* cytaty z Ewangelii świętego Mateusza, Biblia Tysiąclecia, Pallottinum, Poznań 2002
Zwariowany, pokręcony sen, który go dusił.
Obudził się w końcu i otworzył oczy. Ujrzał, że oddech tłumi mu miękka pierś Dartene. Dziewczyna, nachylona nad jego twarzą, rozchyliła górę różowej koszulki i nagą piersią pocierała jego usta.
Budził się już w wielu dziwnych miejscach i na wiele niezwykłych sposobów, lecz jeszcze nigdy nie został obudzony dotykiem kobiecej piersi na statku płynącym po Atlantyku. Wciąż znajdował się na wodzie, lecz Jezus Chrystus i wielebny Nathan Randall nagle odpłynęli bardzo daleko.
Darlene uśmiechnęła się do niego.
– No przyznaj, Steve, wymyśliłbyś przyjemniejsze przebudzenie? Powiedz, czy jakiś maharadża ma lepszą obsługę od ciebie?
Jeszcze jedna z jej miłosnych zabaw. O tej godzinie nie miał nastroju do takich rzeczy, wiedział jednak, że dla Darlene był to jedyny towar, jaki mogła mu zaoferować. Chciał być dla niej miły, więc odpowiedział jak należało, całując lekko jej pierś wokół czerwonego sutka, aż zaczął twardnieć i odsunął się od ust.
– Niegrzeczny chłopczyk – skarciła go na niby. – Nie zaczynajmy teraz niczego, chciałam tylko, żebyś obudził się uśmiechnięty. – Przyjrzała mu się, wydymając pełne wargi. – Ale jesteś uroczy. – Wsunęła rękę pod koc i sięgnęła między jego nogi. Pieściła go przez chwilę, po czym szybko cofnęła dłoń. – Oj, widzę, że nie tracisz czasu.
Wyciągnął ręce, żeby ją przytulić, lecz wywinęła się i zeskoczyła z łóżka.
– Musimy się zachowywać przyzwoicie, kochanie. Zamówiłam już śniadanie u stewarda, za minutkę tu będzie.
– Prędzej za godzinkę – burknął Randall.
– Weź prysznic i ubierz się. – Darlene wyszła z sypialni do saloniku ich niewielkiego apartamentu na górnym pokładzie S/s France. – Przeczytałam w „L'Atlantique", wiesz, w tej gazetce dla pasażerów, że będą puszczali film o tym, co warto zobaczyć w Londynie, po angielsku. Na kanale ósmym. Nie chcę tego przegapić. – Zachwycała ją telewizja na statku, przez cały dzień nadająca filmy. Darlene starała się nie przepuścić żadnej z przyjemności dostępnych podczas rejsu.
Spojrzał w stronę iluminatora zasłoniętego brązową zasłonką.
– Darlene, jaka pogoda? – zawołał.
– Słońce próbuje wyjść zza chmur – odparła. – Morze gładkie jak stół.
Wsparł się na łokciu i rozejrzał po kabinie. Była to funkcjonalna dwójka z metalową komódką z szufladami, stojącą między łóżkami. Na komódce stał przy jego łóżku biały telefon, a przy łóżku Darlene lampa z abażurem. Z oparcia brązowego fotela zwisał skąpy biustonosz i rajstopy. Blisko nóg jego łóżka, przed toaletką z wysokim lustrem, stało pomarańczowe krzesełko.
Słyszał odgłosy silników i świszczący poszum morza, opływającego dziób transatlantyku. Potem rozległy się trzaski w telewizorze i głos komentatora.
Randall opadł z powrotem na poduszkę, próbując wejść w nastrój tego czwartego poranka i piątego dnia podróży z Nowego Jorku do Southampton.
Kiedy się zgodził zostać dyrektorem reklamowym Międzynarodowego Nowego Testamentu i projektu znanego jako Drugie Zmartwychwstanie, nie zamierzał wcale zabierać w podróż Darlene Nicholson. Wołał popłynąć sam z Wheelerem, skupić się na przyswajaniu niezbędnej wiedzy i na pracy, której się podjął. Darlene była osobą zbyt frywolną i hedonistyczną w kontekście tego przedsięwzięcia. Nawet gdyby nie domagała się, żeby poświęcał jej czas, mogła go rozpraszać swą nieustanną pustą paplaniną i seksualnością. Co więcej, jej obecność mogła się okazać kłopotliwa. Wheeler i jego ludzie, a już z pewnością wszyscy specjaliści, eksperci, uczeni i teolodzy związani z Drugim Zmartwychwstaniem w Amsterdamie, niewiele mieli wspólnego z dziewczynami pokroju Darlene. Randall przeczuwał, że jego kochanka będzie w tym towarzystwie równie na miejscu jak, powiedzmy, zawodowa striptizerka na katolickiej loterii dobroczynnej.
Darlene nie wyglądała tandetnie, lecz raczej krzykliwie, jaskrawo i pretensjonalnie, bywała bezmyślna i nie miała wyczucia sytuacji. Była atrakcyjna i emanowała zmysłowością. Wysoka, o szczupłej, nieco kościstej figurze modelki jeśli nie liczyć piersi, jędrnych, o groszkowatym kształcie i zawsze mocno wyeksponowanych w wydekoldowanych sukienkach i bluzeczkach albo pod obcisłymi sweterkami, których gromadziła całe stosy. Miała blond włosy sięgające ramion, niebieskie oczy osadzone trochę zbyt blisko siebie, lekko wystające kości policzkowe, jasną cerę i małe usta o pełnych wargach. Chodziła posuwistym, długim krokiem, który sprawiał, że niektóre części ciała – piersi, biodra, uda, pośladki – poruszały się w sposób, który prowokował mężczyzn do oglądania się za nią. No i miała niezwykle długie nogi. Poza łóżkiem była niespokojna, bezużyteczna, tępawa, kapryśna. W łóżku stawała się łasiczką, niezmordowaną, zmyślną i rozkoszną. Randall już dawno doszedł do wniosku, że ośrodek inteligencji Darlene mieści się w jej pochwie.
Kiedy ją poznał, dostał od niej to, czego potrzebował, ale nie była to odpowiednia towarzyszka podróży, którą właśnie rozpoczynał. Ekscytującej, emocjonalnej podróży w poszukiwaniu wiary.
Proponował jej najróżniejsze rozwiązania. Ponieważ miał zamiar zostać za granicą tylko przez miesiąc czy dwa i będzie zbyt zajęty, żeby się nią zajmować, prosił ją więc, żeby udała się do Kansas
City, odwiedziła rodziców, rodzinę, koleżanki ze szkoły. Chciał dać jej pieniądze na drogę i utrzymanie. Nie zgodziła się. Proponował wyjazd do Las Vegas i Los Angeles albo miesiąc wakacji na Hawajach, a nawet sześciotygodniową wycieczkę do Ameryki Południowej. Lecz słyszał w odpowiedzi: „Nie, nie, nie, Steve, chcę być z tobą, umrę, jeżeli nie będziemy razem".
Ustąpił więc, wzdychając ciężko, i zabrał ją jako swoją sekretarkę, świadom, że nikogo na to nie nabierze, i w gruncie rzeczy nic sobie z tego nie robiąc. Sytuacja miała też swoje dobre strony, a właściwie jedną. Nienawidził kłaść się spać samotnie. Późnym wieczorem po wypiciu alkoholu zazwyczaj użalał się nad sobą. Darlene dawała mu cudowną odskocznię od tego stanu ducha. Ostatniej nocy wspięła się na wyżyny, wszystko w niej było w nieustannym ruchu – dłonie, nogi, biodra, pośladki – i kiedy w końcu wystrzelił, czuł się tak, jakby miał zaraz wylecieć przez iluminator.
Na tydzień przed rejsem nie absorbowały go żadne pilne osobiste sprawy, poza decyzją o zabraniu Darlene, lecz był, o dziwo, zajęty od rana do wieczora, porządkując mieszkanie i omawiając sprawy firmy z pracownikami. Po szokujących rewelacjach Wheelera na temat odkrycia w ruinach Ostii, które po raz pierwszy niezbicie dowiodło historyczności Chrystusa, aż kipiał ciekawością, chcąc poznać każdy szczegół tego tajemnego znaleziska. Wheeler jednak zalecił mu cierpliwość. Stwierdził, że podczas rejsu przez ocean będzie dość czasu na dokładniejszą relację, a ze wszystkimi szczegółami Randall zostanie zapoznany w Amsterdamie, zaraz po przyjeździe. Randall chciał jak najszybciej poinformować o nowym zleceniu Wandę, Joego Hawkinsa i resztę personelu. Obiecał jednak Wheelerowi, że zaczeka, dopóki nie ukażą się próbne egzemplarze Międzynarodowego Nowego Testamentu i dopóki rada wydawców nie da mu zielonego światła. Przede wszystkim jednak pragnął przekazać te sensacyjne wieści swemu ojcu i Tomowi Careyowi, wiedząc, jak wielkie mogą mieć dla nich znaczenie. Jednakże przyrzekł milczeć, więc milczał.