zęby. Odłączyła także nadmiernie odkręconą kroplówkę i chroniła głowę pacjentki przed uderzeniami o metalowe wezgłowie.
Gdy wróciła Lenorą, Carol natychmiast wymieniła butelki z D5W, odstawiając starą butelkę obok, aby lekarz mógł sprawdzić poziom insuliny. Następnie otwarła kroplówkę i napełniła dużą strzykawkę pięćdziesięcioprocentową glukozą. Przez chwilę się wahała, gdyż w zasadzie powinna była czekać na lekarza. Tak często miała jednak do czynienia z równie krytycznymi sytuacjami, że dobrze wiedziała, iż w tych warunkach chorej trzeba jak najszybciej podać glukozę, i że to z pewnością pacjentce nie zaszkodzi. Postanowiła więc zrobić zastrzyk. Duża ilość potu na skórze Cassi wskazywała na ciężką reakcję insulinową.
Carol wbiła igłę strzykawki w kroplówkę i nacisnęła na tłoczek. Nie zdążyła nawet wypchnąć całej zawartości, gdy spostrzegła, że Cassi się uspokoiła i jakby zaczęła odzyskiwać przytomność: jej usta się rozchyliły, jakby chciała coś powiedzieć.
Poprawa stanu chorej nie trwała długo. Cassi ponownie straciła przytomność i chociaż już nie miała konwulsji, to jednak poszczególne mięśnie ciągle jeszcze drżały.
Kiedy przybył zespół pogotowia, Carol przedstawiła sytuację. Lekarz zbadał Cassi i zaczął wydawać polecenia.
– Proszę pobrać krew do analizy na zawartość wapna, gazów krwi tętniczej i cukru – zwrócił się do młodszego kolegi. – A pan niech sprowadzi tutaj aparat EKG – polecił studentowi medycyny. – Co pani sądzi, panno Aronson, o jeszcze jednej ampułce glukozy dla chorej?
Tymczasem Lenora zajęła się uprzątaniem pokoju; podniosła przede wszystkim przewrócony stolik i ustawiła na nim aparat telefoniczny. Nogą zepchnęła odłamki szkła do kąta. Wsunęła na miejsce szufladę, która wypadła ze stolika; przy tej okazji spostrzegła kilka pustych ampułek po insulinie. Zaniepokojona podała je Carol, a ta z kolei przekazała je lekarzowi.
– Mój Boże – odezwał się zaskoczony – czyżby z opatrunkami na oczach robiła sobie zastrzyki insuliny?
– Oczywiście że nie – odparła Carol. – Miała insulinę w kroplówce, a ponadto otrzymywała dodatkowe ilości insuliny, stosownie do zawartości cukru w moczu.
– Dlaczego więc jeszcze sama robiła sobie zastrzyki? – dopytywał się lekarz.
– Nie mam pojęcia – wyznała Carol. – Być może była tak oszołomiona środkami uspokajającymi, że zrobiła sobie zastrzyki w sposób automatyczny. Naprawdę nie wiem dlaczego.
– Czy była w stanie zrobić je z opatrunkami na oczach?
– Oczywiście że tak. Proszę nie zapominać, że robiła je dwa razy dziennie w ciągu dwudziestu lat. Nie była w stanie wymierzyć na ślepo odpowiedniej dawki, ale na pewno mogła zrobić sobie zastrzyk. Oprócz tego istnieje jeszcze inna możliwość.
– Jaka?
– Być może zrobiła to umyślnie. Dzienna pielęgniarka przekazała nam, że pacjentka znajduje się w depresji, a jej mąż stwierdził, że zachowuje się dziwnie; sądzę, że pan wie, kim jest jej mąż.
Lekarz skinął głową twierdząco. Nie lubił przypadków, w których mogło zachodzić podejrzenie popełnienia samobójstwa na tle choroby psychicznej.
Tymczasem Carol wręczyła mu strzykawkę wypełnioną glukozą. Lekarz natychmiast wstrzyknął jej zawartość. Chora – podobnie jak poprzednio – odzyskiwała na chwilę przytomność, by ją po kilku minutach znowu utracić.
– Kto jest jej lekarzem? – zapytał, odbierając trzecią strzykawkę z glukozą z rąk pielęgniarki.
– Okulista, doktor Obermeyer.
– Ktoś powinien do niego zadzwonić – stwierdził. – To nie jest przypadek na miarę lekarza stażysty.
Telefon dzwonił bez przerwy już od dłuższej chwili, gdy w końcu półprzytomny Thomas podniósł słuchawkę. Przed snem przyjął dwie pastylki percodanu i teraz miał trudności z koncentracją.
– Niełatwo pana obudzić – zauważyła z humorem telefonistka z centrali. – Doktor Obermeyer chce z panem rozmawiać. Prosił o natychmiastowe połączenie, ale powiedziałam, że pan zostawił specjalne zlecenia. Czy mam podać jego numer?
– Tak! – odparł Thomas szukając ołówka na biurku.
Zapisał numer i zaczął wybierać cyfry; po chwili jednak zaniechał. Spojrzał na zegarek: oczywiście, telefon musiał dotyczyć Cassi. Wszedł do łazienki i obmył twarz zimną wodą, by szybko oprzytomnieć.
Czekał jeszcze przez pewien czas, dopóki nie przeszło mu narkotyczne oszołomienie.
– Dzisiejszej nocy mieliśmy pewne komplikacje z Cassi – oznajmił doktor Obermeyer.
– Komplikacje? – zapytał Thomas niespokojnie.
– Tak – odparł doktor Obermeyer. – Coś, czego nie oczekiwałem. Cassi przedawkowała sobie insulinę.
– Czy dobrze się teraz czuje? – zapytał Thomas.
– Tak, teraz jest już wszystko w porządku. Thomas był ogłuszony tą wiadomością.
– Rozumiem, że jesteś wstrząśnięty – ciągnął doktor Obermeyer. – Ale w tej chwili nie ma już żadnego niebezpieczeństwa. Doktor McInery znajduje się przy niej; jego zdaniem, dzięki natychmiastowej pomocy pielęgniarki, Cassi szybko przyjdzie do siebie. Na razie umieściliśmy ją na oddziale intensywnej terapii.
– Dzięki Bogu – rzekł Thomas; czuł, że po przeżyciach tej nocy kręci mu się w głowie. – Zaraz tam będę.
W sali intensywnej terapii Thomas ruszył wprost do łóżka, na którym leżała jego żona. Wyglądała jakby spokojnie odpoczywała. Zauważył, że nie ma już opatrunku na prawym oku.
– Śpi, ale jest bardzo roztrzęsiona – odezwał się głos obok. Thomas odwrócił się: obok niego stał doktor Obermeyer. – Czy chcesz może z nią rozmawiać? – zapytał wyciągając jednocześnie rękę z zamiarem rozbudzenia Cassi.