Выбрать главу

Szynkawieprz otworzył oczy.

— Czy… ja… jestem… nadal… dowódcą? — zapytał.

— Tak jest, sir — odparł Ciemnaopalenizna.

— Potrzebuję… snu…

Ciemnaopalenizna rozejrzał się wokół. Szczury w grupkach szeptały między sobą. Spoglądały na niego. Szukał wzrokiem jasnej postaci Niebezpiecznego Groszka.

— Odżywka… mówiła mi… że widziałeś… tunel… Wielkiego Szczura — z trudem odezwał się znowu Szynkawieprz.

Ciemnaopalenizna obrzucił piorunującym spojrzeniem młodą szczurzycę.

— Widziałem… coś — odpowiedział.

— Więc będę śnił i… nigdy się nie obudzę — powiedział Szynkawieprz. Jego głowa znowu opadła. — Stary szczur… nie powinien umierać… w ten sposób — wymruczał. — Nie w ten sposób. Nie… w świetle.

Ciemnaopalenizna skinął pospiesznie na Sardynki, który natychmiast zgasił świecę kapeluszem. Otoczyła ich wilgotna, gęsta piwniczna ciemność.

— Ciemnaopalenizno — wyszeptał Szynkawieprz. — Powinieneś wiedzieć…

Sardynki w napięciu usiłował usłyszeć ostatnie słowa dowódcy skierowane do Ciemnejopalenizny. Po kilku chwilach przeszedł go dreszcz. Czuł, że coś się na świecie zmieniło.

W ciemności trzasnęła zapałka, płomień znowu ożywił świecę, wydobywając na świat cienie.

Szynkawieprz leżał całkiem nieruchomo.

— Czy powinniśmy teraz go zjeść? — ktoś zapytał.

— On… odszedł — powiedział Ciemnaopalenizna. Pomysł zjedzenia Szynkawieprza wydawał mu się jakoś nie na miejscu. — Zagrzebmy go — powiedział. — I oznaczmy to miejsce, byśmy wiedzieli, gdzie się on znajduje.

Wszyscy poczuli ulgę. Szanowali Szynkawieprza, ale nawet jak na gust szczurów, był już zbyt stary.

Jeden ze szczurów zapytał niepewnie:

— Jeśli mówi pan, by oznaczyć miejsce, to czy ma pan na myśli takie oznaczenie jak w miejscach, gdzie coś zakopujemy?

— To znaczy, czy mamy zostawić na nim odchody? — zapytał inny szczur.

Ciemnaopalenizna spojrzał na Sardynki, ale ten milczał. Nowy przywódca czuł się tak, jakby tracił grunt pod nogami. Kiedy jesteś przywódcą, wszyscy chcą zrozumieć, co powiedziałeś. A wciąż nie było z nimi białego szczura.

Musiał sam podjąć decyzję. Przez chwilę w skupieniu zastanawiał się, wreszcie skinął głową.

— Tak. To by mu się podobało. To bardzo po… szczurzemu. Ale zrobimy coś jeszcze. Narysujemy na ziemi, która go okryje, to:

I narysował na ziemi znak:

— To oznacza: „Był szczurem pochodzącym z długiej linii szczurów i myślał o szczurach” — rzekł Sardynki. — Dobry znak, szefie.

— A czy on powróci, tak jak powrócił Ciemnaopalenizna? — zapytał ktoś.

— Dopiero by się wściekł, gdyby chciał wrócić, a my byśmy go zjedli — odpowiedział inny.

Rozległy się nerwowe śmiechy.

— Posłuchajcie, ja nie… — zaczął Ciemnaopalenizna, ale Sardynki leciutko go szturchnął.

— Słówko na osobności, szefie — zaproponował, unosząc grzecznie swój przypalony kapelusz.

— Tak, oczywiście… — Ciemnaopalenizna zaczynał się martwić. Nigdy tak wiele szczurów nie przyglądało mu się z uwagą. Odeszli na bok.

— Pan wie, że spędziłem kiedyś sporo czasu w teatrze — powiedział Sardynki. — I sporo się tam nauczyłem. Chodzi o… proszę posłuchać, co do pana mówią. Pan jest teraz przywódcą, prawda? Więc proszę się zachowywać, jakby pan wiedział, co robi. Jeśli przywódca nie wie, co robi, nie wie też nikt inny.

— Ja wiem tylko, co robię, kiedy rozbrajam pułapki — przyznał się Ciemnaopalenizna.

— W porządku, proszę myśleć o przyszłości jak o wielkiej pułapce. W której nie ma sera.

— To średnia pomoc.

— I powinien im pan pozwolić myśleć, co im się podoba, o panu i… o tym, co się z panem wydarzyło — dodał Sardynki. — To moja rada, szefie.

— Ale ja nie umarłem, Sardynki!

— Coś się wydarzyło, prawda? Chciał pan podpalić stajnię. Przyglądałem się panu. Coś się jednak z panem stało, kiedy był pan w pułapce. Proszę mnie nie pytać, co to było, ja tylko potrafię stepować. Jestem zwykłym małym szczurem. I zawsze takim będę, szefie. Ale jest kilka dużych szczurów, jak Wsolance czy Sprzedanyprzez i jeszcze kilku innych, szefie, którzy teraz, gdy Szynkawieprz nie żyje, woleliby raczej siebie widzieć w roli przywódcy. Łapie pan?

— Nie.

Sardynki westchnął.

— A ja myślę, że tak. Czy chciałby pan, żebyśmy teraz zaczęli się między sobą kłócić?

— Nie!

— No właśnie. Dzięki paplaninie małej Odżywki jest pan szczurem, który spojrzał w twarz Kościanemu Szczurowi i powrócił, czyż nie…?

— No tak, ale ona…

— Wydaje mi się, szefie, że nikt nie chce mieć z Kościanym Szczurem nic wspólnego, chyba mam rację, nie? A szczur, który się z nim zmierzył i nosi na sobie znak po jego zębach niczym pas, to jest naprawdę ktoś. Za takim kimś pójdą inne szczury. A w takim czasie jak teraz potrzebujemy kogoś, za kim byśmy mogli podążyć. Bardzo dobrze się stało, że wrócił pan tutaj ze starym Szynkawieprzem. Pochowanie go, a potem zostawienie na tym miejscu szczurzych odchodów i rysunku, to się podoba i starym szczurom, i młodym. Pokazuje im, że pan myśli za wszystkich. — Sardynki przekrzywił głowę i uśmiechnął się smutnie.

— Coś widzę, że będę musiał na ciebie uważać, Sardynki — powiedział Ciemnaopalenizna. — Myślisz tak jak Maurycy.

— Mną się nie trzeba przejmować, szefie. Ja jestem mały. I tańczę. Ja nigdy nie byłbym dobry w przewodzeniu.

Myśleć za wszystkich, powtórzył do siebie Ciemnaopalenizna. Biały szczur…

— Gdzie Niebezpieczny Groszek? — zapytał, rozglądając się dookoła. — Jest tu gdzieś?

— Nie widziałem go, szefie.

— Potrzebujemy go! On ma w głowie mapę.

— Mapę, szefie? — Sardynki wyglądał na zatroskanego. — Myślałem, że pan rysował mapy w błocie…

— Nie chodzi mi o mapę będącą rysunkiem tuneli i pułapek! Ale o mapę tego… kim jesteśmy i gdzie zmierzamy…

— A, chodzi panu o naszą cudowną wyspę? Nigdy w to naprawdę nie wierzyłem, szefie.

— Nic nie wiem o żadnej wyspie, nie o to chodzi — powiedział Ciemnaopalenizna. — Ale kiedy byłem… tam, zobaczyłem… zarys idei. Między ludźmi i szczurami zawsze toczyła się wojna. Musi się zakończyć. I tutaj, teraz, w tym miejscu, gdzie te szczury… widzę, że to się może stać. Prawdopodobnie jest to jedyne miejsce i jedyny czas na to. Widzę w mojej głowie kształt idei, ale nie umiem znaleźć odpowiednich słów, rozumiesz? Więc musimy znaleźć białego szczura, ponieważ on zna mapy wszystkiego. Musimy wymyślić, jak z tego wyjść. Bieganie w kółko i popiskiwanie do niczego nie prowadzi!

— Jak na razie radzi pan sobie całkiem dobrze, szefie — rzekł mały tancerz, poklepując go po ramieniu.

— Wszystko idzie nie tak, jak trzeba — stwierdził Ciemnaopalenizna, starając się nie podnosić głosu. — Potrzebujemy go. Ja go potrzebuję.

— Zbiorę kilka oddziałów, szefie, jeśli powie mi pan, gdzie powinniśmy zacząć szukać.

— W kanałach ściekowych, gdzieś blisko klatek. Był z nim Maurycy.

— To dobrze czy źle, szefie? Wie pan, co zawsze powtarzał Szynkawieprz: Zawsze możesz ufać kotu…

— Że zachowa się jak kot. Tak. Wiem. I chciałbym znać odpowiedź na twoje pytanie, czy to dobrze, czy źle.

Sardynki podszedł bliżej.