– Cześć, Cope.
– Co ty robisz?
– Oglądam miejsce zbrodni.
– I wkurzasz kolegę.
– Podwładnego.
– Podwładnego, który jest wrzodem na tyłku.
– Jednak jestem jego przełożoną, prawda?
– Frank Tremont narobi dużo hałasu. Naśle na nas media, podburzy swoich kolegów. Czy naprawdę potrzebne nam takie kłopoty?
– Myślę, że tak, Cope.
– Dlaczego tak uważasz?
– Ponieważ w tej sprawie całkowicie się myli.
8
Dante Loriman pierwszy wszedł do gabinetu Ilene Goldfarb. Trochę zbyt mocno uścisnął dłoń Mike'a. Susan wślizgnęła się za nim. Ilene Goldfarb wstała i czekała za swoim biurkiem. Znów miała na nosie okulary. Wyciągnęła rękę i uścisnęła dłonie obojga. Potem usiadła i otworzyła leżącą przed nią brązową teczkę.
Dante też usiadł. Nawet nie spojrzał na żonę. Susan zajęła sąsiedni fotel. Mike pozostał w głębi pokoju, poza polem ich widzenia. Założył ręce na piersi i oparł się o ścianę. Dante Loriman zaczął starannie podwijać rękawy. Najpierw prawy, potem lewy. Oparł łokcie o uda i zdawał się zachęcać Ilene Goldfarb, żeby powiedziała mu najgorsze.
– A więc? – powiedział.
Mike obserwował Susan Loriman. Miała podniesioną głowę. Siedziała nieruchomo, jakby wstrzymywała oddech. Zbyt nieruchomo. Jakby wyczuła jego wzrok, odwróciła ku niemu swoją śliczną twarz. Mike zamierzał pozostać neutralny. To był show Ilene. On był tu tylko widzem.
Ilene nadal czytała akta, chociaż wydawało się, że robi to jedynie na pokaz. Kiedy skończyła, splotła dłonie na biurku i spojrzała w przestrzeń między siedzącą parą.
– Wykonaliśmy niezbędne analizy zgodności tkankowej – zaczęła.
Dante przerwał jej.
– Ja chcę nim być.
– Przepraszam?
– Ja chcę oddać Lucasowi nerkę.
– Nie może pan być dawcą, panie Loriman. Tak po prostu.
Mike nie odrywał oczu od Susan Loriman. Teraz to ona udawała neutralną.
– Och – powiedział Dante. – Myślałem, że ojciec…
– Nie ma reguły – odparła Ilene. – W grę wchodzi wiele czynników, jak chyba wyjaśniłam pani Loriman podczas jej poprzedniej wizyty. Idealna byłaby zgodność HLA z sześcioma antygenami. Według analizy HLA pan nie byłby dobrym kandydatem, panie Loriman.
– A co ze mną? – zapytała Susan.
– Pani byłaby lepszą dawczynią. Też nie doskonałą. Jednak ma pani większą zgodność. Zwykle największe szanse daje rodzeństwo. Każde dziecko dziedziczy po połowie antygenów od obojga rodziców, tak więc są cztery możliwe kombinacje odziedziczonych antygenów. Upraszczając, rodzeństwo ma dwadzieścia pięć procent szans na idealną zgodność, pięćdziesiąt procent na zgodność połowiczną – trzech antygenów – oraz dwadzieścia pięć procent szans na całkowity brak zgodności.
– A którym przypadkiem jest Tom?
Tom był starszym bratem Lucasa.
– Niestety, mam złe wieści. Pańska żona jest najlepszym dawcą, jakiego dotychczas mamy. Umieścimy waszego syna na liście oczekujących w banku narządów od martwych dawców, żeby sprawdzić, czy nie znajdzie się lepszy kandydat, ale to raczej mało prawdopodobne. Panią Loriman można uznać za dość dobrą dawczynię, ale szczerze mówiąc, ona też nie jest idealna.
– Dlaczego?
– Ma dwupunktową zgodność. Im bardziej zbliżamy się do sześciopunktowej, tym większe jest prawdopodobieństwo, że organizm waszego syna nie odrzuci nowej nerki. Widzicie, im lepsza zgodność przeciwciał, tym mniejsze niebezpieczeństwo, że będzie musiał do końca życia zażywać lekarstwa i systematycznie poddawać się dializie.
Dante przesunął dłonią po włosach.
– Co więc teraz zrobimy?
– Być może mamy trochę czasu. Jak już mówiłam, umieściliśmy jego nazwisko na liście. Będziemy szukać i nadal robić dializy. Jeśli nie znajdziemy nikogo lepszego, weźmiemy nerkę pani Loriman.
– Jednak chcielibyście znaleźć lepszą – powiedział Dante.
– Tak.
– Mamy kilku innych krewnych, którzy powiedzieli, że oddadzą nerkę Lucasowi, jeśli będzie trzeba – powiedział Dante. – Może moglibyście ich zbadać.
Ilene skinęła głową.
– Proszę sporządzić listę z nazwiskami, adresami i dokładnym stopniem pokrewieństwa.
Zapadła cisza.
– Jak bardzo on jest chory, doktorze? – Dante odwrócił się i spojrzał za siebie. – Mike? Bądź z nami szczery. Jak bardzo jest źle?
Mike spojrzał na Ilene. Nieznacznym ruchem głowy pozwoliła mu odpowiedzieć.
– Źle – odparł.
Mówiąc to, patrzył na Susan Loriman. Odwróciła wzrok.
Potem przez blisko dziesięć minut omawiali możliwości, po czym Lorimanowie wyszli. Kiedy Mike został sam z Ilene, usiadł na krześle zajmowanym przez Dantego i podniósł ręce. Ilene udawała zajętą odkładaniem akt.
– Dlaczego nie powiedziałaś? – zapytał.
– Uważasz, że powinnam?
– Ja mam leczyć ich syna. On jest moim pacjentem. Nie jego ojciec.
– Zatem ojciec nie ma tu żadnych praw?
– Tego nie twierdzę.
– Wykonałaś badania. Dowiedziałaś się z nich czegoś, co zataiłaś przed pacjentem.
– Nie moim pacjentem – odparowała. – Moim pacjentem jest Lucas Loriman, syn.
– Zatem zatrzymamy dla siebie to, co wiemy?
– Pozwól, że cię o coś spytam. Załóżmy, że w wyniku jakiegoś badania dowiedziałam się, że pani Loriman zdradza pana Lorimana. Czy miałabym obowiązek mu o tym powiedzieć?
– Nie.
– A gdybym odkryła, że ona handluje narkotykami albo kradnie pieniądze?
– To zbyt daleko idące porównanie, Ilene.
– Czyżby?
– Tu nie chodzi o narkotyki czy pieniądze.
– Wiem, ale w obu wypadkach nie ma to żadnego wpływu na stan zdrowia mojego pacjenta.
Mike zastanowił się.
– A gdyby badanie Dantego Lorimana ujawniło jakieś kłopoty zdrowotne. Na przykład gdybyś odkryła, że on ma chłoniaka. Powiedziałabyś mu?
– Oczywiście.
– Dlaczego? Przecież dopiero co przypomniałaś, że on nie jest twoim pacjentem. To nie twoja sprawa.
– Daj spokój, Mike. To co innego. Moim zadaniem jest pomóc mojemu pacjentowi – Lucasowi Lorimanowi – wyzdrowieć. Zdrowie psychiczne też odgrywa w tym istotną rolę. Zanim wykonamy przeszczep, wysyłamy naszych pacjentów do poradni psychiatrycznej, prawda? Dlaczego? Niepokoimy się o ich zdrowie psychiczne w takich sytuacjach. Wywołanie potwornego zamieszania w małżeństwie Lorimanów nie wpłynie korzystnie na zdrowie mojego pacjenta. Koniec, kropka.
Oboje milczeli przez chwilę.
– To nie jest takie proste – rzekł Mike.
– Wiem.
– Ten sekret będzie nam ciążył.
– Dlatego podzieliłam się nim z tobą. – Ilene rozłożyła ręce i się uśmiechnęła. – Dlaczego tylko ja mam nie sypiać po nocach?
– Jesteś wspaniałą wspólniczką.
– Mike?
– Tak?
– Gdyby chodziło o ciebie, gdybym wykonała takie badanie i odkryła, że Adam nie jest twoim biologicznym synem, chciałbyś o tym wiedzieć?
– Adam miałby nie być moim synem? A widziałaś, jakie ma wielkie uszy?
Uśmiechnęła się.
– Próbuję tylko coś ci udowodnić. Chciałbyś o tym wiedzieć?
– Tak.
– Na pewno?
– Rozpiera mnie żądza wiedzy. Doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Muszę wiedzieć wszystko.
Mike urwał.
– O co chodzi? – zapytała.
Opadł na fotel i założył nogę na nogę.
– Czy próbujemy nie poruszać jakiegoś tematu?
– Taki miałam plan, owszem.
Mike czekał.
Ilene Goldfarb westchnęła.
– No już, powiedz to.
– Jeżeli naszą dewizą jest „Po pierwsze, nie szkodzić”… Zamknęła oczy.