Sięgnął po słuchawkę telefonu. Mimo późnej godziny zadzwonił do doktora Ballantine'a. Ponieważ Cassi rozmawiała z Ballantine'em przedtem, niewykluczone, że i tym razem zwróciła się do niego.
Ballantine, wyrwany ze snu, odezwał się zaspanym głosem już po drugim dzwonku. Thomas przeprosił go i zapytał, czy rozmawiał dzisiaj z Cassi.
– Nie rozmawiałem – odparł Ballantine. – A niby dlaczego miałbym z nią rozmawiać?
– Nie wiem – wyznał Thomas. – Dziś wypisano ją ze szpitala, pojechaliśmy więc do domu. Sam wróciłem do szpitala, gdyż miałem nagły przypadek. Kiedy zakończyłem operację, dowiedziałem się, że szuka mnie matka. Zadzwoniłem do niej i dowiedziałem się, że Cassi znowu przedawkowała insulinę i pogotowie zabrało ją do miejscowego szpitala. Zanim zdążyłem się tam pojawić, okazało się, że już się stamtąd wypisała, a ja w tej chwili nie mam najmniejszego pojęcia, co się z nią dzieje. Jestem niemal chory ze zmartwienia.
– Przepraszam, Thomas, jeśli tylko do mnie zadzwoni, dam ci natychmiast znać. Gdzie cię szukać?
– Dzwoń do szpitala, oni mają zawsze mój numer.
Gdy tylko Ballantine odłożył słuchawkę, jego żona przewróciła się na drugi bok i zapytała, o co chodzi. Do Ballantine'a, który był szefem oddziału, rzadko dzwoniono w nocy.
– Dzwonił Thomas Kingsley – odparł patrząc w ciemność. – Jego żona najwyraźniej jest niezrównoważona, a on boi się, że może popełnić samobójstwo.
– Biedny człowiek – zauważyła pani Ballantine, czując, że mąż podnosi się z łóżka. – Po co wstajesz, kochanie?
– Bez określonego celu. Śpij, moja droga.
Doktor Ballantine włożył szlafrok i wyszedł z sypialni. Miał przykre uczucie, że sprawy biegną nie po jego myśli.
Rozdział XIV
Cassi obudziła się z okropnym bólem głowy, takim samym, jaki miała na oddziale intensywnej terapii. Tym razem jednak potrafiła myśleć zupełnie przytomnie i pamiętała wszystko, co się stało poprzedniej nocy. Po wypisaniu się z Essex General kazała się zawieźć do Bostonu, gdzie miała zamiar zwrócić się do doktora McInery. Kiedy dotarła do szpitala, okazało się, że już nie potrzebuje pomocy lekarza. Bardzo natomiast potrzebowała snu, by wypocząć, zanim zdecyduje się cokolwiek uczynić po koszmarnych przeżyciach ostatniej nocy; weszła do pustej separatki na Clarkson 2 i wyciągnęła się na łóżku.
Zanim zasnęła, długo myślała, że musi z kimś porozmawiać o Thomasie. Czy to jemu zawdzięcza kolejne przedawkowanie insuliny? A jeśli tak, to w jaki sposób udało mu się to zrobić, przecież sama wstrzykiwała sobie lekarstwo? Ale fakt, że wszystkie telefony w domu były nieczynne, oprócz telefonu Patrycji, nie mógł być przecież dziełem przypadku. Również jej samochód zawsze dotąd był niezawodny. Co będzie, jeśli jej obawy, że Thomas ma coś wspólnego z serią SSD, są słuszne? Jeśli to on właśnie jest odpowiedzialny za śmierć Roberta?
Jeśli to wszystko jest prawdą, Thomas musi być psychicznie chory. Doktor Ballantine obiecał, że uczyni wszystko, żeby mu pomóc, kiedy zajdzie potrzeba. Cassi postanowiła, że właśnie do niego zwróci się rankiem następnego dnia. Tymczasem jest tutaj zupełnie bezpieczna.
Po sprawdzeniu poziomu cukru w moczu położyła się spać.
Obudziła się przed świtem, gdy szpital był jeszcze pogrążony w ciszy nocnej. Umyła się jak mogła najlepiej w tych warunkach, a następnie poszła do laboratorium, gdzie poprosiła zaspanego technika o pobranie krwi na próbę cukru; niestety, kierownik nocnej zmiany w laboratorium odmówił na to zgody, gdyż nie miała przy sobie swojej karty szpitalnej. Nie wdając się w spór, Cassi zostawiła próbkę krwi, oświadczając, że kierownik formalista uczyni z nią, co mu podyktuje sumienie, a ona wpadnie tu jeszcze później. Z laboratorium udała się wprost do biura Ballantine'a, siadając tuż przy jego drzwiach.
Minęło półtorej godziny, zanim Ballantine się pojawił. Dostrzegł Cassi już z daleka.
– Jeśli pan ma chwilę czasu, chciałabym porozmawiać – poprosiła.
– Oczywiście, proszę wejść – odpowiedział otwierając drzwi do biura i zapraszając Cassi do środka; zachowywał się tak, jakby się jej spodziewał.
Cassi weszła i unikając spojrzenia Ballantine'a skierowała swój wzrok w okno, na James River. Miała wrażenie, że doktor z jakiegoś nieznanego powodu jest niezadowolony z jej wizyty.
– Cóż więc mogę dla pani uczynić? – zapytał, gestem ręki zapraszając ją, żeby usiadła.
– Nie jestem… zupełnie pewna… – zaczęła wolno mówić. – Zanim uczynię cokolwiek innego, chciałabym poddać Thomasa leczeniu. Wiem, że nadużywa środków odurzających.
– Droga Cassi – tłumaczył cierpliwie doktor Ballantine – rozmawiałem na ten temat z Thomasem. Z tego, co wiem, wynika, że jest bardzo ostrożny w korzystaniu z tych środków.
– Thomas zdobywa pigułki posługując się cudzym nazwiskiem – stwierdziła Cassi. – Ale narkotyki to tylko jedna strona medalu. Uważam, że Thomas jest chory, psychicznie chory. Zdaję sobie sprawę, że jako psychiatra nie mam jeszcze dużego doświadczenia, ale Thomas jest z całą pewnością chory. Jest groźny dla otoczenia, w szczególności dla mnie.
Ballantine milczał przez chwilę. Patrzył na Cassi ze zdumieniem i po raz pierwszy był zatroskany. Objął ją ramieniem i perswadował ze współczuciem: – Dużo przeżyłaś w ostatnich dniach. Nie sądzę jednak, żebym mógł ci pomóc. Chciałbym, żebyś porozmawiała z kimś innym. Dlatego, bądź tak dobra, usiądź na chwilę i odpocznij.
– Z kim mam rozmawiać? – zapytała Cassi.
– Proszę cię, usiądź – łagodnie powiedział doktor. Wysunął z kąta fotel z wysokim oparciem i ustawił przed biurkiem, naprzeciwko okna. Ujął Cassi za rękę i delikatnie zachęcał do zajęcia miejsca w fotelu. – Usiądź tak, żeby ci było wygodnie.
To był jej stary doktor Ballantine, którego znała. Ufała, że pomoże jej i Thomasowi. Z uczuciem wdzięczności zagłębiła się w fotelu, między miękkimi skórzanymi poduszkami.
– Czy mogę ci coś podać? Kawę? Albo może chcesz coś zjeść?
– Chętnie bym coś przekąsiła – oświadczyła; czuła głód, a poziom cukru we krwi musiał być jeszcze niewysoki.
– W porządku, poczekaj tutaj chwileczkę. Jestem przekonany, że wszystko będzie dobrze.
Doktor Ballantine wyszedł, zamykając za sobą cicho drzwi.
Cassi intensywnie myślała, kogo też Ballantine ma zamiar przyprowadzić. Musi to być ktoś, kto ma autorytet i może wpłynąć na Thomasa. Zaczęła sobie układać to, co ma do powiedzenia. Obejrzała się, gdy usłyszała, że za jej plecami otwierają się drzwi. Zaskoczona, nie wierząc oczom, zobaczyła Thomasa.
W pierwszej chwili poczuła się oszołomiona, ale szybko się opanowała i spokojnie obserwowała jego zachowanie. W jednym ręku trzymał talerz z jajecznicą, w drugim karton z mlekiem. Biodrem zatrzasnął za sobą drzwi. Podszedł do niej i podał jedzenie. Był nieogolony, wyglądał mizernie i smutno. – Doktor Ballantine powiedział mi, że masz ochotę coś zjeść – powiedział cicho.
Cassi przyjęła talerz niemal automatycznie. Była głodna, ale zbyt wstrząśnięta, żeby jeść. – Gdzie jest doktor Ballantine? – zapytała niepewnym głosem.
– Czy ty mnie kochasz, Cassi? – zapytał Thomas błagalnym głosem.
Cassi poczuła się zakłopotana: wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego.
– Oczywiście, że cię kocham – odparła – ale… Thomas przerwał, zakrywając jej usta dłonią.
– Jeśli mnie rzeczywiście kochasz, to z pewnością zrozumiesz, że bardzo potrzebuję pomocy. Wierzę, że dzięki twojej miłości uda mi się odnieść nad sobą zwycięstwo.
Serce Cassi się ścisnęło. Jaka była głupia! Przecież to jasne, że Thomas nie mógł mieć nic wspólnego z tym, co się zdarzyło ubiegłej nocy. Prawdą natomiast jest to, że jest chory!
– Jestem głęboko przekonana, że ci się uda – powiedziała z zapałem. Nawet nie przypuszczała, że Thomasa stać na tak krytyczną autoocenę.
– Słusznie podejrzewasz mnie o narkotyki – ciągnął. – Co prawda w ostatnim tygodniu rzadziej po nie sięgałem, ale to nic nie zmienia. Oszukiwałem sam siebie, nie przyznając się do tego nałogu.
– Czy rzeczywiście chciałbyś z tym skończyć? – zapytała Cassi. Thomas wzniósł oczy; łzy płynęły mu po policzkach.
– Czy chciałbym? Ależ rozpaczliwie tego pragnę, sam jednak nie dam rady. Żeby zwyciężyć potrzebuję ciebie, Cassi. – W tym momencie Thomas robił wrażenie bezradnego dziecka. Cassi odłożyła na bok talerz i ujęła jego ręce w swoje dłonie.