Выбрать главу

Thomas schwycił go za ramię. – Nie, pozwól jej spać spokojnie.

– Wiem, że przeżyła wstrząs tej nocy – mówił Obermeyer ze skruchą. – Kazałem jej podać dodatkowe środki uspokajające. Nie spodziewałem się czegoś podobnego.

– Była w bardzo złym nastroju, kiedy z nią rozmawiałem – powiedział Thomas. – Poprzedniej nocy zmarł jej przyjaciel – bardzo przeżyła tę śmierć. Nie chciałem nic o tym mówić, ale niestety zrobiła to lekarka z oddziału psychiatrii.

– Czy uważasz, że to mogła być próba samobójstwa? – zapytał Obermeyer.

– Nie umiem odpowiedzieć – odparł Thomas. – Mogła się po prostu pomylić. Była przyzwyczajona do robienia zastrzyków dwa razy dziennie.

– Co sądzisz o zasięgnięciu opinii psychiatry? – zapytał Obermeyer.

– Jesteś jej lekarzem, rób jak uważasz. Mnie nie stać na obiektywizm. Na twoim miejscu jednak bym poczekał. Ona jest tutaj całkowicie bezpieczna.

– Zdjąłem opatrunek z prawego oka – napomknął Obermeyer. – Obawiam się, że bandaże na oczach źle wpływają na jej samopoczucie. Z ogromną satysfakcją stwierdziłem, że jej lewe oko jest wciąż czyste. Biorąc pod uwagę wstrząs, jaki przeżyła, a który był niezwykle surową próbą dla wykonanej przeze mnie koagulacji naczynia krwionośnego, sądzę, że nie musimy się więcej martwić o nawrót krwawienia.

– A jak wygląda jej poziom cukru? – zapytał Thomas.

– W tej chwili jest zupełnie normalny, ale chora wymaga wnikliwej obserwacji. Zaaplikowała sobie wręcz uderzeniową dawkę insuliny.

– Niestety, w przeszłości zachowywała się czasem beztrosko – zauważył Thomas. – Zawsze starała się bagatelizować swoją chorobę. Tym razem jednak była to więcej niż lekkomyślność. Obawiam się, że ona nie zawsze zdaje sobie sprawę z tego, co robi.

Thomas podziękował doktorowi Obermeyerowi i powoli wyszedł z sali.

Pielęgniarki odprowadziły go wzrokiem do drzwi. Nigdy jeszcze nie widziały doktora Kingsley'a tak roztrzęsionego i niespokojnego.

Rozdział XII

Cassi odzyskała przytomność rano, około piątej. Spojrzała przede wszystkim na zegar ścienny, znajdujący się nad stanowiskiem pielęgniarek – pomyślała, że jest w sali pooperacyjnej. Czuła straszny ból głowy, który przypisywała operacji oka. Ilekroć próbowała rozejrzeć się po sali, czuła ostry ból w lewym oku. Delikatnie dotknęła ręką opatrunku.

– Dzień dobry pani! – usłyszała miły głos. Powoli odwróciła głowę i ujrzała nad sobą uśmiechniętą twarz pielęgniarki. – Witamy panią wśród żywych. Nie ma co, napędziła nam pani strachu.

Cassi, zupełnie zdezorientowana, odpowiedziała uśmiechem. Odczytała identyfikator pielęgniarki: "Panna Stevens, Intensywna Terapia" i poczuła się jeszcze bardziej speszona.

– Jak się pani czuje? – zapytała panna Stevens.

– Jestem głodna – odparła Cassi.

– To dlatego, że ma pani niski poziom cukru we krwi. Zresztą poziom glikemii wciąż u pani skacze jak gumowa piłka.

Cassi poruszyła się trochę na łóżku i poczuła nieprzyjemne pieczenie między nogami. Zrozumiała, że poddano ją cewnikowaniu.

– Czy były jakieś kłopoty z poziomem cukru podczas operacji?

– Podczas operacji – żadnych – odparła z uśmiechem panna Stevens – ale za to następnej nocy, jak się wszyscy domyślają, wzięła pani dodatkową porcję insuliny.

– Czyżby? – zapytała Cassi. – Jaki dzień dziś mamy?

– Piątek, piąta rano.

Cassi poczuła się niepewnie. Brakowało jej jednego dnia.

– Gdzie ja jestem? Czy to jest sala pooperacyjna? – pytała.

– Nie, to jest sala intensywnej terapii. Znalazła się pani tutaj, gdyż wystąpiło u pani niedocukrzenie spowodowane przedawkowaniem insuliny. Czy pani nie pamięta, co działo się wczoraj?

– Chyba nie – odparła niepewnie Cassi. Zakamarki pamięci odnotowały niewyraźne wspomnienie przeżytego strachu.

– Wczoraj rano przeszła pani operację i została odwieziona do swojego pokoju. Czuła się pani zupełnie dobrze. Czy pani naprawdę nic nie pamięta?

– Nie – odpowiedziała Cassi bez przekonania. Jak z głębokiej mgły zaczęły się wynurzać obrazy przeżytych chwil. Wracała pamięć o straszliwym uczuciu zagrożenia i bezbronności. I o paraliżującym strachu. Strachu, ale przed czym?

– A teraz – zwróciła się panna Stevens do Cassi – proszę wypić trochę mleka. Potem niech pani spróbuje znowu zasnąć.

Kiedy obudziła się ponownie, było już po siódmej. Przy łóżku stał Thomas. Oczy miał podpuchniete i zaczerwienione.

– Wróciła do przytomności przed dwiema godzinami – zdawała relację panna Stevens. – Poziom cukru we krwi ma nieco za niski, ale w miarę stabilny.

– Cieszę się, że czujesz się już lepiej – powiedział Thomas spostrzegłszy, że Cassi się obudziła. Byłem u ciebie koło pomocy, ale jeszcze spałaś. Jak się teraz czujesz?

– Nieźle – odparła Cassi. Zapach wody toaletowej męża skojarzył jej się natychmiast z koszmarem, który niedawno przeżyła; Thomas również używał wody Yves St. Laurent. Cassi pamiętała, że ilekroć wystąpiło u niej niedocukrzenie spowodowane przedawkowaniem insuliny, zawsze miała koszmarne sny. Ale tym razem czuła niepokój, że to nie koniec koszmaru.

Serce Cassi biło coraz szybciej, a głowa pękała z bólu. Nie była w stanie odróżnić sennych wizji od rzeczywistości. Odetchnęła, kiedy Thomas skierował się ku wyjściu, oświadczając: – Mam teraz operację, ale po jej zakończeniu natychmiast wrócę.

Około południa chorą odwiedzili doktor Obermeyer i internista. Obaj podjęli decyzję o przeniesieniu Cassi do jej pokoju na końcu korytarza, ona jednak sprzeciwiła się temu tak stanowczo, że w końcu zgodzili się na umieszczenie jej w pokoju wieloosobowym, naprzeciwko pokoju pielęgniarek. Miała tutaj trzy współlokatorki: dwie na wyciągach, po złamaniu nóg, trzecia zaś po operacji woreczka żółciowego.

Cassi wymogła na lekarzach jeszcze jedno ustępstwo: zabrano kroplówkę. Wprawdzie doktor McInery usiłował ją przekonać, Cassi wysłuchała go grzecznie, lecz nie ustąpiła. Kroplówkę usunięto.

Po południu poczuła się znacznie lepiej. Ból głowy stał się całkiem znośny, słuchała więc z zainteresowaniem opowiadań swoich współ-mieszkanek o trapiących je dolegliwościach. W trakcie takiego monologu do pokoju weszła Joan.

– Dowiedziałam się, co ci się przydarzyło – powiedziała z głębokim zatroskaniem. – Jak się teraz czujesz?

– Dobrze – odparła Cassi ucieszona widokiem Joan.

– Dzięki Bogu! Słyszałam, że przedawkowałaś sobie insulinę.

– Jeśli nawet to rzeczywiście zrobiłam, nie mogę sobie przypomnieć – odrzekła Cassi.

– Jesteś pewna? – zapytała Joan. – Wiem, że byłaś bardzo wstrząśnięta śmiercią Roberta…

– Co takiego? – zapytała Cassi. Zanim Joan była w stanie cokolwiek powiedzieć, w świadomości Cassi nastąpił nagły przebłysk – przypomniała sobie o niespodziewanej śmierci przyjaciela.

– Czyżbyś nic nie pamiętała? – zapytała Joan ze zdziwieniem. Cassi opadła bezwładnie na łóżko. – Tak, wiem, Robert nie żyje. – Spojrzała na Joan wzrokiem, w którym można było wyczytać błaganie, by przyjaciółka zaprzeczyła, by zapewniła ją, że nawet myśl o śmierci Roberta jest tylko płodem jej chorej wyobraźni.

– Robert nie żyje – potwierdziła z powagą Joan. – I choć prawda ta sprawia ci ból, nie możesz przed nią uciec.

– Masz rację, ale nie o to mi chodzi. – Podwójnie okrutne było to, że musiała to sobie uświadomić po raz drugi. Jak to się mogło stać? Czy jej świadomość sama wyeliminowała go z pamięci, czy też stało się to pod wpływem przedawkowania insuliny?

– Powiedz mi jedno – rzekła Joan przysuwając krzesło do łóżka chorej, tak żeby nikt ich nie słyszał – jeśli sama nie wstrzyknęłaś sobie dodatkowej insuliny, to w jaki sposób mogła się znaleźć w twoim organizmie?

Cassi potrząsnęła stanowczo głową. – Nie jestem typem samobójcy, jeśli to miałaś na myśli stawiając pytanie.

– Chcę usłyszeć od ciebie całą prawdę – nalegała Joan.

– A więc powiem ci prawdę – szepnęła Cassi. – Nie sądzę, żebym to ja sama wstrzyknęła sobie dodatkową dawkę insuliny. Tę dawkę zaaplikował mi ktoś inny.

– Przypadkowo? Przez pomyłkę?

– Bynajmniej – zupełnie rozmyślnie.

Joan przyglądała się z uwagą przyjaciółce. Ze stwierdzeniem, że w szpitalu może stać się pacjentowi krzywda spotykała się już wcześniej, ale po raz pierwszy usłyszała o tym od przyjaciółki. – Jesteś tego pewna? – zapytała.