Выбрать главу

– Nie. Masz do niego dostęp przez Internet.

Tia zmarszczyła brwi.

– To chyba niezbyt bezpieczne.

– Musisz podać swoje dane i hasło. Trzeba wejść na stronę E – SpyRight i się zarejestrować. Może wasz dzieciak otrzymał e – maila albo inną wiadomość.

Tia zastanawiała się.

Brett znów zajął się swoim laptopem i coś wpisał. Potem obrócił komputer ekranem do niej. Zobaczyła stronę domową E – SpyRight.

– No… kupię sobie na dole jakiś napój – rzekł. – Chcesz coś?

Przecząco pokręciła głową.

– Jest twój – powiedział Brett.

Poszedł do drzwi. Tia opadła na fotel i zaczęła stukać w klawiaturę. Wywołała raport i zapytała o dzisiejsze zapisy. Nie było prawie nic, oprócz szybkiej wymiany zdań z tajemniczym CeeJay8115.

CeeJay8115: Co się stało?

HockeyAdam1117: Jego matka zaczepiła mnie po szkole.

CeeJay8115: Co mówiła?

HockeyAdam1117: Ona coś wie.

CeeJay8115: Co jej powiedziałeś?

HockeyAdam1117: Nic. Uciekłem.

CeeJay8115: Porozmawiamy wieczorem.

Tia przeczytała to jeszcze raz. Potem wyjęła komórkę i użyła szybkiego wybierania.

– Mike?

– Co?

– Znajdź go. Znajdź go, obojętnie jak.

■ ■ ■

Ron trzymał w palcach fotografię.

Patrzył na nią, ale Betsy wiedziała, że już jej nie widzi. Mowa jego ciała zdradzała coś więcej niż niepokój. Skręcał się i sztywniał. Położył zdjęcie na stole i założył ręce na piersi. Potem znowu podniósł fotografię.

– Co to zmienia? – zapytał.

Zaczął szybko mrugać, jak jąkała usiłujący wymówić szczególnie trudne słowo. To przeraziło Betsy. Ron nie mrugał tak od lat. Teściowa wyjaśniła jej, że kiedy był w drugiej klasie, często był bity i ukrywał to przed nią. Wtedy zaczął się ten nerwowy tik. Przeszedł mu z wiekiem. Teraz rzadko dawał o sobie znać. Nawet po tym, jak dowiedzieli się o Spencerze, Betsy nie widziała, by mąż mrugał.

Teraz żałowała, że pokazała mu to zdjęcie. Kiedy Ron wszedł do domu i wyciągnął po nie rękę, mogła dać mu po łapie i schować je.

– Tamtej nocy nie był sam – oznajmiła.

– Co z tego?

– Nie słyszałeś, co powiedziałam?

– Może najpierw poszedł gdzieś z przyjaciółmi. Co z tego?

– Dlaczego nic o tym nie powiedzieli?

– Kto to wie? Bali się, może Spencer kazał im nie mówić, a może – prawdopodobnie – pomyliłaś datę. Pewnie widział się z nimi przez chwilę i poszedł. Albo to zdjęcie zostało wykonane wcześniej.

– Nie. Rozmawiałam z Adamem Baye'em po szkole…

– Co takiego?

– Czekałam, aż skończą się zajęcia. Pokazałam mu tę fotografię.

Ron tylko pokręcił głową.

– Uciekł przede mną. Zdecydowanie coś ukrywa.

– Na przykład co?

– Nie wiem. Pamiętaj jednak, że Spencer miał podbite oko, kiedy znalazła go policja.

– Wyjaśnili to. Zapewne stracił przytomność i upadł na twarz.

– A może ktoś go uderzył.

– Nikt go nie uderzył, Bets – rzekł łagodniejszym tonem Ron.

Betsy zamilkła. Ron mrugał coraz szybciej. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Wyciągnęła do niego rękę, ale się odsunął.

– Spencer zmieszał tabletki z wódką. Rozumiesz, Betsy?

Nie odpowiedziała.

– Nikt nie zmuszał go do kradzieży tej butelki wódki z naszego barku. Nikt nie zmuszał go, żeby wziął te proszki z mojej apteczki. Wiemy o tym, prawda? Zostawiłem tam swoje lekarstwo na receptę. Lekarstwo, o które wciąż prosiłem, choć tak naprawdę powinienem przestać je brać, prawda?

– Ron, to nie…

– Nie co? Myślisz, że tego nie rozumiem?

– Czego nie rozumiesz? – zapytała. Jednak wiedziała. – Nie winię cię, przysięgam.

– Owszem, winisz.

Pokręciła głową. Jednak Ron tego nie widział. Już wstał i wyszedł.

12

Nash był gotowy do ataku.

Czekał na parkingu przed centrum handlowym Palisades Park. Centrum reprezentowało amerykańską manię wielkości w najczystszej formie. Owszem, Mall of America w Minneapolis było większe, ale to było nowsze, zapchane olbrzymimi megasklepami pod megaarkadami, a nie tymi ślicznymi butikami jak w latach osiemdziesiątych. Były tu sklepy z cenami hurtowymi dla posiadaczy kart klubowych, cała sieć księgarń, sala IMAX, multikino z piętnastoma ekranami, Best Buy, Staples, diabelski młyn pełnej wielkości. Szerokie korytarze. Wszystko wielkie.

Reba Cordova weszła do sklepu Target.

Zaparkowała swoją butelkowozieloną acurę mdx daleko od wejścia. To pomoże, ale i tak będzie ryzykowne. Ustawili furgonetkę obok, po stronie kierowcy. Nash obmyślił plan. Pietra była teraz w środku i śledziła Rebę Cordovę. Nash tylko na chwilę wszedł do Target, żeby zrobić zakupy.

Teraz czekał na SMS od Pietry.

Zastanawiał się nad wąsami, ale nie, tutaj nie pasowały. Powinien wyglądać zwyczajnie i budzić zaufanie. Wąsy tego nie zapewniały.

Wąsy, a szczególnie takie krzaczaste, jakimi posłużył się, porywając Marianne, stanowiły dominujący akcent twarzy. Pytani o rysopis sprawcy świadkowie rzadko pamiętają coś poza wąsami. Tak więc te często spełniają swoją funkcję.

Jednak nie tym razem.

Nash został w samochodzie i przygotował się. Uczesał się, przeglądając w lusterku, i ogolił maszynką elektryczną.

Cassandra lubiła, kiedy był gładko ogolony. Nash miał gęsty zarost i po południu jego broda drapała jej policzki.

– Proszę, ogól się dla mnie, przystojniaku – mówiła Cassandra, posyłając mu kosę spojrzenie, od którego przechodził go dreszcz. – A wtedy obsypię twoją twarz pocałunkami.

Myślał o tym teraz. Myślał o jej głosie. Te wspomnienia wciąż bolały. Już dawno pogodził się z tym, że zawsze będzie cierpiał. Uczysz się żyć z bólem. On nigdy nie odejdzie.

Usiadł za kierownicą i obserwował ludzi opuszczających parking i wracających. Oni wszyscy żyli i oddychali, podczas gdy jego Cassandra była martwa. Jej piękne ciało niewątpliwie już się rozłożyło. Trudno to sobie wyobrazić.

Zadzwonił jego telefon komórkowy. Pietra przysłała wiadomość tekstową.

Przy bramce. Wychodzi.

Pospiesznie wytarł oczy kciukiem i palcem wskazującym, po czym wysiadł z samochodu. Otworzył tylne drzwi furgonetki. Zakupiony przez niego za czterdzieści dolarów pięciopozycyjny składany fotelik samochodowy Cosco Scenara, najtańszy, jaki mieli, wcześniej wyjął z pudła.

Nash obejrzał się za siebie.

Reba Cordova popychała przed sobą czerwony wózek na zakupy z kilkoma reklamówkami. Wyglądała na zaaferowaną i szczęśliwą, jak wiele owieczek z przedmieść. Zastanawiał się nad tym ich szczęściem, czy było prawdziwe, czy tylko urojone. Miały wszystko, co chciały. Ładny dom, dwa samochody, bezpieczeństwo finansowe, dzieci. Zastanawiał się, czy tego potrzebują wszystkie kobiety. Zastanawiał się, czy zapewniający im takie życie mężczyźni w biurach też tak uważają.

Za Rebą Cordovą zobaczył Pietrę. Trzymała się w pewnej odległości od śledzonej. Nash się rozejrzał. Otyły mężczyzna z długimi włosami hipisa, zmierzwioną brodą i poplamioną farbą koszulą podciągnął robocze dżinsy i ruszył w kierunku wejścia. Obrzydliwość. Nash widział go, jak krążył swoim poobijanym chevroletem caprice, tracąc kilka minut na poszukiwanie miejsca do parkowania, które oszczędzi mu dziesięciosekundowego spaceru. Ameryka grubasów.

Nash tak zaparkował furgonetkę, aby jej tylne drzwi znajdowały się tuż przy drzwiach acury. Pochylił się i zaczął manipulować przy foteliku samochodowym. Boczne lusterko ustawił tak, żeby widzieć nadchodzącą kobietę. Reba wcisnęła przycisk pilota i bagażnik się otworzył. Nash zaczekał, aż podeszła bliżej.