– Natychmiast wysyłam – powiedział Halsey. – Zaraz, czekaj no, Steve, nie powiedziałeś mi jeszcze, czy przyznałeś się do winy, czy nie?
– Oczywiście, że nie
– A na kiedy wyznaczono rozprawę?
– Już się odbyła. Dzisiaj rano. Skazano mnie na trzy miesiące aresztu i grzywnę, ale w zawieszeniu. Tę rzecz mi skonfiskowali i będę wydalony z Francji, ale muszę sam opłacić podróż. Dlatego właśnie potrzebuję pieniędzy.
W słuchawce przez dłuższą chwilę panowało milczenie.
– Momencik, Steve – odezwał się w końcu Halsey. – Może jeden z nas zwariował, ale to jest niemożliwe. We Francji coś takiego jest niemożliwe. Opowiedz mi dokładniej, co się wydarzyło.
Randall, świadom, że słucha go strażnik, zrelacjonował mu w skrócie przebieg rozprawy i treść orzeczenia sądu.
– Rany boskie! – Halsey nie potrafił ukryć zdumienia. – Tyle lat tu siedzę… oczywiście słyszałem pogłoski o sfingowanych procesach, o ustawianych wyrokach… ale pierwszy raz dowiaduję się o czymś takim z pierwszej ręki.
Randall był całkowicie zbity z tropu.
– Ale o co chodzi, Sam? Co było nie tak?
– Co było nie tak? Wszystko! Posłuchaj, mój naiwny cudzoziemcze, oni cię podeszli i osądzili bezprawnie w trybie przyspieszonym. Oczywiście, za przestępstwo mogą cię aresztować i postawić przed sędzią, ale to jest tak zwany juge d'instruction, sędzia śledczy. To jest tylko wstępne przesłuchanie, juge d'instruction nie ma prawa wydawać orzeczeń i wyrokować. On tylko decyduje, czy sprawa zostanie oddalona, czy przekazana do prokuratury. Jeśli to drugie, wówczas trwa to od pół roku do roku, zanim odbędzie się normalny proces przed trzema sędziami Tribunal Correctionnel, z całą procedurą, z mowami prokuratora i obrony, i tak dalej. Jedynym wyjątkiem jest sytuacja, kiedy złapali cię en flagrant délit, na gorącym uczynku. Tylko w takim wypadku odbywa się przyspieszona rozprawa przed Tribunal de Flagrant Délit i to by wyglądało trochę podobnie do tego, co ciebie spotkało. Ale nawet wówczas musiałoby uczestniczyć trzech sędziów, prokurator i obrońca. A w twoim przypadku tak nie było.
– Ano nie było.
– To jakaś pokrętna kombinacja dwóch typów rozpraw, lecz to się nijak nie ma do francuskiego prawa, Steve.
Randall pamiętał, że proponowano mu wyznaczenie obrońcy, pewnie po to, żeby nie wzbudzić w nim podejrzeń. Jednocześnie powiedzieli mu, że to opóźni rozpatrzenie sprawy, więc postanowił bronić się sam. Ale nawet gdyby miał adwokata, co by to zmieniło? Najwyżej zastosowaliby procedurę bardziej zgodną z przepisami, a wyrok i tak był z góry ustalony. Miał być winny, więc byłby winny.
– Nie ulega kwestii – ciągnął Halsey – że to był fikcyjny sąd i że zostałeś pięknie wymanewrowany. – Przerwał. – To wygląda tak, jakby ktoś naprawdę dobrze ustawiony u samej góry chciał cię usunąć z drogi, szybko i po cichu. Nie wiem, w co się wpakowałeś, Steve, ale dla tego kogoś to musi być bardzo ważna sprawa.
– Jest ważna, i to dla kilku „ktosiów" – odparł Randall posępnie.
– Czy chcesz, żebym się do tego wziął? – zapytał Halsey nagląco.
Randall namyślał się nad tym chwilę i w końcu odrzekł:
– Czy lubisz swoją pracę, Sam? Podoba ci się w Europie, we Francji?
– Do czego zmierzasz? Uwielbiam Francję i moją robotę.
– To lepiej się nie mieszaj do tego.
– A sprawiedliwość, Steve? Co ze sprawiedliwością?
– Zostaw to mnie – odparł Randall. – Doceniam twoją przyjaźń, Sam. A teraz wyślij mi tę gotówkę.
Odłożył słuchawkę. Sprawiedliwość, pomyślał. Liberté, Égalité, Fraternité.
I zrozumiał, że te słowa są tylko obietnicą, jaką złożyła mu Francja. Osądzony został jednak nie przez Francję, nie przez zwyczajną władzę państwową. Osądziła go superwładza. Osądziło go Drugie Zmartwychwstanie.
W jasny piątkowy poranek, gdy uwolniono go z aresztu, Drugie Zmartwychwstanie było już wszechobecne.
Randall nie pamiętał, by do tej pory jakieś sensacyjne wydarzenie zyskało taką oprawę i takie zainteresowanie mediów. Z pewnością atak Japonii na Pearl Harbor, upadek Berlina i śmierć Hitlera, wystrzelenie pierwszego sputnika w kosmos, zabójstwo prezydenta Kennedy'ego czy pierwszy krok Neila Armstronga na Księżycu były wielkimi sensacjami. Żadna jednak nie wywołała takiego poruszenia jak elektryzujące wieści z Pałacu Królewskiego w Amsterdamie, że Jezus Chrystus niezaprzeczalnie żył na ziemi jako ludzka istota i jako duchowy posłaniec samego Stwórcy.
Randall przez wiele dni był tak zaabsorbowany technicznymi aspektami poszukiwania prawdy i własnym przetrwaniem, że niemal już zapomniał, jakie potężne może być oddziaływanie tekstów Jakuba i Petroniusza na miliony poszukujących śmiertelników.
Podczas przejazdu z aresztu na lotnisko Orly w towarzystwie trzech francuskich policjantów mógł obserwować reakcję na ten historyczny cud na każdym rogu ulicy, w każdej kafejce i każdym oknie wystawowym. Francuzi wylegli na ulice, pogrążeni w lekturze gazet, przyklejeni do tranzystorowych odbiorników, oblegający w przypływie wielkich emocji wystawy sklepów z telewizorami.
On sam był teraz zapomnianym, pomniejszym aktorem w rozgrywającym się dramacie. Siedział między dwoma oficerami, Gorinem z Sereté Nationale i Lefevre'em z policji, skuty kajdankami z tym pierwszym. Obaj funkcjonariusze pochłonięci byli lekturą specjalnych wydań „Le Figaro" i „Le Monde". Gazety poświęciły wielkiemu wydarzeniu całe pierwsze strony. Randall odczytał dwa wielkie nagłówki. Jeden głosił: LE CHRIST REVIENT PARMI NOUS! Chrystus powrócił między nas. Drugi: LE CHRIST RESSUSCITE PAR UNE NOUVELLE DECOUVERTE! Chrystus zmartwychwstał dzięki nowemu odkryciu. Poniżej zamieszczono fotografie trzech oryginalnych papirusów Jakuba, raportu Petroniusza, okładki Międzynarodowego Nowego Testamentu i portretu Jezusa, namalowanego na podstawie opisu Jakuba.
Policjanci po obu stronach Randalla co jakiś czas odczytywali na głos fragmenty tekstów i wiedząc o jego słabej znajomości francuskiego, tłumaczyli mu je na angielski. Zorientował się, że relacje prasowe opierają się na limitowanym wydaniu, które dotarło do mediów zaraz po północy. Szczegóły ogłaszano natomiast ze sceny w Burgerzaal, Sali Mieszczańskiej Pałacu Królewskiego w Amsterdamie, w obecności dwóch tysięcy dziennikarzy z każdego zakątka globu i na oczach milionów telewidzów oglądających transmisję satelitarną.
Tylko raz podczas jazdy oficer o nazwisku Lefewe wdał się w krótką rozmowę z Randallem.
– Pan naprawdę w tym uczestniczył, monsieur? – zapytał, patrząc na niego z niedowierzaniem.
– Tak, należałem do zespołu Drugiego Zmartwychwstania.
– To dlaczego pana deportują?
– Bo są szaleńcami – odparł Randall i dodał: – Ponieważ nie chciałem uwierzyć.
Lefevre wybałuszył na niego oczy.
– W takim razie to raczej pan jest szaleńcem.
Kiedy wysiadali przed terminalem na Orły, agent Lefevre, chcąc pomóc Randallowi wysiąść, pociągnął go zbyt mocno za rękę i w drugi przegub wbiły mu się kajdanki, przypominając boleśnie kim jest i co tutaj robi.
W głównej hali odlotów Orły panował niezwykły spokój. Dyrekcja lotniska porozstawiała wszędzie telewizory, przed którymi gromadziły się kilkunastoosobowe grupki pasażerów i pracowników Air France. Nawet przy kasach i stanowiskach informacji, zarówno klienci, jak i obsługa załatwiali swoje sprawy rozkojarzeni, popatrując co chwila na ekrany. Lefewe poszedł odebrać bilet Randalla, a Gorin pociągnął go za sobą do najbliższego telewizora.
Kamera wędrowała po wnętrzu Sali Mieszczańskiej, pokazując, rząd za rzędem, siedzących oficjeli i dziennikarzy, na zmianę ze zbliżeniami imponującego wystroju. Wielkie okna we wnękach miały brązowe okiennice z motywem złotego kwiatu na środku. Ze sklepienia zwisało sześć cylindrycznych kandelabrów, które za czasów cesarza Ludwika Napoleona były oświetlane olejem rzepakowym. Widać było fragmenty marmurowej posadzki, inkrustowanej mosiężnymi taśmami, układającymi się w kształt globu ziemskiego. Grupa rzeźb nad zachodnim wejściem do sali przedstawiała – jak powiedział po angielsku, a potem po francusku komentator – Sprawiedliwość depczącą Chciwość i Zawiść (Chciwość jako Midas, Zawiść jako Meduza),