Miał wrażenie, że po drugiej stronie znajduje się kolejna piwnica. Śmierdziała zgnilizną i palonym drewnem.
Czy… głos będzie wiedział, gdzie jestem, jeśli teraz otworzę oczy? Czy każda piwnica nie wygląda tak samo?
A może w tym pomieszczeniu też jest pełno szczurów? Na tę myśl natychmiast otworzył oczy. Szczurów nie było, był natomiast kolejny brudny kanał, który przechodził w tunel na tyle duży, by kot w nim się zmieścił. W oddali widać było słabe światełko.
To tak wygląda szczurzy świat, pomyślał Maurycy, próbując otrząsnąć się ze szlamu. Ciemny, brudny, śmierdzący i pełen dziwacznych głosów. Ja jestem kotem. Mnie służy słońce i świeże powietrze. Jedyne, czego mi teraz potrzeba, to dziura do zewnętrznego świata i nie zobaczą mnie przez wieki, a co najmniej przez rok. Głos w jego głowie, który bynajmniej nie był tajemniczym głosem, ale brzmiał jak Maurycowy, odezwał się: A co z wyglądającym na głupka chłopcem i całą resztą? Powinieneś im pomóc!
A ty skąd się wziąłeś? — zapytał Maurycy. Powiem ci coś. Ty im pomóż, a ja pójdę gdzieś, gdzie jest ciepło, dobra?
Światełko w tunelu stało się silniejsze. Wciąż jeszcze nie przypominało blasku dnia ani nawet księżyca, ale było czymś lepszym niż tylko poświatą.
Maurycy przepchnął głowę z rury w znacznie większy kanał — zbudowany z cegieł, śliskich od czegoś całkiem obrzydliwego — prosto w krąg blasku świecy.
— Czy to… Maurycy? — zapytała Śliczna, przyglądając się błotu oblepiającemu jego sierść.
— Jeśli to on, teraz lepiej pachnie — stwierdził Ciemnaopalenizna, uśmiechając się w sposób, zdaniem Maurycego, raczej nieprzyjemny.
Maurycy zachichotał słabo. Nie był w nastroju do ciętych ripost.
— Wiedziałem, przyjacielu, że nas nie zawiedziesz — oświadczył Niebezpieczny Groszek. — Zawsze powtarzałem, że na Maurycym możemy polegać. — Westchnął głęboko. — Przynajmniej na nim.
— Jasne — powiedział Ciemnaopalenizna, obrzucając Maurycego wzrokiem, który wskazywał, że szczur rozumie dużo więcej. — Możemy polegać, że co zrobi?
— Och… — Maurycy nie potrafił znaleźć słów. — Znalazłem was.
— Tak — odparł Ciemnaopalenizna tonem, zdaniem Maurycego, całkiem nieprzyjemnym. — To zadziwiające. I jak sądzę, długo nas szukałeś. Widziałem, jak wyruszałeś, by nas szukać.
— Możesz nam pomóc? — zapytał Niebezpieczny Groszek. — Potrzebujemy planu.
— Oczywiście — zgodził się Maurycy. — Sugerowałbym wędrówkę w górę…
— By uratować Szynkawieprza — uzupełnił Ciemnaopalenizna. — My nie pozostawiamy naszych braci na pożarcie.
— My nie? — zapytał Maurycy.
— My nie — odparł Ciemnaopalenizna.
— No i jest jeszcze chłopiec — powiedziała Śliczna. — Sardynki powiedział, że został związany razem z tą dziewczynką w jednej z piwnic.
— No cóż, wiecie, to są ludzie — odparł Maurycy, wykrzywiając mordkę. — Ludzie i ludzie, tak, hm, to sprawy pomiędzy ludźmi. Nie powinniśmy się mieszać, możemy zostać źle zrozumiani, wiem coś o ludziach, oni się jakoś dogadają…
— Nie dbam ani krzty o shrlt ludzi! — żachnął się Ciemnaopalenizna. — Ale szczurołapy zabrały Szynkawieprza w worku! Widziałeś klatki, kocie! Widziałeś szczury wtłoczone do klatek! A to szczurołapy kradną jedzenie. Sardynki powiedział, że są tam worki pełne jedzenia! I jest jeszcze coś…
— Głos — wyrwało się Maurycemu, zanim ugryzł się w język.
Ciemnaopalenizna spojrzał na niego dzikim wzrokiem.
— Słyszałeś go? — zapytał. — Myślałem, że tylko my!
— Szczurołapy też go słyszą — odparł Maurycy. — Tyle że oni biorą go za własne myśli.
— Inne szczury się go przeraziły — mruknął Niebezpieczny Groszek. — Po prostu… przestały myśleć… — wyglądał na całkowicie wytrąconego z równowagi. Obok niego leżała wybrudzona, pełna śladów łap książka „Przygoda pana Królika”. — Nawet Trucizna zwiał — mówił dalej. — On, który umiał pisać. Jak to się mogło stać?
— Najwyraźniej na niektóre z nas działa to mocniej — stwierdził Ciemnaopalenizna rzeczowo. — Wysłałem kilku z tych, którym pozostał rozsądek, by znaleźli i przyprowadzili pozostałych, ale to chwilę potrwa. Biegają jak oszalałe. Musimy odbić Szynkawieprza. On jest dowódcą. Pamiętajmy, że jesteśmy, mimo wszystko, szczurami. Klanem. Szczury pójdą za swoim wodzem.
— Ale on jest już stary. Ty jesteś silniejszy i mądrzejszy… — zaczął Maurycy.
— Zabrali go! — powiedział dobitnie Ciemnaopalenizna. — Szczurołapy. On jest jednym z nas. Pomożesz nam czy nie?
Maurycemu wydało się, że słyszy coś jakby drapanie na drugim końcu kanału. Nie mógł odwrócić się, żeby sprawdzić, i nagle poczuł się całkiem bezbronny.
— Tak, tak, pomogę wam, oczywiście, że pomogę — rzekł prędko.
— Hmm — odchrząknęła po swojemu Śliczna. — Mówisz poważnie?
— Tak, oczywiście, oczywiście — przytakiwał Maurycy. Powoli wypełzł z kanału i obejrzał się. Nie było ani śladu szczurów.
— Sardynki poszedł śladem szczurołapów — stwierdził Ciemnaopalenizna — więc dowiemy się, gdzie go zabrali…
— Mam złe przeczucie, że już to wiem — odparł Maurycy.
— Skąd? — zapytała ostro Śliczna.
— Jestem kotem, prawda? Koty włóczą się po różnych miejscach. I widzą różne rzeczy. W wielu miejscach nikt nie ma nic przeciwko kotom, bo polujemy na szkodni… no…
— Już dobrze, dobrze, wiemy, że nie jesz niczego, co mówi, powtarzałeś nam to nieraz — przerwała mu Śliczna. — Mów dalej.
— Byłem kiedyś w stodole, siedziałem na stryszku z sianem, gdzie zawsze możesz znaleźć… no…
Śliczna wzniosła oczy w górę.
— Tak, tak, wiemy, mów dalej.
— No i wtedy przyszli ludzie i już nie mogłem wyjść, bo mieli ze sobą psy i zamknęli wrota stodoły, i postawili… no, taką dużą drewnianą obręcz na podłogę. I było też kilku mężczyzn z klatkami pełnymi szczurów. Wpuścili te szczury do środka, a potem wpuścili tam też psy. Teriery — dodał, próbując umknąć wzrokiem.
— Szczury walczyły z psami? — zapytał Ciemnaopalenizna.
— No, powiedziałbym, że mogłyby — odparł Maurycy. — Głównie biegały wkoło i wkoło. Nazywali to gonitwy szczurów. Oczywiście ci ludzie z klatkami to szczurołapy. Przynosili żywe szczury.
— Gonitwy szczurów — powtórzył Ciemnaopalenizna. — Czemu nigdy o tym nie słyszeliśmy?
Maurycy spojrzał na niego z niedowierzaniem. Jak na mądre stworzenia, szczury czasami potrafiły być zadziwiająco głupie.
— A niby jak mieliście się o tym dowiedzieć? — zapytał.
— No przecież któryś ze szczurów biorących w tym udział…?
— Chyba nie zrozumieliście — powiedział Maurycy. — Szczury, które zostają tam wpuszczone, nigdy stamtąd nie wychodzą. Wynoszą je.
Zapadła cisza.
— Nie mogą wyskoczyć? — zapytała Śliczna cichutko.
— Za wysoko — odparł Maurycy.
— Dlaczego nie walczą z psami? — zapytał Ciemnaopalenizna.
Ależ one są naprawdę głupie, pomyślał Maurycy.
— Ponieważ są szczurami, Ciemnaopalenizno — odparł mu. — Gromadą szczurów. Zarażają się wzajemnie strachem i paniką. Wiecie, jak to się odbywa.
— Ugryzłem kiedyś psa w nos! — oświadczył Ciemnaopalenizna.