Znalazł się pomiędzy nogami ludzi, którzy próbowali go rozdeptać, ale żeby to zrobić, jeden człowiek musiałby ustąpić miejsca drugiemu, a zanim któremuś udało się drugiego odepchnąć i rozgnieść szczura ciężkim buciorem, Ciemnejopalenizny już nie było.
Tyle że w stodole znajdowały się też psy. Od początku były jak oszalałe z podniecenia, a gdy zobaczyły umykającego szczura, zaczęły szarpać smycze z całych sił. Znały się na pogoni za szczurem.
Ale Ciemnaopalenizna wiedział co nieco o umykaniu. Śmignął przez podłogę jak kometa z ogonem szczekających i warczących psów, gnających za jego cieniem, zobaczył dziurę w ścianie i zanurkował w miłą, bezpieczną ciemność…
Klik — zamknęła się pułapka.
Rozdział 9
Farmer Fred otworzył drzwi i zobaczył, że wszystkie zwierzęta z Omszałego Krańca czekają na niego przed domem.
— Nie możemy znaleźć pana Królika ani szczura Szymona! — wykrzyknęły.
— Wreszcie! — powiedziała Malicia, zrzucając sznury. — Wydawało mi się, że szczury są lepsze w przegryzaniu.
— Przecięły sznury nożem — przypomniał Keith. — I mogłabyś choć słowem podziękować.
— Tak, oczywiście, powiedz im, że jestem bardzo wdzięczna.
— Sama im to powiedz!
— Przykro mi, ale mówić do… szczurów nie mogę.
— Chyba można to zrozumieć, skoro wychowywali cię w nienawiści do nich…
— Nie o to chodzi — powiedziała Malicia, podchodząc do drzwi i wyglądając przez dziurkę od klucza. — To wydaje mi się… dziecinne. Takie czary-mary. Takie… jak z bajki o panu Króliku.
— Panu Króliku? — pisnęła Śliczna i był to prawdziwy pisk. Słowa, które wydobyły się z jej gardła, zamieniły się w coś w rodzaju jęku.
— O jakim panu Króliku? — zapytał Keith.
Malicia wyciągnęła z kieszeni garść spinek do włosów.
— Takie tam książeczki napisane przez głupią paniusię — odparła, wkładając spinkę do zamka. — Klituś-bajduś dla małych dzieci. O szczurze, króliku, wężu, kurze i sowie. Wszyscy chodzą ubrani jak ludzie i mówią jak ludzie. I wszyscy są tak mili i słodcy, że aż się robi niedobrze. Czy wiecie, że mój ojciec zachował je wszystkie z czasów, kiedy sam był dzieckiem? „Przygoda pana Królika”, „Pan Królik jest zajęty”, „Szczur Szymon przejrzał”… i czytał mi je, kiedy byłam malutka. W żadnym nie ma ani jednego smakowitego morderstwa.
— Chyba byłoby lepiej, gdybyś zamilkła — powiedział Keith. Nie śmiał spojrzeć na szczury.
— Nie ma tam żadnych dwuznaczności ani przekleństw — mówiła dalej Malicia, cały czas kręcąc spinką. — A najciekawsze, co się zdarza, to kiedy kaczka Kasia gubi pantofel — kaczka gubi pantofel, wyobrażasz to sobie? — który się wreszcie znajduje pod łóżkiem, ale szukają go przez całą książeczkę. Czy w takiej historii można znaleźć napięcie? Ja nie potrafię. Jeśli już ludzie wymyślają idiotyczne bajki o zwierzętach, które udają ludzi, to niech się tam przynajmniej wydarzy coś gwałtownego…
— Ojej… — westchnął Maurycy zza kraty.
Keith spojrzał w dół. Śliczna i Niebezpieczny Groszek zniknęli.
— Nigdy nie miałem serca, żeby im powiedzieć — rzucił do nikogo w szczególności. — Oni myśleli, że to wszystko dzieje się naprawdę.
— Możliwe, w świecie Omszałego Krańca. — Malicia wstała, gdy rozległo się ostateczne kliknięcie. — Ale nie tutaj. I kto wymyślił taką nazwę? Można pęknąć ze śmiechu. Chodźmy.
— Zrobiłaś im przykrość — zauważył Keith.
— Posłuchaj, może lepiej pójdziemy sobie stąd, zanim wrócą szczurołapy? — zaproponowała Malicia.
Problem z tą dziewczynką polega na tym, pomyślał Maurycy, że ona nie słucha uważnie, co mówią inni. Można nawet powiedzieć, że w ogóle nie słucha.
— Nie — powiedział Keith.
— Co nie?
— Nie idę z tobą. Tu się dzieje coś bardzo złego. Coś dużo gorszego niż wykradanie jedzenia przez złych ludzi.
Maurycy patrzył na nich i myślał: Jak to ludzie, znowu się kłócą. A mają się za panów stworzenia. Nie to co my, koty. My jesteśmy panami stworzenia. Czy ktoś kiedyś widział kota karmiącego człowieka? To niezbity dowód.
Ależ ci ludzie krzyczą, wysyczał głos w jego głowie.
Czy to moja świadomość? — zapytał sam siebie Maurycy. I sam sobie odpowiedział: Co? Ja? Nie. Ale czuję się dużo lepiej, kiedy opowiedziałeś im o Składzie. Niepewnie przeniósł ciężar z łapy na łapę.
— Więc to ty, Skład? — wyszeptał, patrząc na swój brzuszek.
Martwił się tym od chwili, gdy dotarło do niego, że zjadł Przemienionego. Oni mówią, prawda? Co się dzieje, gdy takiego zjesz? Czy jego głos zostaje w tobie? Powiedzmy, że… śnił o Składzie wałęsającym się w jego wnętrznościach. Taki sen może poważnie zakłócić kocią drzemkę, nie ma z tym żartów.
Nie, odpowiedział głos, który brzmiał jak wiatr w koronach odległych drzew. To ja. Ja. PAJĄK.
Ach, więc jesteś pająkiem, wyszeptał w myślach Maurycy. Poradzę sobie z pająkiem, nawet mając trzy łapy związane.
Nie pająk, ale PAJĄK.
To aż bolało. Teraz. Wcześniej nie.
Jestem już w twojej GŁOWIE, kocie. Ach, te koty. Są gorsze od psów, gorsze od szczurów. Jestem w twojej GŁOWIE i nigdy jej nie OPUSZCZĘ.
Łapa Maurycego drgnęła.
Będę w twoich SNACH.
— Słuchaj, ja tylko tędy przechodziłem — wyszeptał z rozpaczą Maurycy. — Nie szukam kłopotów. Na mnie w ogóle nie można polegać! Jestem kotem! Sam sobie bym nie ufał, a ja to przecież ja! Tylko się wydostanę na świeże powietrze i już nie będziesz mnie miał w… swoich włochatych odnóżach i w ogóle!
Wcale nie chcesz UCIEKAĆ.
Racja, pomyślał Maurycy, wcale nie chcę uciekać… Zaraz, oczywiście, że chcę stąd uciec.
— Jestem kotem — mruczał dalej. — Żaden szczur nie będzie mi nic kazał. Już raz próbowałeś.
Tak — nadpłynął głos PAJĄKA, ale wtedy byłeś SILNY. A teraz twój móżdżek powinien odpocząć. Ja mogę myśleć za ciebie.
Ja mogę myśleć za KAŻDEGO.
Już na zawsze zostanę z tobą.
Głos odpłynął.
No, pomyślał Maurycy. Czas powiedzieć Lśniącemu Zdrojowi żegnaj. Przyjęcie się skończyło. Szczury spotkały się z całą masą innych szczurów i nawet można powiedzieć, że ludzie się spotkali, przynajmniej jeśli chodzi o tamtych dwoje, ale ja mam tylko siebie i chcę się zabrać tam, gdzie nie będą do mnie przemawiały żadne obce głosy.
— Przepraszam — rzekł dość głośno. — Idziemy stąd czy nie?
Obie ludzkie istoty obejrzały się w jego kierunku.
— Ja bym wolał się stąd wynieść — dodał Maurycy. — Czy moglibyście wyjąć tę kratę? Jest całkiem przerdzewiała, to nie będzie trudne. Dobry chłopak. I możemy się zbierać…
— Oni wezwali zaklinacza szczurów — powiedział Keith. — A szczury należące do klanu rozpierzchły się pod całym miastem. Rano zjawi się tutaj prawdziwy zaklinacz. Nie fałszywy jak ja. Wiesz, że ci prawdziwi mają czarodziejskie flety. Chcesz zobaczyć, co się stanie z naszymi szczurami?
Nowa świadomość Maurycego wymierzyła mu potężnego kuksańca.