Mike spojrzał na numer telefonu żony.
– Tak.
– Boże, ale z ciebie pantoflarz.
– Jasne – mruknął Mike. – Przysłała mi SMS – a. Okropne pantoflarstwo.
Mo się skrzywił. Mike i Mo przyjaźnili się od czasu studiów w Dartmouth. Grali w drużynie hokejowej – Mike jako rozgrywający lewoskrzydłowy, Mo jako nieustępliwy obrońca. Niemal ćwierć wieku po ukończeniu studiów Mike był chirurgiem transplantologiem, a Mo wykonywał jakąś tajną robotę dla Centralnej Agencji Wywiadowczej, ale nadal grali na tych samych pozycjach.
Inni hokeiści ostrożnie zdejmowali ochraniacze. Wszyscy się starzeli, a hokej to sport dla młodych.
– Przecież wie, że dziś grasz w hokeja, prawda?
– Prawda.
– Zatem nie powinna ci przeszkadzać.
– To tylko SMS, Mo.
– Przez cały tydzień urabiasz się po łokcie w szpitalu – rzekł z tym uśmieszkiem, po którym nigdy nie dało się poznać, czy żartuje, czy nie. – To twój czas na hokej, święta rzecz. Powinna już o tym wiedzieć.
Mo był z nim tamtego mroźnego dnia, kiedy Mike poznał Tię. Właściwie Mo zauważył ją pierwszy. Obaj grali na własnym lodowisku otwierający sezon mecz przeciwko Yale. Mike i Mo byli w juniorach. Tia siedziała na trybunach. Podczas rozgrzewki – kiedy jeździli w kółko po lodowisku i rozciągali mięśnie – Mo trącił go łokciem i ruchem głowy pokazał siedzącą Tię.
– Ładne krągłości pod tym sweterkiem – powiedział.
I tak to się zaczęło.
Mo miał teorię, że wszystkie kobiety polecą na Mike'a, albo… no cóż, na niego. Mo miał te dziewczyny, które lgnęły do niegrzecznych chłopców, a Mike te, które w jego oczach widziały domek z ogródkiem. Tak więc w trzeciej tercji, gdy drużyna Dartmouth pewnie prowadziła, Mo wszczął bójkę i poturbował któregoś zawodnika Yale. Kiedy rozciągnął faceta na lodzie, odwrócił się, mrugnął do Tii i ocenił jej reakcję.
Sędziowie przerwali bójkę. Jadąc na ławkę kar, Mo nachylił się do Mike'a.
– Twoja – szepnął.
Prorocze słowo. Po meczu spotkali się na przyjęciu. Tia przyszła z chłopakiem ze starszego roku, który jej nie interesował. Rozmawiała z Mikiem o przeszłości. Od razu przyznał się do tego, że chce zostać lekarzem, a ona zapytała go, od kiedy to wie.
– Chyba od zawsze – odparł.
Tia nie chciała zaakceptować tej odpowiedzi. Drążyła temat, co, jak szybko odkrył, robiła zawsze. W końcu ku własnemu zaskoczeniu wyjaśnił jej, że był chorowitym dzieckiem i lekarze stali się dla niego bohaterami. Słuchała go tak, jak nikt wcześniej ani później. To był nie tyle początek ich związku, ile gwałtowny wybuch. Jadali razem w kafejce. Uczyli się razem po nocach. Mike przynosił jej do biblioteki wino i świece.
– Masz coś przeciwko temu, że przeczytam ten SMS? – zapytał Mike.
– Ona jest jak wrzód na tyłku.
– No wyduś to z siebie, Mo. Nie krępuj się.
– Gdybyś był w kościele, przysyłałaby ci SMS – y?
– Tia? Zapewne.
– Świetnie, więc czytaj. Potem napisz jej, że właśnie jesteśmy w drodze do naprawdę fajnego baru topless.
– Tak, pewnie, już to robię.
Mike wcisnął klawisz i odczytał wiadomość.
MUSIMY POROZMAWIAĆ. ZNALAZŁAM COŚ W RAPORCIE KOMPUTEROWYM. WRÓĆ PROSTO DO DOMU.
Mo zauważył minę przyjaciela.
– Co jest?
– Nic.
– Dobrze. Zatem jedziemy dziś wieczór do tego baru topless.
– Nigdy nie byliśmy w barze topless.
– Jesteś jednym z tych maminsynków, którzy nazywają je „klubami dla dżentelmenów”?
– Tak czy inaczej, nie mogę.
– Kazała ci wracać do domu?
– Mamy problem.
– Jaki?
Mo nie znał słowa „osobisty”.
– Chodzi o Adama.
– Mojego chrześniaka? Co z nim.
– On nie jest twoim chrześniakiem.
Mo nie został chrzestnym Adama, ponieważ Tia na to nie pozwoliła. Pomimo to Mo uważał, że nim jest. W trakcie chrzcin wyszedł naprzód i stanął obok brata Tii, prawdziwego ojca chrzestnego Adama. Przeszył go groźnym wzrokiem i brat Tii nie odezwał się słowem.
– Co się stało?
– Jeszcze nie wiem.
– Tia jest nadopiekuńcza. Przecież wiesz. Mike nie skomentował tego.
– Adam przestał grać w hokeja.
Mo zrobił taką minę, jakby Mike oznajmił, że jego syn zaczął oddawać cześć diabłu lub jakiemuś zwierzęcemu bóstwu.
– O.
Mike rozwiązał i zdjął buty.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytał Mo.
Mike sięgnął po osłony łyżew. Rozpiął naramienniki. Kolejni zawodnicy przechodzili obok, żegnając doktora. Większość z nich wiedziała, że Mo należy omijać szerokim łukiem, nawet poza lodowiskiem.
– Przywiozłem cię tutaj – rzekł Mo.
– Co z tego?
– To, że zostawiłeś swój samochód przed szpitalem. Stracilibyśmy czas, wracając tam. Podwiozę cię do domu.
– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
– Trudno. Chcę zobaczyć mojego chrześniaka. I zorientować się, co, do diabła, robicie źle.
4
Kiedy Mo skręcił w ich ulicę, Mike zobaczył przed domem sąsiadkę, Susan Loriman. Udawała, że robi coś na podwórku – plewi, sadzi czy coś takiego – ale Mike wiedział, o co jej chodzi. Wjechali na podjazd. Mo spojrzał na klęczącą sąsiadkę.
– O, ładny tyłek.
– Zapewne tak uważa jej mąż.
Susan Loriman wstała. Mo rozejrzał się dookoła.
– Taak, ale jej mąż to dupek.
– Dlaczego tak twierdzisz?
Wskazał ruchem brody.
– Te samochody.
Na podjeździe stał pokazowy samochód jej męża, podrasowana czerwona corvette. Jego drugim wozem było czarne jak smoła bmw 550i, a Susan jeździła szarym dodge'em caravanem.
– Co z nimi?
– Są jego?
– Tak.
– Mam przyjaciółkę – rzekł Mo. – Najgorętsza laska, jaką widziałeś. Hiszpańskiego czy latynoskiego pochodzenia. Kiedyś była zawodową zapaśniczką o pseudonimie Pocahontas, może pamiętasz, kiedy na Kanale Jedenastym puszczali rano takie seksowne kawałki?
– Pamiętam.
– No więc ta Pocahontas powiedziała mi o czymś, co robi. Za każdym razem, gdy widzi faceta w takim samochodzie jak ten, który podjeżdża taką wystrzałową bryką, podkręca obroty silnika i mruga do niej, wiesz, co ona mu mówi?
Mike przecząco pokręcił głową.
– „Przykro mi z powodu twojego penisa”.
Mike mimo woli się uśmiechnął.
– „Przykro mi z powodu twojego penisa”. To jest to. Czyż to nie wspaniałe?
– Taak – przyznał Mike. – Powalające.
– Na coś takiego trudno znaleźć ripostę.
– Istotnie.
– No więc twój sąsiad – a jej mąż, tak? – ma dwa takie wózki. Jak sądzisz, co to może oznaczać?
Susan Loriman spojrzała na nich. Mike zawsze uważał ją za niepokojąco atrakcyjną gorącą mamuśkę z sąsiedztwa, czyli MILF * [Mother I'd Like to Fuck.], jak mówią nastolatki, chociaż nie lubił nawet w myślach używać takich wulgarnych skrótów. Nie żeby kiedykolwiek czegoś z nią próbował, ale dopóki oddychasz, zauważasz takie rzeczy. Susan miała długie włosy, tak czarne, że aż niemal niebieskie, i w lecie zawsze nosiła koński ogon, krótkie szorty i modne okulary przeciwsłoneczne, a jej zmysłowych czerwonych warg nie opuszczał łobuzerski uśmiech.
Gdy ich dzieci były młodsze, Mike widywał ją na placu zabaw przy Maple Park. To naprawdę nic takiego, ale lubił na nią patrzeć. Wiedział, że jeden z ojców celowo wybrał jej syna do drużyny małej ligi, żeby Susan Loriman przychodziła na mecze.
Dzisiaj nie nosiła okularów przeciwsłonecznych. Uśmiechała się z przymusem.
– Wygląda na smutną jak diabli – zauważył Mo.