Выбрать главу

— Naprawdę?

— Nie wiecie nic na temat trucizn, których używacie? Twój brzuch zacznie się rozpuszczać po dwudziestu minutach.

— No, no! — w głosie Malicii brzmiał podziw.

— I niedługo potem — mówił dalej Keith — jeśli wydmuchasz nos, twój mózg… no, powiem tylko, że będziesz potrzebował bardzo dużej chustki.

— Wspaniałe! — Malicia nerwowo szukała w swojej torbie. — Muszę to zapisać!

— A potem, jeśli… no, po prostu nie chodź do łazienki, to wszystko. Nie pytaj dlaczego. Naprawdę lepiej nie wiedzieć. Po godzinie będzie po wszystkim. Poza oczywiście sączeniem.

Malicia zapisywała, jak potrafiła najszybciej.

— Czy będzie wyciekać? — zapytała.

— Bardzo — odparł Keith, nie spuszczając wzroku ze szczurołapów.

— To nieludzkie! — wrzasnął drugi.

— O, mylisz się, to bardzo ludzkie — nie zgodził się z nim Keith. — Wyjątkowo ludzkie. Nie istnieje inne stworzenie na świecie, które by zrobiło coś takiego żyjącej istocie, a twoja trutka robiła to szczurom każdego dnia. Teraz mi powiedz o klatkach.

Po twarzy pomocnika szczurołapa spływały strugi potu. W tej chwili wyglądał, jakby został złapany w pułapkę.

— Szczurołapy zawsze łapały żywe szczury, żeby je wystawiać do walk — Jęknął. — To rodzaj napiwku. Nic zdrożnego! Od wieków tak robiono. Czymś trzeba je karmić. Nie ma nic zdrożnego w karmieniu szczurów szczurami. Wszyscy wiedzą, że szczury jedzą szczury, zostawiają tylko to coś jak zielona, trzęsąca się galaretka. I potem…

— Och, więc jest jakieś potem? — zapytał spokojnie Keith.

— Ron powiedział, że jeśli będziemy hodować szczury na mięsie tych, które przeżyły w walkach, no wiesz, tych, które nie dały się psom, otrzymamy w wyniku większe i bardziej bojowe szczury.

— To metoda naukowa — wtrącił pierwszy.

— I w jakim celu? — spytała Malicia.

— Cóż, panienko, my… — zaczął Ron — my myśleliśmy… ja myślałem… my myśleliśmy że… to nie jest oszustwo wystawić między szczurami prawdziwego twardziela. Przecież nikomu tak naprawdę to nie szkodzi? Ale daje nam lekką przewagę, jeśli chodzi o zakłady. Ja myślałem… on myślał…

— Trochę ci się myli, czyj to był w zasadzie pomysł — podsunął mu Keith.

— Jego — odpowiedziały równocześnie oba szczurołapy.

Mój, odpowiedział głos w głowie Maurycego. Kot o mało nie spadł z belki. Wszystko, co nas nie zabije, uczyni nas silniejszymi, powiedział głos Pająka. Najsilniejszy z miotu i tak dalej.

— Wyście je hodowali? — zdziwiła się Malicia. — Czyli gdybyśmy tutaj nie mieli szczurołapów, w mieście byłoby mniej szczurów? — zamilkła z przekrzywioną na bok głową. — Nie, to nie w porządku. Ale wciąż coś mi się nie zgadza. Musi być jeszcze coś. Coś, o czym nam nie powiedzieliście. Te szczury w klatkach były… szalone, niespełna rozumu…

Ja też bym oszalał, pomyślał Maurycy, gdybym słyszał ten okropny głos w mojej głowie każdego dnia, godzina za godziną.

— Jest mi niedobrze — powiedział pierwszy szczurołap. — Muszę sobie ulżyć. Muszę…

— Nie rób tego — odpowiedział Keith, patrząc na drugiego. — Nie będzie ci się podobało. No i co, panie asystencie szczurołapa?

— Zapytaj ich, co znajduje się w następnej piwnicy — powiedział Maurycy. Powiedział to bardzo szybko. Czuł, jak głos Pająka usiłuje powstrzymać jego usta, żeby to zdanie nie zabrzmiało.

— A więc co znajduje się w następnej piwnicy? — zapytał Keith.

— Och, jeszcze więcej tego samego, stare klatki i takie tam… — odpowiedział drugi.

— I co jeszcze? — naciskał Maurycy.

— Tam tylko… tam tylko… to jest miejsce, gdzie… — Szczurołap otwierał i zamykał usta. Oczy miał wytrzeszczone. — Nie mogę powiedzieć. E… tam nic nie ma. Nie, jest. Tam nic nie ma, tylko stare klatki. No i siedlisko zarazy. Nie wchodźcie tam, bo się zarazicie. Właśnie dlatego nie możecie tam wchodzić. Ze względu na zarazę.

— Kłamie — oświadczyła Malicia. — Nie dostanie odtrutki.

— Musiałem to zrobić! — Jęknął drugi. — Trzeba to zrobić, jeśli chcesz być przyjęty do cechu!

— To jest sekret gildii! — wrzasnął na niego pierwszy. — My nie zdradzamy sekretów… — zamilkł, łapiąc się obiema rękami za brzuch.

— Co musieliście zrobić? — zapytał Keith.

— Króla szczurów! — wyrzucił z siebie drugi.

— Króla szczurów? — głos Keitha już wcale nie brzmiał łagodnie.

— Co to takiego?

— Ja… ja… ja… Przestań, ja… ja… ja… nie chcę… — Łzy płynęły drugiemu szczurołapowi po twarzy. — My… ja… zrobiliśmy szczurzego króla… Przestań. Przestań… przestań…

— I on jeszcze żyje? — zapytała Malicia.

Keith odwróci! się w jej stronę w zdziwieniu.

— Ty wiesz coś o tym?

— Oczywiście. Jest mnóstwo historii na ten temat. Szczurzy królowie są bardzo źli. Oni…

— Odtrutkę, dajcie mi odtrutkę, proszę! — wyjęczał drugi. — Czuję się tak, jakby w moim brzuchu biegało stado szczurów!

— Zrobiliście szczurzego króla — powtórzyła Malicia. — A niech to. No cóż, odtrutkę zostawiliśmy w tej piwniczce, w której nas zamknęliście. Na waszym miejscu bym się pospieszyła.

Oba szczurołapy zerwały się na równe nogi. Pierwszy wskoczył do piwnicy. Drugi wylądował na nim. Przeklinając, jęcząc i — trzeba to powiedzieć — niesamowicie puszczając wiatry, pobiegli dalej.

Malicia i Keith zatrzasnęli klapę i wsunęli w skobel kawałek drewna, żeby ją zablokować.

— Odtrutki wystarczy dla jednej osoby! — krzyknął Keith. — Ale jestem pewien, że sobie poradzicie… bardzo po ludzku.

* * *

Ciemnaopalenizna usiłował odzyskać oddech, choć miał wrażenie, że mu się to już nigdy nie uda. Czuł się nadal tak, jakby jego plecy i pierś ściskała obręcz bólu.

— To niesamowite! — wykrzyknęła Odżywka. — W pułapce był pan nieżywy, a teraz pan ożył!

— Odżywko! — odezwał się ostrożnie Ciemnaopalenizna.

— Tak, sir.

— Jestem bardzo… wdzięczny — przy oddychaniu wciąż wydawał z siebie świsty — ale nie zachowuj się głupio. Linka była długo naciągnięta i słaba, i… zęby pułapki były zardzewiałe i stępione. To wszystko.

— Ale ma pan znaki po zębach na całym ciele! Nikt nigdy nie wyszedł z pułapki. Poza panem Klik, a on przecież jest z gumy!

Ciemnaopalenizna lizał się po brzuszku. Odżywka miała rację. Był cały podziurkowany.

— Po prostu miałem szczęście — rzekł.

— Nigdy żaden szczur nie wyszedł żywy z pułapki — powtórzyła Odżywka. — Czy widział pan Wielkiego Szczura?

— Co takiego?

— Wielkiego Szczura.

— A, o to ci chodzi. — Już miał dodać: „Nie zajmuję się takimi bzdurami”, ale nie zrobił tego. Pamiętał wciąż światło, a potem ciemność, która się przed nim pojawiła. To nie wydawało się wcale złe. Prawie żałował, że Odżywka wyciągnęła go z pułapki. Tam, w pułapce, nie czuł już przecież bólu. I nie musiał podejmować żadnych trudnych decyzji. Teraz wybrnął z sytuacji, zadając pytanie: — Czy Szynkawieprz czuje się dobrze?

— Można tak powiedzieć. Nie ma żadnych ran, które nie mogłyby się zagoić. Ale, no cóż, on był już bardzo stary. Prawie trzy lata.

— Był? — powtórzył Ciemnaopalenizna.