Na wpół tylko słuchając kolejnego świadka, podsumował w myślach dotychczasowy przebieg rozprawy.
Sędzia o nazwisku Le Clere miał wygląd typowego biurokraty i nieznośnie przenikliwy głos. Odziany był, o dziwo, nie w tradycyjną togę, lecz w cywilne ubranie, konserwatywny brązowy garnitur. Rozpoczął posiedzenie od przedstawienia podsądnemu zarzutów, które odczytał greffier, urzędnik sądowy, najpierw po francusku, a potem po angielsku. Następnie sędzia oznajmił, że ze względu na czas i wygodę oskarżonego rozprawa prowadzona będzie po angielsku, a tłumacz będzie służył tylko świadkom, którzy nie znają tego języka.
Le Clere poprowadził przesłuchania w takim tempie, jakby był umówiony na wczesny lunch i nie chciał się spóźnić. Pierwszy świadek, celnik z lotniska, noszący nazwisko Delaporte, opisał ze szczegółami karygodne zachowanie oskarżonego. Następny, żandarm Gorin, niezbyt rozgarnięty stróż porządku publicznego, opowiedział, jak wezwano go do pilnowania pomieszczenia i jak wziął udział w obezwładnieniu agresywnego przemytnika.
Trzeci był inspektor Queyras z komisariatu lotniskowego. Zeznał, że został poinformowany przez komendę carabinieri w Rzymie, iż niejaki Steven Randall, Amerykanin, będzie próbował przewieźć przez granicę zabytkowy przedmiot o wielkiej wartości, w którego posiadanie wszedł nielegalnie we Włoszech. Inspektor wypełnił różową kartę – na takich kartach opisywano poszukiwanych przestępców – i kiedy pasażer o nazwisku Randall zgłosił się do odprawy, skonfiskował mu skórzaną sakiewkę, a potem także wziął udział w zatrzymaniu. Różowa karta została włączona przez sąd do dowodów i wszyscy trzej świadkowie opuścili salę.
Kolejnym był znany dotąd Randallowi tylko ze słyszenia doktor Fernando Tura, członek Rady Ochrony Zabytków i Sztuk Pięknych w Rzymie, który wystąpił z ramienia rządu włoskiego. Krępy, czarniawy Włoch o rozbieganych oczach od razu wzbudził w nim niechęć, Randall pamiętał, co powiedziała Angela o jego zachowaniu wobec profesora Montiego.
W odpowiedzi na pytanie sądu doktor Tura stwierdził, że nigdy przedtem nie widział oskarżonego. Dowiedział się o jego istnieniu dopiero wczoraj, gdy został poinformowany, że niejaki signor Randall przywłaszczył sobie starożytny papirus bez zezwolenia z ministerstwa. Był to skrawek, który przynależał do zwoju z tekstem świętego Jakuba, odkrytego przed sześciu laty przez profesora Augusta Montiego, przy współpracy samego świadka. Oskarżony próbował wywieźć zabytek za granicę. Doktor Tura nie miał pojęcia, jakim sposobem pan Randall zdobył papirus, ale nawet jeżeli go nie ukradł, lecz na przykład znalazł, w świetle włoskiego prawa jego postępowanie było nielegalne. Rząd włoski pragnął odzyskać rzeczony fragment, ażeby przekazać go syndykatowi wydawców, który wypożyczył od władz włoskich nieznane dotąd teksty i na ich podstawie przygotowywał do publikacji poszerzoną wersję Nowego Testamentu.
Kiedy doktor Tura skończył mówić, Randall usłyszał swoje nazwisko.
– Monsieur Randall, sąd wysłucha teraz pańskich wyjaśnień. Proszę podać zawód.
– Prowadzę agencję reklamową w Nowym Jorku.
– Jakie okoliczności przywiodły pana do Rzymu?
– To długa historia, Wysoki Sądzie.
– Niech pan uprzejmie streści ją sądowi, monsieur – rzekł bez uśmiechu sędzia Le Clere. – Proszę krótko opisać zdarzenia do pańskiego wczorajszego przybycia na Orły.
Randall był skonfundowany. Jak miał zamienić górę w kopiec kreta? Nie było jednak wyjścia, musiał przygotować grunt de Vroome'owi.
– Wszystko zaczęło się od tego, że zostałem zatrudniony przez znanego wydawcę literatury religijnej, George'a L. Wheelera – rozpoczął swoją wypowiedź. Spojrzał na Wheelera, który zajęty był obserwowaniem czubków własnych butów, jakby nie usłyszał swego nazwiska. – Pan Wheeler chciał, żebym się zajął promocją nowego wydania Biblii. Wraz z obecnymi na tej sali innymi wydawcami przygotowywał poszerzoną wersję Nowego Testamentu, opierając się na sensacyjnym odkryciu archeologicznym. Czy Wysoki Sąd życzy sobie poznać szczegóły?
– Nie ma potrzeby – odrzekł sędzia Le Clare. – Sąd ma opis znaleziska, sporządzony przez monsieur Fontaine'a.
A więc to tak, pomyślał Randall. Panowie z Drugiego Zmartwychwstania zadbali już o zasób wiedzy przedstawiciela prawa.
– Czy uważał pan znalezione teksty za autentyczne? – zapytał sędzia.
– Tak, Wysoki Sądzie.
– Czy w dalszym ciągu uważa pan, że teksty uzupełniające Nowy Testament są wiarygodne?
– Wprost przeciwnie, Wysoki Sądzie. Jestem teraz przekonany, że to mistyfikacja, że profesor Monti odkrył falsyfikaty, tak samo jak falsyfikatem jest skrawek papirusu, który mi odebrano. Sędzia wyjął chusteczkę i głośno wydmuchał nos.
– Rozumiem, monsieur. Co spowodowało, że zmienił pan przeświadczenie?
– Zaraz to wyjaśnię…
– Niech pan wyjaśni, lecz proszę się ograniczyć do niezbędnych spraw.
Randall starał się uporządkować w myśli najważniejsze fakty, lecz nie bardzo układały się w logiczny ciąg. Poza tym było ich tak niewiele, że trochę stracił rezon.
– Po pierwsze, Wysoki Sądzie – zaczął w końcu – spotkałem się z autorem fałszywych rękopisów Jakuba i Petroniusza. Był nim obywatel francuski, niejaki Robert Lebrun, który…
– Skąd pan wiedział o jego istnieniu?
– Od obecnego tu pastora Maertina de Vroome'a.
– Czy pastor de Vroome także się spotkał z domniemanym fałszerzem?
– Nie całkiem, Wysoki Sądzie.
– Spotkali się czy nie? Jedno z dwojga.
– Pastor powiedział mi, że widział tego człowieka, ale z nim nie rozmawiał. Informację o nim dostał od znajomego.
– A pan rozmawiał z fałszerzem osobiście?
– Tak jest. Nakłoniłem go, żeby mi opowiedział historię tego fałszerstwa. Był absolutnym mistrzem w podrabianiu starych rękopisów i dokumentów, a także biblioznawcą. Zrelacjonował mi każdy'etap mistyfikacji, do której przygotowywał się przez wiele lat. Jestem przekonany, że mówił prawdę.
– Czy skrawek papirusu znaleziony w pańskiej walizce otrzymał pan właśnie od Lebruna? – zapytał sędzia.
– Nie.
– Jak to? To nie on go panu sprzedał?
– Miał zamiar, przygotowałem nawet pieniądze. Chciałem udowodnić wydawcom, że nowa ewangelia jest oparta na fałszerstwie, przekonać ich, żeby nie publikowali Międzynarodowego Nowego Testamentu. Jednak Lebrunowi uniemożliwiono tę transakcję.
– Jak to uniemożliwiono?
– Został zabity. Zlikwidowany w dniu, kiedy mieliśmy się spotkać po raz drugi.
Sędzia Le Clere zgromił Randalla wzrokiem.
– Chce pan powiedzieć, monsieur, że ów Lebrun nie może potwierdzić tych faktów, ponieważ nie żyje?
– Tak jest, Wysoki Sądzie.
– Mamy więc tylko pańskie zeznanie?
– Nie tylko. Dowodem fałszerstwa jest właśnie ten kawałek papirusu, który skonfiskowaliście mi na lotnisku. Zmarli też potrafią mówić, panie sędzio. Lebrun pozostawił mi trop, którym poszedłem.
Randall zrelacjonował, jak dzięki kartce znalezionej w rzeczach fałszerza w rzymskiej kostnicy dotarł do wykopalisk Montiego w Ostii.
– Kiedy już wydobyłem ten dowód – tłumaczył – musiałem się upewnić, że w istocie jest falsyfikatem. Dlatego umówiłem się z profesorem Aubertem na zbadanie papirusu metodą węgla radioaktywnego. Następnie umówiłem się także z pastorem de Vroome'em, który miał sprawdzić, czy tekst na skrawku oraz dopisek zrobiony bezbarwnym atramentem potwierdzają wyznanie Lebruna. Sam nie miałem już wątpliwości co do tej mistyfikacji, ale musiałem mieć opinię naukowych autorytetów, żeby przekonać wydawców. Wybrałem się więc z tym fragmentem papirusu do Paryża. Kiedy wasi ludzie starali się mi go odebrać, zareagowałem instynktownie, nie zamierzałem być agresywny. Chciałem tylko ratować dowód rzeczowy, żeby uchronić świat przed kolejnym oszustwem, a wydawców przed popełnieniem tragicznego błędu.