Выбрать главу

Wewnątrz wszystkie urządzenia pracowały normalnie. Zapis komputera wskazywał, że statek dokonał skoku i jest obecnie na pozycji wyczekującej. Jednym co mąciło spokój, były niesamowicie okaleczone zwłoki nawigatora i geofizyka, znalezione w komorze ciśnień; zaś za rozprutymi drzwiami sterówki znaleziono nieprzytomnego technika w stanie agonalnym. Czwartego członka załogi Karla Homesa nie odnaleziono mimo przeszukania całego statku. Później, przy dokładniejszym zbadaniu komputera, okazało się, że ma on zmienioną procedurę skoku. W efekcie tego statek zamiast znaleźć się w Psach Gończych, był w zupełnie innej części wszechświata. W mgławicy NGC 6992, znajdującej się w gwiazdozbiorze Łabędzie.

Przypomniano sobie wówczas, że zaginęła tam dwa lata wcześniej XXVIII wyprawa rekonensansowa. Dość szybko skojarzono, że główny programista „Nocy" miał w niej brata i któż inny jak nie on, mógł zamienić programy. Niestety, w chwili aresztowania siły porządkowe, nie spodziewające się oporu, zaniedbały środków ostrożności i podejrzany Ross Splinter popełnił samobójstwo skacząc z okna swojego mieszkania. W takiej sytuacji ostatnią nadzieją pozostał Jan Stasiak. Mimo wielu starań nie udało się przywrócić mu świadomości, ale w trakcie badań znaleziono w żołądku technika płytkę chryzotową. Jest to drobiazg wielkości paznokcia, na którym można zarejestrować wielogodzinne przemówienie. Zgodnie z przypuszczeniami była nagrana i po odtworzeniu otrzymano ponad półgodzinną relację, która, co tu dużo mówić, jeszcze bardziej zagmatwała sprawę.

Na jej podstawie została sporządzona poniższa wersja wypadków.

Światełka kontrolne mrugały w sennym rytmie procedury skoku. Tom przechylił głowę, sprawdzając pole rozwijające, które dostarcza energii. Wszystkie odczyty były prawidłowe. Jan, jak zwykle, gdy się denerwował czuł drapanie w gardle. Przełknął ślinę zirytowany tym irracjonalnym lękiem. Dwaj pozostali leżeli spokojnie z założonymi rękoma. W zegarze przesuwał się już tylko rząd sekund.

– … 10, 9…

– Do startu, gotowi… – usłyszeli cichy szept Rogera.

Zachichotali z uznaniem.

– … 1, 0! – błysnął monitor.

– Procedura skoku zakończona – rozległ się miękki głos.

Momentalnie wypełnili ciszę swoimi głosami. Podnosili leżanki, nadając im kształt foteli. Z trzaskiem chowały się pasy, unosiły podgłówki.

– Uwaga! Wyjątek od procedury – spłynął na nich donośny tym razem głos komputera.

Jeszcze nie dowierzając obracali twarze da monitora. Nigdy im się nie zdarzyło słyszeć powyższych słów na własne uszy.

– Zostanie teraz podany komunikat.

Spoglądali na siebie nie mając pojęcia co się dzieje. Tom podszedł do głównego pulpitu, ale od zablokowania komputera powstrzymał go męski głos.

– „W momencie, kiedy komputer odtworzy ten zapis będziecie się znajdować w mgławicy gwiezdnej NGC 6992. Osobą, która to sprawiła jestem ja, Ross Splinter, główny programista waszego komputera. Dzięki swojej funkcji udało mi się zmienić procedurę skoku i przygotować niniejszy komunikat. Wszystko to zrobiłem dlatego, iż mój brat Ernest zginął razem z całą XXVIII wyprawą w tym miejscu, gdzie się obecnie znajdujecie. Oficjalnie władze uznały, że popełniono błąd przy wyborze koordynant punktu docelowego, w wyniku czego ich statek miał przenieść się do wnętrza gwiazdy i ulec zniszczeniu. Bzdura! Sprawdziłem procedurę XXVIII wyprawy i jestem pewien, że znaleźli się w otwartej próżni. Niestety, nikt mi nie uwierzył i nie zdecydowano się na wysłanie wyprawy ratunkowej. Ja zaś przejrzałem plany lotów Stowarzyszenia i stwierdziłem, że najbliższą wyprawę w tę część wszechświata planuje się dopiero za dwadzieścia lat – głos lekko zadrgał.

– Rozumiecie? Dlatego, was tu przeniosłem. Chcę, abyście sami się przekonali, co się stało z tamtą wyprawą i moim bratem. Może jeszcze zdążycie. Jeśli nie wrócicie w ciągu tygodnia, zawiadomię o swoim występku władze i wtedy z pewnością wyślą wyprawę ratunkową. Koniec zapisu. Dalej postępowanie zgodnie z procedurą” – ostatnie słowa należały już do automatu.

– Położenie przestrzenne, analiza wariant B – powiedział Tom podjeżdżając do pulpitu.

– Odszukaj dane skoku XXVIII wyprawy i porównaj z własnymi danymi. Ustal zgodność.

Zagłębił twarz w okularze. Chroniąc oczy od światła pomieszczenia, lepiej widział szczegóły. Kiedy pracował, pozostała trójka rozsiadła się w fotelach, rozgryzając sytuację. Sami nie zdawali sobie sprawy, że byli ludźmi lubiącymi w samotności rozważać postawione problemy. Takich w kosmosie było najwięcej; inteligentnych samotników.

Roger starał się sobie przypomnieć, jak wyglądał Splinter. Ale twarz programisty nie mogła się zestalić w konkretny portret. Pamiętał tylko, że miał katar i wszędzie wpychał swoje chusteczki higieniczne. Wydmuchiwał w nie nos, zwijał je w kulkę i wciskał w każdy kąt. To Roger pamiętał dobrze, ale nic więcej. Jan obserwował Karla, który nawet chyba o tym wiedział i z przekory kreślił coś obojętnie po kartce. Raptem znieruchomiał z oczyma utkwionymi w świstku,

– Cholera – zaklął i spojrzał na tamtych.

– Masz coś? – spytał zaintrygowany Roger.

– Patrzcie, co mi się napisało – pokazał im kartkę, gdy podeszli bliżej. – Naprawdę nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego.

– „Zginę pierwszy" – przeczytał Jan. Popatrzyli na Karla z wyrzutem, a Robert popukał się w czoło.

– Głupi dowcip – dodał i wrócił na swoje miejsce.

Karl pewnie by się buntował, gdyby nie usłyszeli dowódcy. Miał twarz śmiertelnie poważną.

– Facet mówił prawdę – pokazał monitor ścienny.

– Zgodność parametrów skoku wyprawy XXVIII i XXXII jest stuprocentowa. Jan aż zagwizdał z wrażenia.

– Co wy na to? – spytał Roger. Tom przeczesał dłonią włosy i przysiad na pulpicie.

– W odległości jednostki astronomicznej znajduje się gwiazda typu widmowego F1, posiada jedną planetę w odległości trzech czwartych jednostki astronomicznej. Jest to duży glob. głównie wodór, amoniak, ślady metanu i pary wodnej. Średnia gęstość trochę większa niż dla wody. Wokół planety krąży satelita. Średnica około 500 kilometrów. Ma zadziwiająco dużą gęstość i co jeszcze ciekawsze – rzadką atmosferę. Komputer! Zbliżenie panoramiczne satelity – rozkazał.

Automat służalczo szybko wypełnił rozkaz, zapełniając ekran tłem gwiazd, wśród których wisiała sylwetka satelity. Atmosfera, jaką posiadał, nadawała mu lekko zielonej poświaty; nieprzyjemnej, a w każdym razie obcej dla ludzkiego oka. Chwilę patrzyli na jego powierzchnię. jedynie Roger coś sprawdzał na odczytach. Czekać nie musiał długo, gdyż przystawka już wypluwała wydruk. Spojrzeli z ciekawością.

– Przy tym natężeniu pola możemy naładować akumulator w ciągu dziesięciu godzin. Naturalnie bliższe podejście do Słońca skróciłoby ten okres o kilkanaście minut.

Tom podłubał pisakiem w uchu, a potem wyjął go i z uwagą obejrzał końcówkę.

– Naturalnie wracamy jak tylko będzie można. Ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy spróbowali stwierdzić, co się stało z dwudziestą ósmą – zaproponował.