Zapanowała cisza. Po jakimś czasie wreszcie odezwała się Śliczna:
— Tak, ale to było bardzo dawno temu, prawda?
— Co? Chodzi ci o to, czy ostatnio kogoś zjadłem? Nie.
— Czy żałujesz tego, co zrobiłeś? — zapytał Niebezpieczny Groszek.
— Czy żałuję? A co ty sobie myślisz? Czasami miewam koszmary, że on…
— Więc chyba wszystko jest w porządku.
— W porządku? — powtórzył Maurycy. — Jak niby może być w porządku? A wiecie, co jest w tym najgorsze? Ja jestem kotem. Kotów nie dręczy poczucie winy. Ani nie jest im przykro. Nigdy nie żałujemy niczego. Czy wy w ogóle wiecie, jak to jest, kiedy musisz pytać: Hej, jedzenie, czy potrafisz mówić? Kot nie tak powinien się zachowywać.
— My też nie zachowujemy się tak, jak powinny zachowywać się szczury — rzekł Niebezpieczny Groszek. Pyszczek znów mu się wydłużył. — Aż do tej chwili.
— Wszyscy się bali — powiedziała Śliczna. — Strach się udziela.
— Miałem nadzieję, że możemy być czymś więcej niż tylko szczurami — westchnął Niebezpieczny Groszek. — Myślałem, że możemy być czymś więcej niż tylko istotami, które piszczą i biegają, cokolwiek by powiedział o tym Szynkawieprz. A teraz… gdzie są wszyscy?
— Może poczytam ci książkę — zaproponowała Śliczna. W jej głosie słychać było troskę i oddanie. — To zawsze podnosi cię na duchu, kiedy wpadasz w… ciemny nastrój.
Niebezpieczny Groszek kiwnął głową.
Śliczna przyciągnęła do siebie książkę i zaczęła czytać:
— „Pewnego dnia pan Królik i jego przyjaciel szczur Szymon poszli odwiedzić starego osła, który żył nad rzeką…”.
— Przeczytaj ten kawałek, jak rozmawiają z ludźmi — poprosił Niebezpieczny Groszek.
Śliczna posłusznie przerzuciła kartkę.
— „Witaj, szczurze Szymonie — powitał go farmer Fred. — Ależ piękny dzień dzisiaj mamy…”.
To wariactwo, pomyślał Maurycy, przysłuchując się historii o dzikich lasach i wartkich strumieniach pełnych krystalicznej wody, czytanej przez jednego szczura drugiemu szczurowi nad kanałem, w którym płynęło coś, co z całą pewnością nie było krystaliczne. Prawdę mówiąc, słowo „krystaliczne” było ostatnim, jakie dałoby się w odniesieniu do tego czegoś powiedzieć. Nie można też było powiedzieć, że to płynęło, raczej się sączyło.
Wszystko sprowadza się do tego kanału, a oni wyobrażają sobie, jak pięknie by mogło być…
Spójrz w te małe różowe smutne oczy, odezwał się wewnętrzny głos Maurycego. Spójrz na te małe ruchliwe noski. Jeśli teraz zwiejesz i zostawisz ich, jak będziesz mógł kiedykolwiek spojrzeć znowu w te mordki?
— Nie musiałbym — powiedział na głos Maurycy. — I o to właśnie chodzi!
— Co? — zapytała Śliczna, podnosząc wzrok znad książki.
— Nie, nic — mruknął Maurycy. Nie udało się. Sprawy potoczyły się całkiem niezgodnie z kocimi zasadami. I do tego właśnie prowadzi myślenie, pomyślał. Prowadzi do kłopotów. Nawet kiedy wiesz, że inni potrafią myśleć za siebie, ty zaczynasz myśleć za nich też. Miauknął.
— Lepiej zobaczmy, co przydarzyło się chłopakowi.
W piwnicy panowała całkowita ciemność. Rozbrzmiewały w niej tylko głosy i tylko od czasu do czasu słychać było kapnięcie wody.
— Przeanalizujmy to jeszcze raz, dobrze? — odezwała się Malicia. — Nie masz żadnego noża?
— Nie mam — potwierdził Keith.
— Nie znalazłeś gdzieś pod ręką zapałek, którymi byśmy przepalili sznury?
— Nie.
— Nie leży gdzieś koło ciebie nic ostrego, czym by się dało przepiłować więzy?
— Nie.
— I nie potrafisz przełożyć nóg tak, żebyś miał ręce z przodu?
— Nie.
— I nie dysponujesz żadnymi tajemnymi siłami?
— Nie.
— Jesteś tego pewien? Kiedy cię zobaczyłam, od razu pomyślałam: On ma w sobie jakąś zadziwiającą siłę, która się objawi w razie kłopotów. Pomyślałam: Nikt nie może być tak nieporadny, chyba że nieporadnego udaje.
— Nie, jestem tego pewien. Posłuchaj, ja jestem całkiem zwyczajny. Oczywiście, tak się składa, że porzucono mnie, kiedy byłem niemowlęciem. Nie wiem dlaczego. To się czasami zdarza. Mówią, że nawet często. Ale przez to nie jestem w żaden sposób niezwykły. Nie mam znamienia, nie jestem bohaterem w przebraniu ani też nie dysponuję żadnym fantastycznym talentem. Owszem, nieźle gram na flecie. Dużo ćwiczę. Ale zupełnie nie przypominam bohatera. Staram się w nic nie mieszać. Żyję, jak potrafię najlepiej. Rozumiesz?
— Aha.
— Powinnaś znaleźć kogoś innego.
— Czyli nie możesz w niczym pomóc?
— Nie.
Przez chwilę panowała cisza, a potem Malicia odezwała się znowu:
— Wiesz co, pod wieloma względami ta przygoda wydaje mi się źle zorganizowana.
— Naprawdę?
— Ludzi nie powinno się tak wiązać.
— Malicia, proszę, zrozum. To nie jest bajka — powiedział Keith z całą cierpliwością, na jaką było go stać. — To właśnie usiłuję ci powiedzieć. Prawdziwe życie nie jest bajką. Nie istnieje jakaś… magia, która zapewni ci bezpieczeństwo, spowoduje, że oszuści będą wyglądali inaczej niż normalni ludzie, jeśli ktoś cię uderzy, to niezbyt mocno, a kiedy cię zwiążą, to pod ręką pojawi się nóż. I że cię nie zabiją. Rozumiesz?
Z ciemności odpowiedziało mu milczenie.
— Moja babcia i jej siostra były słynnymi pisarkami, wiesz, prawda? — powiedziała wreszcie Malicia nienaturalnie cicho — Agoniza i Eviscera Grim.
— Tak, mówiłaś.
— Mama też pisałaby wspaniałe historie, ale ojciec tego nie lubił. Ja wróciłam do nazwiska Grim dla celów zawodowych.
— Naprawdę…
— Kiedy byłam mała, dostawałam w skórę za to, że wymyślałam opowieści — mówiła dalej Malicia.
— W skórę?
— No dobrze, klapsa — poprawiła się. — Ale to naprawdę bolało. Ojciec zawsze powtarzał, że on rządzi miastem, a to nie jest miasto z bajki. Powtarzał, że trzeba być praktycznym.
— Och!
— Nie interesuje cię nic poza muzyką? Złamali ci flet.
— Kupię sobie nowy.
Spokojny głos chłopca doprowadzał Malicię do szewskiej pasji.
— Wiesz co, Keith? Jeśli nie zamienisz swojego życia w opowieść, staniesz się tylko fragmentem cudzej historii.
— A co trzeba zrobić, jeśli twoja historia się nie sprawdza?
— Zmieniasz ją, aż wreszcie znajdujesz swoją prawdziwą.
— To brzmi głupio.
— Popatrz na siebie. Jesteś tylko twarzą w tle. Wszystkie decyzje pozwalasz podejmować kotu.
— Bo to jest Maurycy…
Przerwał mu inny głos:
— Czy wolelibyście, żebyśmy sobie poszli, bo może wam przeszkadzamy?
— Maurycy?! — wykrzyknął Keith. — Gdzie jesteś?
— W kanale i wierz mi, to nie była dobra noc. Czy zdajesz sobie sprawę, ile tu jest starych piwnic? Śliczna przyniesie świecę. Tu jest za ciemno nawet dla mnie, nie mogę was zobaczyć.
— Kto to jest Śliczna? — wyszeptała Malicia.
— Jedna z Przemienionych. Myślący szczur — odparł Keith.
— Jak Szprotki?
— Jak Sardynki, tak.
— Aha — wyszeptała Malicia. — Widzisz? Opowieść. Jestem bardzo zadowolona. Nie mogę się napatrzyć. Dzielne szczury uratują naszych bohaterów, prawdopodobnie przegryzą linę.