Zaklinacz pochylił się ku chłopcu konspiracyjnie.
— Reklama zawsze się opłaca, chłopcze. Miasteczka bywają oporne, kiedy mają rozstać się z kasą. Pamiętaj, takie rzeczy jak przemiana człowieka w borsuka czy temu podobne nigdy nie zdarzają się tutaj. Większość ludzi przez całe swoje życie nie ruszy się z miasta dalej niż na dziesięć mil. Uwierzą we wszystko, jeśli się to przytrafiło o pięćdziesiąt mil stąd. A opowieść raz opowiedziana zaczyna żyć własnym życiem i pracować na ciebie. Połowy z tego, co ludzie o mnie opowiadają, nawet sam nie wymyśliłem.
— Powiedz mi, czy spotkałeś kiedyś kogoś o imieniu Maurycy? — zapytał Keith.
— Maurycy? Maurycy? Nie wydaje mi się.
— Zadziwiające — stwierdził Keith. Wziął flet i wbił wzrok w zaklinacza. — A teraz wyprowadzisz szczury z miasta. I będzie to najbardziej niezwykły z twoich wyczynów.
— Jak? Przecież wygrałeś, chłopcze.
— Wyprowadzisz szczury, bo tak właśnie powinno się stać — powiedział Keith, polerując flet o rękaw koszuli. — Dlaczego tyle sobie liczysz?
— Ponieważ daję im przedstawienie. Niezwykły strój, odgrywanie ważniaka… drogie bilety wstępu to część zabawy. Musisz zaoferować im magię. Kiedy uznają, że jesteś tylko czymś odrobinę lepszym od szczurołapa, będziesz miał szczęście, jeśli zaproponują ci ser na obiad i uścisną rękę.
— Zrobimy to razem i szczury pójdą za nami, naprawdę pójdą prosto do rzeki. Nie musisz się nawet przejmować tą swoją dziwną nutą, to będzie jeszcze lepsze. To będzie… to będzie wielka… historia. I dostaniesz swoje honorarium. Ile to miało być? Trzysta dolarów, tak? Ale podzielimy się na pół, bo ja ci pomogę.
— W co ty się bawisz, chłopcze? Mówiłem ci już, że wygrałeś.
— Wszyscy wygrają. Zaufaj mi. Wezwali cię. Powinni ci zapłacić. Poza tym… nie chcę, by ludzie myśleli, że grajkom się nie płaci.
— A ja cię miałem za głupka! — Zaklinacz pokiwał głową. — Jaką umowę masz ze szczurami?
— Nie uwierzyłbyś. Nigdy byś w to nie uwierzył.
Wsolance gnał tunelami, przedzierał się przez błoto i słomę, którymi zablokowali ostatnią piwnicę, i wreszcie wpadł do pomieszczenia z klatkami. Szczury z klanu odetkały na jego widok uszy.
— I co? Robi to? — zapytał Ciemnaopalenizna.
— Tak jest, sir! Właśnie teraz.
Ciemnaopalenizna spojrzał na klatki. Kiikiisy po śmierci szczurzego króla i po nakarmieniu były spokojne. Ale czuł, jak bardzo chcą się stąd wydostać. A szczury ogarnięte paniką podążą za innymi szczurami…
— Dobra — powiedział. — Gońcy, przygotować się! Otworzyć klatki! Upewnijcie się, że biegną za wami! Już, już, już!
I to jest prawie koniec tej historii.
Ależ tłum wrzeszczał, kiedy szczury wyłaziły z każdej dziury i kanału! Jak wiwatował, gdy obaj fleciści tanecznym krokiem opuścili miasto, a wszystkie szczury w pląsach wyszły za nimi! Jak gwizdali, kiedy szczury zeskakiwały z mostu!
Nikt nie zauważył, że kilka z nich zostało na moście, poganiając inne okrzykami: „Pamiętaj, silne regularne uderzenia!” i „Niedaleko jest bardzo przyjemna plaża!”, i „Uderz w wodę najpierw łapkami, to nie będzie tak bardzo bolało!”.
A jeśli nawet ktoś to zauważył, najprawdopodobniej nic nie powiedział. Takie szczegóły nie pasują do reszty historii.
Zaklinacz szczurów tanecznym krokiem poszedł dalej drogą między wzgórzami i już nigdy nie wrócił.
Wszyscy wiwatowali. To było naprawdę znakomite przedstawienie, każdy się zgodził, chociaż trzeba przyznać, że trochę kosztowało. Ale było to coś, co można będzie opowiadać następnym pokoleniom.
Wyglądający na głupka chłopiec, który pojedynkował się z zaklinaczem, wrócił na rynek. On też otrzymał swoją porcję oklasków. Dzień jednak okazał się bardzo dobry. Ludzie zastanawiali się, czy mogą mieć więcej dzieci, żeby opowiadać im tę historię.
A kiedy pojawiły się inne szczury, zdali sobie sprawę, że mają dość do opowiadania nawet dla wnuków.
Nagle były wszędzie, wylewały się z rynien, kanałów i szczelin. Nie piszczały i nie biegały. Po prostu usiadły przed ludźmi.
— Hej, chłopcze! — zawołał burmistrz. — Zostawiłeś je.
— Nie, my nie jesteśmy szczurami, które pójdą za zaklinaczem — odezwał się głos. — My jesteśmy szczurami, z którymi musicie sobie poradzić.
Burmistrz spojrzał w dół. Przy jego bucie stał szczur i spoglądał na niego. Najwyraźniej miał przytroczony do boku miecz.
— Ojcze — odezwała się z tyłu Malicia — wysłuchaj tego szczura.
— Ale to jest szczur!
— On dużo wie, ojcze. Wie, jak odzyskać pieniądze i jedzenie, i jak znaleźć ludzi, którzy nas okradali.
— Ale to jest szczur!
— Tak, ojcze. Ale jeśli porozmawiasz z nim właściwie, może nam pomóc.
Burmistrz wpatrywał się w szeregi klanu.
— Mamy rozmawiać ze szczurami?
— To byłby bardzo dobry pomysł, ojcze.
— Ale to są szczury! — Burmistrz najwyraźniej starał się trzymać tej myśli, jakby to była szalupa ratunkowa podczas szturmu na morzu, a on by utonął, gdyby ją puścił.
— Przepraszam, przepraszam — odezwał się koło niego głos. Burmistrz spojrzał w dół i zobaczył uśmiechającego się brudnego, nadpalonego kota.
— Czy ten kot coś właśnie powiedział? — zapytał burmistrz.
— Który kot? — zapytał Maurycy.
— Ty. Czy ty właśnie coś mówiłeś?
— Czy poczujesz się lepiej, jeśli odpowiem: „nie”?
— Ale koty nie mówią!
— Cóż, nie mogę obiecać, że potrafię wygłosić, no wiesz, całą porządną mowę i w ogóle mnie nie proś o dowcipne monologi — powiedział Maurycy. — Nie potrafię też dobrze wymawiać trudnych słów, takich jak „lumbago” czy „marmolada”. Całkowicie wystarcza mi umiejętność złośliwych uwag i zwykłej rozmowy. Mówiąc jako kot, chciałbym się dowiedzieć, co szczur ma do powiedzenia.
Podszedł Keith, obracając w dłoni swój nowy flet.
— Panie burmistrzu, nie sądzi pan, że już czas rozwiązać problem szczurów raz na zawsze?
— Rozwiązać? Ale…
— Jedyne, co powinien pan zrobić, to porozmawiać z nimi. Zebrać swoją radę i porozmawiać ze szczurami. Wszystko w pana rękach, burmistrzu. Oczywiście może też pan zacząć krzyczeć i wrzeszczeć, zawołać psy, ludzie mogą chwycić miotły i… jasne, szczury uciekną. Tyle że niezbyt daleko. I wrócą. — Nachylił się do ucha osłupiałego burmistrza i wyszeptał: — Będą żyć pod deskami pańskiej podłogi, sir. A one wiedzą, jak używać ognia. Wiedzą też wszystko na temat trucizn. O tak. Więc… lepiej posłuchać tego szczura.
— Czy on nas straszy? — zapytał burmistrz, spoglądając w dół na Ciemnąopaleniznę.
— Nie, panie burmistrzu — powiedział Ciemnaopalenizna. — Ja proponuję panu… — spojrzał na Maurycego, który przytaknął — … cudowną okazję.
— Ty naprawdę mówisz! — stwierdził burmistrz. — Czy potrafisz myśleć?
Ciemnaopalenizna westchnął. To była długa noc. I nie chciałby jej zapamiętać, nawet kawałka. A teraz czekał go jeszcze dłuższy i cięższy dzień. Westchnął znowu.
— Mam propozycję — powiedział. — Pan będzie udawał, że szczury potrafią myśleć. A ja zrewanżuję się tym samym w stosunku do ludzi.