Выбрать главу

— Jest bardzo stary, sir. Sardynki wysłał mnie po pana, bo będziemy pana potrzebowali, żeby go zanieść, tylko że… — Odżywka obrzuciła go wątpiącym spojrzeniem.

— Wszystko w porządku. Na pewno wyglądam gorzej, niż się czuję. — Mrugnął do niej. — Idźmy.

Stary budynek zawsze ma wiele szpar, którymi mogą przemieszczać się małe stworzenia. Nikt nie zauważył dwóch szczurów, kiedy przemieszczały się ze żłobu na siodło, a potem po uprzęży na siano. Zresztą nikt ich nie szukał. Ponieważ niektóre ze szczurów skorzystały z okazji i wyrwały się na wolność, psy rzuciły się jak wściekłe, by je gonić, walcząc przy tym ze sobą. A za psami pognali ludzie.

Ciemnaopalenizna wiedział to i owo na temat piwa, ponieważ zdarzało mu się włóczyć pod pubami i browarami. Szczury często zastanawiały się, czemu ludzie lubią od czasu do czasu wyłączać swoje mózgi. Dla szczurów, żyjących w centrum pajęczyny zbudowanej z dźwięków, świateł i zapachów, nie miało to żadnego sensu.

Ale teraz Ciemnaopalenizna pomyślał, że może to nie jest do końca złe. Myśl, by choć na chwilę zapomnieć o wszystkim, oczyścić głowę z kłopotów… no cóż, wydawała się całkiem atrakcyjna.

Niezbyt wiele pamiętał z życia przed Przemianą, ale z całą pewnością nie było tak skomplikowane. Złe rzeczy, oczywiście, zdarzały się, ponieważ życie na wysypisku śmieci nie było łatwe. Ale to co złe przemijało i zawsze potem nastawał nowy dzień.

Szczury nie myślą za wiele o dniu jutrzejszym. Odczuwają raczej, że coś może się jeszcze wydarzyć, ale tego wrażenia nie można nazwać myśleniem. Nie rozróżniały też między dobrym i złym, przyzwoitym i niesłusznym. To były całkiem nowe idee.

Idee! A teraz to był ich świat! Wielkie pytania i wielkie odpowiedzi, pytania o życie i jak je należy przeżyć, i po co się żyje. Nowe idee rozpływały się po umęczonej głowie Ciemnejopalenizny.

A pomiędzy tymi ideami, jakby w środku, widniała postać Niebezpiecznego Groszka.

Ciemnaopalenizna nigdy nie rozmawiał zbyt wiele ani z tym białym szczurkiem, ani z małą szczurzycą, która kręciła się wciąż wokół niego i rysowała to, co on wymyślał. Ciemnaopalenizna lubił tych, którzy zachowywali się praktycznie.

Ale teraz myślał: on unieszkodliwia pułapki. Tak jak ja! Zawsze kilka kroków przed nami, odnajduje idee, które mogą być niebezpieczne, zastanawia się nad nimi i zamyka je w słowach, dzięki czemu stają się bezpieczne. I wtedy nam je pokazuje.

Potrzebujemy go… potrzebujemy go teraz. W innym przypadku będziemy się kręcić w kółko jak szczury na dnie beczki…

Znacznie, znacznie później, gdy Odżywka była już stara, miała siwy pyszczek i zmysł węchu coraz częściej ją zawodził, podyktowała historię ich wspinaczki i słowa, które mamrotał do siebie Ciemnaopalenizna. I opowiadała, że Ciemnaopalenizna, którego wyciągnęła z pułapki, był już innym szczurem niż przedtem. To było jakoś tak, jakby jego myśli płynęły wolniej, ale zataczały większe kręgi.

A najdziwniejsze wydarzyło się, kiedy dotarli do belki. Ciemnaopalenizna sprawdził, czy z Szynkawieprzem wszystko jest w porządku, po czym wyciągnął zapałkę, którą pokazywał Odżywce.

— Potarł nią o kawałek żelaza — opowiadała Odżywka — po czym ruszył po belce z zapaloną zapałką w łapkach, patrząc w dół na tłum ludzi, na kopy siana i porozrzucaną wszędzie słomę. Ludzie miotali się jak… no, jak szczury… pomyślałam wtedy, że gdy zrzuci zapałkę, całe pomieszczenie wypełni w kilka sekund dym, więc zamkną drzwi i po chwili dopiero zdadzą sobie sprawę, że zostali złapani jak… no, jak szczury w pułapkę, a my już będziemy daleko, bo wydostaniemy się przez rynnę. Ale on tylko stał, patrząc w dół, aż zapałka zgasła. Wtedy odłożył ją i pomógł nam z Szynkawieprzem, i nigdy już nie wrócił do tego ani słowem. Pytałam go o to później, po tym wszystkim co wydarzyło się z zaklinaczem i w ogóle, ale powiedział tylko: „Tak. Szczury w pułapce”.

— Co naprawdę wsypałaś do cukru? — zapytał Keith, kierując się do sekretnego przejścia.

— Cascarę — odparła Malicia.

— To nie jest trucizna, prawda?

— To środek przeczyszczający.

— Co to znaczy?

— Że musisz iść… no wiesz.

— Gdzie?

— Nie chodzi o to gdzie, głupku. Tylko iść… no… zrobić. Nie będę ci tego w szczegółach tłumaczyć.

— A, chodzi ci o to, że trzeba… pójść.

— No właśnie.

— I tak przez przypadek miałaś to ze sobą.

— Oczywiście. W mojej dużej torbie z lekarstwami.

— Chcesz powiedzieć, że nosisz takie rzeczy, na taki właśnie wypadek?

— Ależ tak. To się często przydaje.

— Na przykład kiedy? — pytał Keith, wspinając się po drabinie.

— Wyobraź sobie, że jesteś porwany. Wyobraź sobie, że złapali nas piraci. Piraci mają bardzo monotonną dietę, pewnie właśnie dlatego są przez cały czas wściekli. Albo załóżmy, że udało nam się uciec i znaleźliśmy się na wyspie, gdzie są tylko orzechy kokosowe. Niezwykle zatwardzają.

— No tak, ale… przecież… wszystko się może zdarzyć! Jeśli rozumujesz w taki sposób, powinnaś mieć przy sobie wszystko na wypadek każdej sytuacji!

— Dlatego ta torba jest taka duża — odparła spokojnie Malicia, przełażąc przez otwór i otrzepując się z kurzu.

Keith westchnął.

— Ile im dałaś?

— Dużo. Ale nic im się nie stanie, jeśli tylko nie zażyją zbyt wiele odtrutki.

— A co im podałaś jako antidotum?

— Cascarę.

— Malicia, nie jesteś miła.

— Naprawdę? To ty chciałeś im podać prawdziwą truciznę i bardzo dobrze sobie wyobrażałeś, co się stanie w ich brzuchach.

— Tak, ale szczury są moimi przyjaciółmi. I niektóre trucizny właśnie to z nimi robią. A pomysł… żeby jako odtrutkę podawać więcej trucizny…

— To nie jest trucizna, tylko lekarstwo. Po tym wszystkim będą całkiem wyczyszczeni. Wspaniałe uczucie.

— No dobrze, już dobrze. Ale… podanie tego samego środka także jako odtrutki było trochę… trochę…

— Sprytne? Znakomite z punktu widzenia opowieści? — zapytała Malicia.

— Chyba tak — opornie zgodził się Keith.

Dziewczynka rozejrzała się dokoła.

— Gdzie twój kot? Myślałam, że idzie za nami.

— Czasami się gdzieś włóczy. I to nie jest mój kot.

— No tak, to ty jesteś jego chłopcem. Ale młody człowiek ze sprytnym kotem może zajść daleko.

— Tak?

— Przede wszystkim mamy przykład Kota w Butach — powiedziała Malicia. — Każdy też oczywiście wie o Dicku Livingstonie i jego cudownym kocie, prawda?

— Ja nie wiem — odparł Keith.

— To bardzo słynna historia.

— Przykro mi. Od dawna nie miałem okazji nic czytać.

— Naprawdę? No cóż, Dick Livingstone był chłopcem bez grosza przy duszy, a stał się burmistrzem Übergurgl, ponieważ jego kot doskonale łapał… no, te… gołębie. W mieście było zatrzęsienie… gołębi, tak, o to właśnie chodziło. Co więcej, ożenił się potem z córką sułtana, ponieważ kot oczyścił z… gołębi pałac jej ojca…

— Chodziło o szczury, prawda? — zapytał ponuro Keith.

— Przykro mi, ale tak.

— I to była tylko bajka — dodał chłopiec. — Posłuchaj, czy naprawdę istnieją opowieści o królach szczurów? Czy szczury mają królów? Nigdy o tym nie słyszałem. Jak to się dzieje?

— Nie tak jak myślisz. Te historie są znane od lat. A król szczurów istnieje naprawdę. Tak jak na szyldzie Gildii Szczurołapów.

— Co? Szczury z powiązanymi ogonami? Jak…?