Выбрать главу

– Nigdy dotąd nie prosiłem nikogo o pomoc – byłem zbyt dumny – ciągnął. – Ale teraz wiem, że popełniłem kilka niewybaczalnych błędów, a każdy pociągnął za sobą następny. Musisz mi pomóc, Cassi.

– Przede wszystkim potrzebujesz pomocy psychiatry – stwierdziła Cassi, ciekawa, co Thomas na to powie.

– Masz rację – zgodził się. – Nigdy nie chciałem przyznać się do tego – bałem się po prostu. Zamiast spojrzeć prawdzie w oczy, wolałem sięgnąć po następne pigułki.

Cassi patrzyła na Thomasa z takim zainteresowaniem, jakby go zobaczyła pierwszy raz. Miała ochotę po prostu zapytać, czy to on był odpowiedzialny za przedawkowanie insuliny, czy miał coś wspólnego ze śmiercią Roberta lub z którymkolwiek ze śmiertelnych przypadków z serii SSD. Jednak nie potrafiła. Nie teraz, leżącego się nie kopie.

– Bądź przy mnie – błagał. – Nie było łatwo wszystko ci wyznać.

– Potrzebujesz leczenia w szpitalu – stwierdziła Cassi.

– Rozumiem – zgodził się – tylko nie tutaj, nie w tym szpitalu. Cassi podniosła się z fotela i położyła ręce na jego ramiona.

– Masz rację, to byłby chybiony pomysł. Tutaj nikt o tym nie powinien wiedzieć. A na mnie zawsze możesz liczyć – jestem twoją żoną.

Thomas objął Cassi ramionami, tuląc mokrą od łez twarz do jej szyi.

Cassi przycisnęła go do piersi jak matka. – Znam mały, prywatny szpital w Weston – Vickers Psychiatrie Institute. Sądzę, że tam będzie najlepiej.

Thomas skinął potakująco głową.

– Uważam, że powinniśmy tam się udać niezwłocznie – Cassi odsunęła od siebie Thomasa, żeby spojrzeć mu w oczy.

Thomas odpowiedział takim samym spojrzeniem. Z turkusowych oczu wyzierał ból. – Zrobię wszystko, co uważasz za słuszne, bylebym tylko mógł pozbyć się dręczącego uczucia niepokoju. Dłużej tego nie zniosę.

Tym razem wziął w niej górę lekarz psychiatra. – Sam doprowadziłeś się do tego stanu, mój drogi. Tak bardzo pragnąłeś sukcesu, że proces zwyciężania stał się dla ciebie ważniejszy niż cel. Sądzę, że jest to wspólna cecha lekarzy, szczególnie chirurgów. Zawsze powinieneś pamiętać, że nie jesteś sam.

Thomas prawie się uśmiechnął. – Nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem, najważniejsze jednak jest to, że nie masz zamiaru mnie teraz opuścić.

– Ja także tego przedtem nie rozumiałam.

Cassi znów wzięła Thomasa w ramiona. A więc – mimo wszystko – odzyskała męża. Oczywiście, że go nie opuści. Zbyt dobrze wie, co znaczy być chorym.

– Wszystko będzie dobrze – szepnęła. – Weźmiemy najlepszych lekarzy, najlepszych psychiatrów. Sama też czytałam o zagubionych lekarzach. Niemal w stu procentach wracają do zdrowia. Trzeba tylko dobrych chęci i poczucia odpowiedzialności.

– Jestem gotów – oświadczył Thomas.

– Chodźmy już więc – rzekła Cassi, biorąc go za rękę.

Trzymając się za ręce jak dwoje kochanków, Thomas i Cassi szli ku wyjściu, następnie w stronę garażu, potrącani przez tłum. Cassandra z entuzjazmem opowiadała Thomasowi wszystko, co wiedziała o Vickers Psychiatrie Institute. Wymieniała nawet nazwiska konkretnych specjalistów, z dużym doświadczeniem w leczeniu innych lekarzy.

Kiedy znaleźli się już w samochodzie, Cassi zapytała Thomasa, czy czuje się wystarczająco dobrze, żeby prowadzić. Zapewnił ją, że tak. Cassi zapięła pas bezpieczeństwa i jak zwykle miała ochotę zwrócić uwagę Thomasowi, by zrobił to samo, ale dała spokój w obawie przed jego reakcją.

Thomas włączył silnik porsche'a i ostrożnie wyprowadził samochód z parkingu. Kiedy mijali automatyczną bramę, Cassi zapytała, w jaki sposób doktor Ballantine odnalazł go tak szybko.

– Dzwoniłem do niego w nocy, gdy opuściłaś szpital i nigdzie nie mogłem cię znaleźć – odparł Thomas, zatrzymując samochód na czerwonym świetle. – Byłem przekonany, że będziesz chciała go widzieć. Poprosiłem, żeby zadzwonił do mnie, gdy będzie coś o tobie wiedział.

– Chyba bardzo się zdziwił. Co właściwie mu powiedziałeś? Światła sygnalizacyjne się zmieniły, więc Thomas przyspieszył w kierunku Storrow Drive. – Powiedziałem mu, że znów przedawkowałaś insulinę.

Cassi przyszło do głowy, że jej zachowanie też nie zawsze było rozsądne, zwłaszcza wtedy, gdy wypisała się ze szpitala na własne żądanie i ukryła przed wszystkimi w separatce.

Thomas – jak zwykle – karkołomnie prowadził samochód; gdy na Storrow Drive skręcił nagle w lewo w kierunku Weston, Cassandra rzuciło na drzwi, a gdy po chwili przekręcił kierownicę w prawo, z trudem utrzymała równowagę.

– Thomas – odezwała się. – Zdaje się, że jedziemy do domu, a nie do Vickers.

Nic nie odpowiedział.

Cassi spojrzała w lewo: kurczowo ściskał kierownicę, podczas gdy prędkość samochodu wzrastała. Cassi wyciągnęła rękę i zaczęła masować napięte mięśnie karku Thomasa. Czuła, że napięcie w nim rośnie i próbowała go uspokoić.

– Thomas, co się stało? – zapytała, starając się zapanować nad narastającą obawą.

Nic nie odpowiedział, prowadził samochód jak automat. Na szczęście ruch o tej porze był niewielki.

Cassi odwróciła się ku niemu na tyle, na ile pozwalał jej pas bezpieczeństwa. Mimo woli przesunęła ręką wzdłuż jego boku; gdy natrafiła na coś twardego w kieszeni, sięgnęła do środka i – zanim zdołał jej w tym przeszkodzić – wydobyła opakowanie insuliny U500.

Thomas wyrwał jej pudełko i wcisnął z powrotem do swojej kieszeni.

Cassi wyprostowała się na siedzeniu i patrzyła na drogę pędzącą naprzeciw w oszałamiającym tempie. Teraz już wiedziała, skąd się wzięło jej ostatnie niedocukrzenie. Istniał tylko jeden racjonalny powód obecności insuliny U500 w kieszeni Thomasa: była mu potrzebna, żeby ją podsunąć Cassi na miejsce insuliny U100. Wystarczyło za pomocą strzykawki usunąć z opakowania U100 jego dotychczasową zawartość i wprowadzić na jej miejsce zawartość opakowania U500 o pięciokrotnie większym stężeniu insuliny. Gdyby nie miała wtedy pod ręką wystarczającej ilości glukozy, znajdowałaby się teraz w stanie śpiączki albo może w jeszcze gorszym stanie… A co z przedawkowaniem w szpitalu? Nie majaczyła, gdy czuła zapach wody toaletowej Yves St. Laurent. Ale dlaczego chciał, by umarła? Dlatego, że tak jak Robert, analizowała dane zawarte w materiałach SSD. Nagle zrozumiała, że nieoczekiwana skrucha Thomasa przed wyjazdem ze szpitala była tylko podstępem. Jednocześnie uprzytomniła sobie, że Ballantine ją, a nie Thomasa, uważał za chorą psychicznie.

Nowe uczucie – wściekłość – ogarnęło Cassi. Była wściekła nie tylko na Thomasa, ale i na siebie. Jak mogła tak się dać wyprowadzić w pole?

Spojrzała z boku na ostro zarysowany profil Thomasa: widziała go teraz w zupełnie innym świetle. Zaciśnięte usta wyrażały okrucieństwo, przymrużone oczy – obłęd. Miała wrażenie, że siedzi obok obcego człowieka, którym instynktownie gardzi.

– Usiłowałeś mnie zabić – odezwała się, zaciskając ręce w pięści. Thomas roześmiał się głośno z odcieniem drwiny; drgnęła mimo woli.

– Jaka niezwykła spostrzegawczość! Zaimponowałaś mi. Czyżbyś rzeczywiście choć przez chwilę sądziła, że nieczynne telefony i niesprawny samochód były dziełem przypadku?

Cassi rozejrzała się naokoło: oddalali się coraz bardziej od miasta. Musi się opanować, musi coś uczynić.

– Oczywiście, że chciałem cię zabić – warknął. – Pozbyć się ciebie tak samo, jak wcześniej pozbyłem się Roberta Seiberta. Jezu Chryste! Czyżbyś oczekiwała, że będę się spokojnie przyglądał, jak we dwójkę niszczycie dorobek mojego życia?

Cassi patrzyła rozszerzonymi ze zdumienia oczami.

– Słuchaj – krzyczał Thomas – zawsze pragnąłem tylko jednego: leczyć ludzi, którzy zasługują na życie. Nie interesują mnie pacjenci psychiczni, ani też chorzy na kilka chorób jednocześnie. Wszyscy powinni w końcu zrozumieć, że środki, którymi dysponujemy, są ograniczone i że trzeba dokonywać pewnej selekcji. Nie możemy pozwolić, aby dobrze rokujący pełnowartościowi pacjenci czekali długo na możliwość operacji, podczas gdy łóżka w szpitalu i czas w salach operacyjnych okupują chorzy na stwardnienie rozsiane i homoseksualiści chorzy na AIDS.

– Thomas – odezwała się Cassi, hamując uczucie wściekłości – proszę cię, zawracaj natychmiast do Vickers. Rozumiesz?

Thomas patrzył na nią, nawet nie próbując ukryć nienawiści. Roześmiał się szyderczo. – Czy ty naprawdę sądziłaś, że ja pozwolę się zamknąć w szpitalu dla wariatów?