Koty nie widzą w ciemnościach. Potrafią natomiast widzieć przy bardzo niewielkiej ilości światła. Cienki promień księżyca wpadał do piwnicy przez dziurę w suficie, tak małą, że mysz ledwie by się w niej zmieściła, z pewnością za małą dla Maurycego — założywszy, że do niej by dosięgnął.
Promień księżyca oświetlał też sąsiednią piwnicę. Jej także używały szczurołapy, w jednym rogu leżało kilka beczek i stos połamanych klatek. Maurycy chodził wkoło, szukając wyjścia. Znalazł drzwi, ale miały klamki, a choć był zadziwiająco mądry, nie umiał rozwiązać zagadki klamek. Zauważył jednak kolejną rurę ściekową w ścianie. Wskoczył w nią.
Prowadziła do jeszcze jednej piwnicy. Gdzie także znajdowały się pudła i worki. Przynajmniej tu jest sucho, pomyślał.
Jakim stworzeniem jesteś? — rozległ się za nim głos.
Maurycy obrócił się. Zobaczył tylko pudła i worki. Wszędzie śmierdziało szczurami, słychać było nieustający szelest i od czasu do czasu słaby pisk, ale i tak ta piwnica była małym niebem w porównaniu z piekłem klatek.
Głos dochodził z tyłu, prawda? Na pewno go słyszał, nie ma wątpliwości. Chociaż… teraz Maurycemu wydawało się, że głos pojawił się od razu w jego głowie, nie kłopocząc się przechodzeniem przez uszy. Tak samo było ze szczurołapami. Rozmawiali, jakby słyszeli głos i brali go za własne myśli. Czyżby tego głosu tak naprawdę nie było?
Nie widzę cię, odezwało się wspomnienie. Nie wiem, kim jesteś.
To nie był dobry głos dla pamięci. Dźwięki bardziej przypominały szepty, które wcinały się w umysł niczym ostry nóż.
Podejdź bliżej.
Maurycego zaświerzbiały łapy. Chciały uciekać co sił. Wyciągnął pazury i odzyskał panowanie nad sobą. Ktoś się po prostu kryje za pudłami, pomyślał. I odezwanie się w tej sytuacji raczej nie jest dobrym pomysłem. Ludzie mają głupie skojarzenia na widok mówiącego kota. Trudno liczyć, że się znowu spotka kogoś równie świrniętego jak ta dziewczynka.
Podejdź BLIŻEJ.
Musiał coś powiedzieć. Ten głos nie da mu spokoju.
— Całkiem mi dobrze tu, gdzie jestem — odparł Maurycy.
W takim razie czy podzielisz się z nami naszym BÓLEM?
Ostatnie słowo zabolało. Ale nie bardzo, i to było zadziwiające. Głos brzmiał głośno, wyraźnie, dramatycznie, jakby jego właściciel chciał ujrzeć Maurycego zwijającego się w bólach. Zamiast tego zaaplikował mu lekki ból głowy.
Potem głos zabrzmiał znowu i tym razem pojawiła się w nim podejrzliwość.
Jakim stworzeniem jesteś? Twój umysł jest NIEDOBRY.
— Wolę słowo „zadziwiający” — rzekł Maurycy. — Ale kim ty jesteś, że zadajesz mi takie pytania z ciemności?
Czuł jedynie zapach szczurów. Usłyszał lekki szmer po swojej lewej stronie i w tej samej chwili dostrzegł wielkiego szczura pełznącego w jego kierunku.
Inny dźwięk zwrócił jego uwagę. Z drugiej strony zbliżał się drugi szczur. W ciemnościach widział tylko jego zarys.
Szelest z przodu podpowiadał, że tam sunie kolejny.
Oto nadchodzą moje oczy… CO?! KOT! KOT! ZABIĆ!
Rozdział 8
Pan Królik uświadomił sobie, że jest tłustym króliczkiem w Ciemnym Lesie, i nagle zapragnął nie być królikiem albo przynajmniej nie być tłustym. Ale już nadchodził szczur Szymon. Który zresztą w ogóle nie wiedział, co go czeka.
Kiedy trzy szczury skoczyły, było już za późno. W powietrzu pozostało tylko miejsce po Maurycym, a sam Maurycy znajdował się po drugiej stronie piwnicy i wdrapywał na jakieś pudła.
Usłyszał pod sobą pisk. Wskoczył na kolejne pudło i zobaczył w ścianie miejsce, z którego wypadło kilka zmurszałych cegieł. Wspiął się, zabalansował w powietrzu, kiedy cegła pod nim się poruszyła, i wskoczył w nieznane.
To była następna piwnica. Pełna wody. Choć po prawdzie, wypełniało ją coś, co niezupełnie było wodą. Mogłoby to ewentualnie stać się wodą, gdyby szczurze klatki w sąsiedniej piwnicy były czyszczone i gdyby wszystko to miało szansę osiąść i lasować się przez jakiś, powiedzmy, rok. Natomiast nazwanie tego czegoś błotem byłoby obrazą dla powszechnie szanowanych terenów błotnych całego świata.
No i Maurycy właśnie w coś takiego skoczył.
Zawzięcie płynął pieskiem (jeśli możemy tak powiedzieć o kocie, ale chyba nie mamy wyjścia), starając się nie oddychać, i wreszcie wdrapał się na kupę gruzu. Złamana krokiew, śliska od szlamu, prowadziła do suchszej, osmalonej belki pod sufitem.
Wciąż słyszał w głowie ten przerażający głos, teraz nieco przytłumiony. Głos próbował wydawać mu polecenia. Rozkazywać kotu? Łatwiej jest przybić galaretkę do ściany. Co ten głos sobie myślał? Że on jest psem?!
Ociekał cuchnącym błotem. Nawet w uszach miał pełno błota. Zaczął się wylizywać do czysta, lecz nagle przerwał. To była całkowicie naturalna kocia reakcja, wylizać się do czysta. Ale lizanie czegoś takiego mogłoby okazać się śmiertelnie ryzykowne…
W ciemnościach coś się poruszyło. Dostrzegł kilka wielkich szczurów przedostających się przez dziurę. Potem usłyszał kilka plusków. Szczury wdrapywały się po ścianie.
O, odezwał się głos. Widzisz ich? Patrz, jak zbliżają się do ciebie, KOCIE!
Maurycy się opanował. To nie był czas, by słuchać swego wewnętrznego ja. Wewnętrzne ja poganiało go do ucieczki, ale wewnętrzne ja było głupie. Kierowało go, by atakował mniejszych od siebie, a uciekał przed wszystkim innym. Ale żaden kot nie zwieje przed bandą ogromnych szczurów. Zamarł, nie spuszczając wzroku z nadchodzących szczurów. Szły wprost na niego.
Poczekajmy… poczekajmy…
Widzisz je, prawda? — zapytał głos.
Skąd on to wie?
Maurycy próbował myśleć na głos: Czy… potrafisz… czytać… w… moich… myślach?
Nic się nie stało.
Nagle Maurycego olśniło. I zamknął oczy.
Otwórz je! — natychmiast nadpłynął rozkaz.
Powieki Maurycego zatrzepotały.
Nie potrafisz, pomyślał Maurycy. Nie potrafisz czytać w moich myślach! Potrafisz tylko używać moich oczu i uszu! I zgadywać, co ja sobie myślę.
Żadnej odpowiedzi. Maurycy nie czekał. Skoczył na belkę i wdrapał się na samą górę. Mogli podążyć za nim, ale przy odrobinie szczęścia, jeśli użyje pazurów…
Szczury były coraz bliżej. Starały się go wywąchać, wyobrażał sobie ich niuchające nosy w ciemnościach.
Jeden wspinał się nawet na belkę. Był o kilka centymetrów od ogona Maurycego, kiedy zawrócił i zszedł z powrotem w dół.
Potem Maurycy usłyszał, jak wdrapują się na kupę gruzu. Następnie doszły go jeszcze zdziwione popiskiwania, a wreszcie usłyszał, jak szczury płyną szlamem.
Brudne czoło Maurycego zmarszczyło się w zadziwieniu. Szczury, które nie potrafią wyczuć kota? W tej samej chwili zrozumiał. On nie pachniał kotem, śmierdział szlamem, czuł się jak bryłka szlamu w pomieszczeniu wypełnionym szlamem.
Siedział nieruchomy jak posąg do chwili, kiedy przez zatkane szlamem uszy nie słyszał już pazurów drapiących o mur, co oznaczało, że szczury przeszły na drugą stronę. Potem, wciąż nie otwierając oczu, przepełzł ostrożnie w dół gruzowiska. Przekonał się, że jest usypane na starych drewnianych drzwiach. Teraz przegniłe drewno przypominało raczej gąbkę, rozpadło się, gdy ledwo dotknął łapą.