Выбрать главу

Wyszedł z budki, namyślając się, co teraz zrobić. Barbara i Judy wyjeżdżały. Musiał więc powiadomić swojego adwokata, żeby nie zgadzał się na propozycję rozwodu. Żaden Burkę nie będzie drugim ojcem jego córeczki. Co do reszty dnia to na pewno chciał zjeść obiad z matką, Clare i wujem Hermanem. Później znów pójdą odwiedzić ojca w szpitalu i wypytać po raz kolejny doktora Oppenheimera. I jeśli rokowanie będzie dobre, a czuł, że takie będzie, poleci ostatnim nocnym samolotem do Nowego Jorku na spotkanie z – jak to Wheeler nazwał? – aha, z Drugim Zmartwychwstaniem.

Zastanawiał się nad tym jakoby tajnym projektem, który mieli mu ujawnić w Mission House. Wydobył z pamięci wskazówkę Wheelera: „A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom, że powstał z martwych". Co to, u diabła, mogło oznaczać? Zresztą wszystko jedno. Prezes Cosmos Enterprises powiedział, że to ważne, więc jest ważne. Poza tym sprawa zaczęła budzić ciekawość Randalla. Interesowało go teraz wszystko, dosłownie wszystko, co mogło mu dać nadzieję na zmartwychwstanie.

Steve Randall siedział przy wielkim zabytkowym dębowym stole, zajmującym środek salki konferencyjnej na trzecim piętrze Mission House. Odkrył właśnie, że nie potrafi się już dłużej skoncentrować na przedmiocie rozmowy.

Słuchał stłumionego szumu opon samochodów jadących Park

Avenue, za wielkim panoramicznym oknem. Jego wzrok spoczął na starym zegarze w stylu kolonialnym, stojącym pod ścianą. Była za piętnaście dwunasta, co oznaczało, że rozmawiali – czy też raczej on słuchał – od ponad pół godziny. I przez cały ten czas nie usłyszał niczego ekscytującego.

Udając, że uważnie słucha, rozglądał się ukradkiem po pokoju konferencyjnym. Wnętrze kojarzyło się bardziej z salonem w apartamencie niż z centrum biurowego kompleksu. Ściany wyłożono ze smakiem boazerią, dywan miał kolor ciemnego kakao, a pod jedną ze ścian stały regały wypełnione różnymi wydaniami Biblii w drogich oprawach i innymi religijnymi dziełami, w większości opublikowanymi przez Mission House. W szklanej gablocie w rogu wyeksponowano całą kolekcję krucyfiksów, medalionów i innych dewocjonaliów. Obok stał stolik z dzbankiem kawy na podgrzewaczu.

Randall przyszedł na to spotkanie sam. George L. Wheeler, jego gospodarz i prezes Mission House, zjawił się w asyście pięciu swoich pracowników. Naprzeciwko Randalla siedziała starsza pani, jedna z sekretarek Wheelera, która emanowała taką dobrocią i której zachowanie tak mocno kojarzyło się z Armią Zbawienia, że człowiek natychmiast czuł się grzeszny i nic niewart. Skrzętnie stenografowała wszystko w notatniku, z rzadka podnosząc głowę.

Obok niej siedziała dużo młodsza, bardziej interesująca kobieta. Randall zapamiętał nawet jej nazwisko. Była to panna Naomi Dunn, dyrektorka administracyjna w firmie Wheelera. Miała nieco ziemistą cerę, szare oczy, wąski nos i zaciśnięte usta. Sprawiała wrażenie zawziętej, fanatycznej osoby, czującej niechęć do każdego, kto nie jest księdzem lub misjonarzem albo nie robi czegoś pobożnego i pożytecznego. Przy pannie Dunn można się było poczuć pustym i powierzchownym tylko dlatego, że jest się zwyczajnym świeckim człowiekiem. Na nosie miała okulary w rogowej oprawie, chłonęła każde słowo Wheelera, jakby przemawiał z góry Synaj, i ani razu nie spojrzała Randallowi prosto w oczy.

Trzej pozostali pracownicy Mission House to młodzi mężczyźni, redaktor, grafik i szef działu sprzedaży książek. Trudno ich było odróżnić. Każdy konserwatywnie ostrzyżony i gładko wygolony, o poważnej, bezbarwnej twarzy, z przylepionym do ust seraficznym uśmiechem. W trakcie całego przydługiego wywodu Wheelera żaden nie odezwał się słowem.

Nieopodal Randalla usadowił się, nie przestając poruszać ustami, wysoki i zwalisty George L. Wheeler, najbliższy przyjaciel Towery'ego, gigant wydawniczy amerykańskiej Biblii. Randall przyjrzał mu się teraz uważniej.

Włieeler był mężczyzną imponującej postury, stukilowym, o rzednących włosach z pasmami siwizny. Miał rumianą, okrągłą twarz, którą zdobiły dwa kółka złotych oprawek okularów. Mówiąc, często pociągał kartoflowatym nosem, miał też zwyczaj mimowolnego drapania się po głowie, za uchem, z boku nosa albo pod pachą. Było to równie odruchowe jak nawyk Randalla, który odrzucał przydługie włosy z oczu, nawet gdy ich tam nie było.

Wydawca ubrany był w drogi garnitur i tylko krawat zdradzał organizatora i handlowca. Satynowy krawat o metalicznym połysku, taki, jakie nosili często domokrążcy wpychający się nachalnie ludziom do mieszkania.

Randall przestał słuchać Wheelera nie tylko dlatego, że. słowa wydawcy nie poruszały w nim żadnej czułej struny, lecz także dlatego, że jego sposób mówienia i monotonny głos szybko nużyły słuchacza. Mówił jak człowiek nienawykły do prowadzenia rozmowy, lecz raczej do wygłaszania monologów. Męczący głos kojarzył się… właściwie to kojarzył się Randallowi z porykiwaniem wielbłąda.

Przy stole nastąpiło jakieś poruszenie i Randall zdał sobie sprawę, że to Wheeler dał znak Naomi Dunn, która natychmiast wstała i poszła po dzbanek z kawą. Randall przyjrzał się jej, rad z jakiejś odmiany. Nie widział przedtem nóg panny Dunn, a były zgrabne. Szła prowokującym drobnym kroczkiem, z zaciśniętymi pośladkami. Kiedy podeszła do niego z kawą, spostrzegł, że ma małe, podobne do dojrzałych jabłek piersi, bezpiecznie skryte w biustonoszu pod bawełnianą bluzką.

– Czy dolać panu kawy, panie Randall? – zapytała.

– Troszeczkę – odparł.

Obsłużyła go, a potem Wheelera i resztę. Randall zastanawiał się, jaka by była w łóżku. Takie sztywne panie po trzydziestce bywały czasem najdziksze i najlepsze. Ale chyba nie ona. Zbyt surowa i skupiona na swojej pracy. Nie mógł wyobrazić sobie panny Dunn bez ubrania, tak jak nie potrafił wyobrazić sobie Darlene w ubraniu.

Przyleciał do Nowego Jorku o pierwszej w nocy. Jego rolls-royce z kierowcą już czekał. Jadąc do miasta, miał nadzieję, że Darlene już mocno śpi. Był kompletnie wyczerpany napięciem ostatnich dwóch dni, kryzysem w szpitalu, kontaktem z żoną i córką, rodziną i przyjaciółmi ojca i pragnął tylko zamknąć oczy i zapaść w sen. Gdy jednak znalazł się w mieszkaniu, okazało się, że Darlene czekała na niego całkowicie rozbudzona, wypachniona i naga pod kołdrą. Nie pospał więc za wiele, lecz zamiast tego miał dwie godziny wypełnione nieustannym ćwierkaniem, j ak za nim tęskniła, grą jej rąk i długich młodych nóg owiniętych wokół jego ciała, a potem podnieceniem, wejściem w nią, akrobacjami gejszy i w końcu dojściem do końca, po którym został bez soków, pusty i niemal śmiertelnie wyczerpany.

Tego ranka, odświeżywszy się nieco, gnany nerwową ciekawością co do zlecenia Wheelera i jego tajemniczej obietnicy, przybył do Mission House ożywiony i czujny. To, co się od tej pory wydarzyło, otępiło jego zmysły i zaczynał czuć już w kościach zmęczenie. Nie usłyszał niczego poza drętwym omówieniem rutynowego nowego projektu ze specjalistycznej dziedziny publikacji książek.

Pięciu wydawców – Wheeler w Stanach oraz czołowi wydawcy Biblii w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech i Włoszech – miało połączyć siły w celu opublikowania zupełnie nowej, międzynarodowej Biblii, a właściwie nie całej Biblii, lecz tylko Nowego Testamentu. Ów Nowy Testament miał być ponownie przetłumaczony, a także zawierać nigdy dotąd niepublikowane informacje pochodzące z odkryć archeologicznych. Miała to być ostateczna wersja Nowego Testamentu, najdoskonalsza w historii chrześcijaństwa, i jej wydanie miało sprawić, że nieaktualna stanie się nie tylko Biblia króla Jakuba, lecz odejdą w cień i zdezaktualizują się także New English Bible, Revised Standard Version, Biblia jerozolimska i wszystkie pozostałe istniejące wersje.

To najnowsze opracowanie Pisma Świętego – Randall z pewnym wysiłkiem przypomniał sobie, jak nazwał je Wheeler – Międzynarodowy Nowy Testament przygotowywany był w tajemnicy od sześciu lat. Sama tylko edycja amerykańska miała kosztować dwa i pół miliona dolarów. Zawierał się w tym koszt tłumaczenia, składu, trzech kompletów blach, korekty, specjalnego cienkiego papieru biblijnego, kilku różnych opraw, od płótna do marokinu, a wkrótce miała do tego dojść reklama i promocja. Kiedy w roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym drugim wydawnictwo Thomas Nelson & Sons opublikowało Revised Standard Version, na samą reklamę wydano pół miliona. Wheeler zamierzał wydać na Międzynarodowy Nowy Testament dwa razy tyle.