– I co to będzie? – zapytał Randall.
– Kolejne uzupełnienia uszkodzeń w papirusie Jakuba – oświadczył Lebrun z uśmiechem. – Na pewno bawił się pan kiedyś układankami, panie Randall. To właśnie będzie coś takiego. Wydawcy w Amsterdamie dysponują dwudziestoma czterema arkuszami papirusu. W niektórych z nich brakuje niewielkich fragmentów, łącznie dziewięć. A ja mam dziewięć brakujących części układanki, które dokładnie pasują do odpowiednich miejsc. Gdy już je pan dopasuje, będzie pan miał niepodważalny dowód fałszerstwa, czarno na białym. Pierwszy z tych skrawków pokazałem Montiemu, a osiem pozostałych spoczywa w metalowej kasetce, ukrytej w bezpiecznym miejscu. Czy pańskim zdaniem te przedmioty wystarczą, żeby pana przekonać, że Międzynarodowy Nowy Testament opiera się na sfałszowanej ewangelii?
– Tak – odparł Randall, czując pełznący wzdłuż kręgosłupa dreszcz przerażenia. – Tak, to by mi wystarczyło. Kiedy pan może przekazać te dowody?
– A kiedy by pan chciał?
– Dzisiaj. Natychmiast.
– Nie, to niemożliwe. Muszę najpierw…
– W takim razie jutro.
Lebrun pokręcił z powątpiewaniem głową.
– Jutro także nie. Widzi pan, monsieur Randall, ukryłem moje dowody ponad rok temu, po spotkaniu z Montim. Niedawno zamierzałem je wydobyć dla innego kontrahenta, lecz ostatecznie zwątpiłem w jego dobre intencje i dowody pozostały tam, gdzie są. Wydostanie ich z kryjówki, która znajduje się poza Rzymem, zajmie mi cały jutrzejszy dzień. Niczego więcej nie mogę panu ujawnić.
Randall postanowił nie naciskać, choć ciekaw był, co to za kryjówka, z której tak trudno było wydobyć dowody.
– Dobrze więc – odparł. – Skoro nie da się jutro, to niech będzie pojutrze. W poniedziałek. Niech mi pan poda swój adres, przyjadę do pana.
– Nie, nie – sprzeciwił się starzec, wstając powoli. – To byłoby niemądre. Spotkamy się w Doney o piątej po południu i dokonamy wymiany. Jeśli pan chce, możemy potem przyjść tutaj i sprawdzić, czy będzie pan zadowolony.
Randall także wstał.
– Dobrze, w Doney, w poniedziałek o piątej.
Gdy odprowadzał Francuza do drzwi, ten spojrzał na niego spod oka.
– Obiecuję, że nie będzie pan rozczarowany – rzucił. – Au revoir, przyjacielu. To nasz szczęśliwy dzień.
Patrząc, jak starzec kuśtyka do windy, Randall zastanawiał się, dlaczego wcale nie czuje się szczęśliwy w tym szczęśliwym dniu. Zrozumiał to chwilę później, gdy fałszerz zniknął w kabinie. Stracił wiarę.
Przed rozpoczęciem czterdziestoośmiogodzinnego oczekiwania musiał odegrać jeszcze jedną nieprzyjemną, acz konieczną scenę. Zadzwonić do Wheelera.
Wydawca był w swoim biurze w Krasnapolskym i sekretarka natychmiast go połączyła.
– Steve? – warknął Wheeler.
– Witaj, George, Chciałem…
– Gdzie ty się tym razem podziewasz, do ciężkiej cholery? – przerwał mu Wheeler. – Czy ja dobrze słyszę, że…
– Tak, jestem w Rzymie. Pozwól mi wyjaśnić.
– Co tu wyjaśniać? Niech cię szlag, Steve! Powinieneś być w swoim biurze. Czy nie dość jasno się wyraziłem, że wszyscy mają harować jak woły, jeżeli mamy zdążyć z konferencją prasową na przyszły piątek?
– George, spróbuj mnie wysłuchać – nie ustępował Randall. – Może nie będzie żadnej konferencji prasowej. Wiem, że wolałbyś tego nie usłyszeć, ale potem będziesz mi wdzięczny. Uważam, że trzeba odwołać konferencję, a być może także publikację nowej Biblii.
W słuchawce zapadła cisza. Po dłuższej chwili Wheeler otrząsnął się z szoku i zapytał chrapliwym głosem:
– Na miłość boską, Steve, co ty wygadujesz?
Randall zebrał się w sobie. Nie było to łatwe, ale nie miał wyboru. Musiał ujawnić wszystkie okropne szczegóły tej sprawy.
– George, znam już prawdę – powiedział. – Teksty Petroniusza i Jakuba to ewidentne fałszerstwa. Odkrycie profesora Montiego jest mistyfikacją. Międzynarodowy Nowy Testament nie może ujrzeć światła dziennego.
Znów martwa cisza. A potem głos Wheelera, rzeczowy i bezbarwny.
– Jesteś szalony.
– Właściwie chciałbym, żeby tak było, George, wierz mi. Ale nie jestem. Znalazłem fałszerza, rozmawiałem z nim. Ma dowody. Wysłuchasz mnie teraz?
– Marnujesz tylko mój czas. – Wheeler aż kipiał ze złości. – Ale mów, jeżeli to ci poprawi samopoczucie.
Randall chciał odpowiedzieć, że nie poprawi, tylko pogorszy. Nie był to jednak czas na rozwodzenie się nad własnym emocjami.
– Dobrze – odparł ponuro. – Posłuchaj, czego się dowiedziałem w Rzymie.
Zaczął od tego, jak zmusił Angele, żeby zawiozła go do ojca, i opisał, w jakim stanie zastał profesora Montiego. Zrelacjonował rozmowę z doktorem Venturini. Potem powiedział o spotkaniu z de Vroome'em w hotelu Excelsior. Nie wymienił jednak nazwiska Lebruna ani nie ujawnił szczegółów, poza podstawowymi faktami, takimi jak negocjacje fałszerza z Plummerem w Paryżu.
– A więc to znów de Vroome – wszedł mu w słowo Wheeler. – De Vroome z Plummerem wymyślili tego fałszerza, bo tak im pasowało! I ty to kupiłeś? Wiedziałem, że będą kombinować do końca, żeby nas zniszczyć. Zapłacili temu człowiekowi za odegranie komedii i tyle.
– Nie, George, to nie tak – zaprotestował Randall. – Wysłuchaj mnie.
Przedstawił zwięźle fakty, które doprowadziły do spotkania z Lebrunem w kawiarni Doney, a potem w hotelu.
– Ten człowiek wyszedł z mojego pokoju zaledwie przed półgodziną – zakończył. – To Francuz, który osiadł w Rzymie. W Paryżu nazywał się Robert Lebrun, a tutaj posługuje się nazwiskiem Enrico Toti. Ma już dobrze ponad osiemdziesiątkę i większość swego życia poświęcił na stworzenie papirusu Jakuba i raportu Petroniusza. Czy chcesz usłyszeć, jak to zrobił?
Nie dając wydawcy czasu na odpowiedź, Randall streścił mu historię Roberta Lebruna. Instynktownie pominął informacje związane z jego przestępczą działalnością i zesłaniem do Gujany, a także obsesję zemsty na światowej wspólnocie religijnej. Opowiedział mu tylko, jak Francuz, motywowany jakąś niejasną niechęcią do Kościoła, stał się ekspertem w dziedzinie Nowego Testamentu i jak poświęcił wiele lat swego życia na zbudowanie genialnej mistyfikacji. Potem zrelacjonował, w jaki sposób Lebrun podszedł Montiego i sprawił, że profesor dokonał rzekomo sensacyjnego odkrycia.
– Przykro mi, że ci to wszystko mówię, George – zakończył współczującym tonem, rozumiejąc, że wydawca może być w skrajnej rozpaczy. – Ale wiem, że ty, profesor Deichhardt i pozostali na pewno chcecie poznać prawdę.
Czekał na odpowiedź Wheelera. W słuchawce panowała cisza.
– George – zapytał w końcu – powiedz, co zamierzasz zrobić?
Wreszcie rozległ się zgrzytliwy głos, zawzięty i wrogi.
– Powiem ci, co powinienem zrobić. Powinienem cię wywalić na zbity pysk, i to już dawno, za to, że jesteś takim przeklętym durniem. Ale nie zrobię tego. Nie mamy czasu. Jesteś nam potrzebny. A co do tych bzdur, to sam przyjdziesz po rozum do głowy, jak pojmiesz, że de Vroome cię oszukał.
Kapitan idzie na dno ze swoim statkiem, pomyślał Randall. Tego się zupełnie nie spodziewał.
– George, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – spytał. – Wiem, ile masz do stracenia, ale chyba już jest dla ciebie jasne, że cała ta historia to mistyfikacja, fałszerstwo wymyślone przez geniusza o wypaczonym umyśle? Jeśli opublikujesz tę Biblię i wszystko wyjdzie na jaw dopiero po fakcie, stracisz o wiele więcej pieniędzy i stracisz wiarygodność.