Ucho Randalla wychwyciło po raz drugi te same słowa.
– Księża dysydenci? – zapytał. – Wydawało mi się, że całe duchowieństwo bez wyjątku powinno razem z wami dążyć do zachowania tajemnicy aż do ostatniej chwili. W końcu to właśnie księża zyskają najwięcej, kiedy ukaże się Nowy Testament.
Wheeler popatrzył na morze, namyślając się przez chwilę.
– Czy słyszałeś kiedyś o wielebnym Maertinie de Vroomie, pastorze z Westerkerk, największego kościoła w Amsterdamie? – zapytał.
– Coś chyba o nim czytałem – odparł Randall i przypomniał sobie swoją rozmowę z Tomem Careyem w Oak City. – Mój przyjaciel z rodzinnego miasta, ksiądz, bardzo podziwia tego de Vroome'a.
– No cóż, ja go nie podziwiam, wręcz przeciwnie, ale młodzi buntownicy wśród duchowieństwa, którzy chcieliby obalić ortodoksyjne poglądy, zamienić Kościół w komunę zajmującą się pracą społeczną… i do diabła z wiarą w Chrystusa… tacy ludzie właśnie popierają de Vroome'a. Jest wielką figurą w Nederlands Hervormd Kerk, Holenderskim Kościele Reformowanym. I nasz dominus* de Vroome… tak każe się nazywać… wyciąga wszędzie swoje macki, powodując wzrost niepokoju i zniekształcając protestantyzm na całym Zachodzie.
* w oryg. dominee – pan, mistrz, nauczyciel, dominical – Pański, Chrystusowy
To on jest dla nas największym zagrożeniem.
– Dlaczego miałby zagrażać właśnie wam? – zdumiał się Randall. – Wydawcom nowej, zrewidowanej wersji Pisma Świętego?
– Dlaczego? Dlatego że jest heretykiem, pojętnym uczniem Rudolfa Bultmanna, niemieckiego teologa głoszącego pewną odmianę krytycyzmu. De Vroome odnosi się sceptycznie do przypowieści ewangelicznych. Uważa, że Nowy Testament należy odmitologizować, odrzeć z cudów… zamiany wody w wino, rozmnożenia chleba, wskrzeszenia Łazarza, zmartwychwstania, wniebowstąpienia… i dopiero wówczas będzie coś znaczył dla nowoczesnych ludzi o naukowym światopoglądzie. Twierdzi, że niczego nie wiemy o historycznym Jezusie, podważa sam fakt jego istnienia, sugeruje nawet, że jest to postać wymyślona, służąca posłannictwu nowej religii, i że jedyną wartościową rzeczą jest sam przekaz, gdy się go dostosuje do wymogów współczesnego człowieka.
– Innymi słowy, de Vroome wierzy jedynie w same zasady chrześcijańskie? – zapytał Randall. – I cóż on takiego zamierza uczynić?
– De Vroome opiera się na własnej interpretacji i przekazu i chce Kościoła socjalnego i politycznego, Kościoła zajmującego się tylko naszym obecnym życiem na ziemi, chce usunąć z religii niebo, Chrystusa jako Mesjasza, misteria wiary… To nie wszystko, niedługo dowiesz się więcej. Ale rozumiesz już chyba, jak taki anarchista może postrzegać Ewangelię według Jakuba, Pergamin Petroniusza i cały Międzynarodowy Nowy Testament z jego rewelacjami o prawdziwym Jezusie. Zrozumiałby natychmiast, że nasza publikacja wzmocni hierarchiczny Kościół, odciągnie wahających się księży i wspólnoty od religijnego radykalizmu w stronę tradycyjnych instytucji kościelnych. Tb oznaczałoby koniec jego ambicji i załamanie się całej rebelii.
– Czy de Vroome wie o istnieniu Drugiego Zmartwychwstania? – zapytał Randau.
– Mamy powody wierzyć, że przynajmniej podejrzewa, czym się zajmujemy w Krasnapolskym. Ma dziesiątki szpiegów, więcej niż my ochroniarzy. Jesteśmy pewni tylko tego, że na razie nie zna szczegółów naszego odkrycia. Gdyby znał, próbowałby podstawić nam nogę, jeszcze zanim zdążymy przedstawić światu całość materiału. Teraz jednak niebezpieczeństwo wzrasta z każdym dniem. Nowy Testament już się drukuje i zawsze coś może wpaść w ręce de Vroome'a. Gdyby tak się stało, mógłby nam zaszkodzić, a nawet zniszczyć nas poprzez zręczną manipulację tekstem i wypaczenie go. Przeciek do dziennikarzy albo do de Vroome'a to dla nas śmierć. Mówię ci o tym, Steve, bo gdy tylko de Vroome dowie się, że z nami współpracujesz, staniesz się jednym z jego głównych celów.
– Ode mnie niczego nie wydobędzie – odrzekł Randall. – Ani on, ani nikt inny.
– Chciałem cię tylko ostrzec. Będziesz się musiał pilnować w każdej minucie każdego dnia. A teraz niech się zastanowię, czy pominąłem coś, co jeszcze powinieneś wiedzieć o Drugim Zmartwychwstaniu.
Wheeler znów popadł w zamyślenie. Jak się po chwili okazało, informacje, które pominął, zajęły im jeszcze godzinę.
Wydawca opowiadał o osobach z wewnętrznego kręgu projektu, bezpośrednio odpowiedzialnych za Międzynarodowy Nowy Testament. Pierwszą z nich był włoski archeolog profesor Augusto Monti, który dokonał sensacyjnego odkrycia. Związany był z Uniwersytetem Rzymskim i mieszkał z młodszą córką w willi gdzieś w Rzymie. Był też Francuz, profesor Henri Aubert, dociekliwy i wybitny uczony, który przeprowadził badania autentyczności papirusu i pergaminu metodą węgla radioaktywnego 14C w wydziale datowania Centre National de la Recherche Scientifique w Paryżu. On i jego doskonała żona Gabrielle stanowili czarującą kompanię.
Następnie wymienił Karla Henniga, renomowanego niemieckiego drukarza, którego maszyny pracowały w Moguncji, a biuro działało we Frankfurcie. Hennig był kawalerem, znawcą Gutenberga i sponsorem Muzeum Gutenberga, położonego w sąsiedztwie jego drukarni.
Ostatni dwaj członkowie ekipy byli Anglikami. Profesor Bernard Jeffries, sędziwy teolog, badacz tekstów w języku aramejskim, rektor Honour School of Theology w Oksfordzie. Młody asystent i protegowany Jeffriesa doktor Florian Knight, prowadził dla niego badania w British Muséum. Profesor Jeffries kierował międzynarodowym zespołem tłumaczy, który przełożył Ewangelię według Jakuba.
W końcu Wheeler podniósł się z leżaka.
– Jestem już zmęczony – powiedział. – Prześpię się kilka godzin, spotkamy się na kolacji. To ostatnia noc na pokładzie, więc nie musimy być w smokingach, Steve. Jeffries i Knight będą pierwszymi osobami z zespołu, które poznasz jutro w Londynie. Sądzę, że Naomi opowie ci o nich wyczerpująco. Naomi, zostawiam naszego mistrza reklamy w twoich rękach. Randall patrzył, jak wydawca odchodzi, a potem jego wzrok spotkał spojrzenie Naomi Dunn, ponad pustym leżakiem z czerwoną poduszką.
Kobieta nagle usiadła i odrzuciła koc.
– Jeszcze chwila, a zamienię się tutaj w sopel lodu – powiedziała. – Jeżeli potrzebujesz czegoś na rozgrzewkę choć w połowie tak bardzo jak ja, to zaproś mnie na drinka.
– Z przyjemnością. – Randall wstał. – Gdzie usiądziemy? Podoba ci się w sali Riviera?
Naomi pokręciła głową.
– Za duża, panuje w niej tłok i grają na skrzypcach. – Jej surowa zazwyczaj twarz złagodniała. – W Atlantique jest intymniejsza atmosfera. – Zdjęła rogowe okulary. – Wolisz intymną atmosferę, Steve?
Siedzieli w loży Cabaret de l'Atlantique, w pobliżu parkietu do tańca, wielkości znaczka pocztowego, a francuski pianista grał nastrojową paryską piosenkę Mélancolie. Oboje kończyli drugą szkocką z lodem i Randall czuł się odprężony.
Gawędzili o niczym, a Randall kolejny raz rozglądał się po wnętrzu, które stało się jego ulubionym azylem na S/s France. Wybrali miejsce między dwoma barami. Ten z alkoholem był w ciemnym zakątku przed nimi. Na wysokich stołkach siedziało trzech czy czterech pasażerów, a przystojny barman, który wyglądał jak żywcem wyjęty z Comédie Française, wymieniał jednemu z nich nazwy wszystkich państw, których miniaturowe flagi ozdabiały bufet. Za Randallem znajdował się otwierany o północy bar z jedzeniem, o kształcie podkowy, w którym typowy francuski mistrz kuchni serwował nocnym gościom zupę cebulową, parówki i inne specjały.