Выбрать главу

Randall zmarszczył brwi.

– Te dokumenty zostały starannie przebadane przez ekspertów zarówno z Europy, jak i z Bliskiego Wschodu – powiedział. – Zaakceptowałem w pełni…

– Pan nie ma o tym wszystkim bladego pojęcia – przerwał mu gwałtownie uczony. – Jest pan amatorem. Poza tym oni panu płacą, więc wierzy pan w to, co chcą, żeby pan wierzył.

– Nie tak całkiem – odparował Randall, starając się trzymać nerwy na wodzy. – A właściwie wcale nie. Jednakże na podstawie dowodów, które widziałem i o których słyszałem, nie mam podstaw do kwestionowania projektu Drugiego Zmartwychwstania. Nie sugeruje pan chyba, że to odkrycie…

– Nie sugeruję niczego – uciął Knight – poza jednym. Żaden naukowiec na świecie nie wie tyle co ja o postaci Jezusa Chrytusa, jego czasach i jego ziemi. Ani Jeffries, ani Sobrier, Trautmann, Riccardi, ani nikt inny. Oświadczam panu, że nikt nie zasłużył na kierowanie tym projektem bardziej od Floriana Knighta. Dopóki nie zobaczę tego przeklętego znaleziska na własne oczy i nie zbadani go osobiście, nie przyjmuję całej sprawy do wiadomości. Jak dotąd wszystko opiera się tylko na pogłoskach.

– Dlatego właśnie powinien pan pojechać ze mną do Amsterdamu i sprawdzić to sam, doktorze Knight.

– Za późno – odparł uczony. – Za mało i za późno. – Opadł na poduszki, wyczerpany i blady. – Przykro mi, Randall. Nie mam nic przeciwko panu, ale nie zgodzę się być konsultantem Drugiego Zmartwychwstania. Nie interesuje mnie masochizm i autodestrukcja. – Przesunął osłabłą dłonią po czole. – Valerie, znowu się pocę. Czuję się obrzydliwie.

Dziewczyna podeszła do łóżka.

– Nie wolno ci się tak męczyć, Florianie – powiedziała. – Weź zaraz pastylkę na uspokojenie i prześpij się. Ja odprowadzę pana Randalla do drzwi. Za chwilę wrócę.

Randall podziękował Florianowi Knightowi za poświęcony mu czas i choć wychodził niechętnie, nie osiągnąwszy celu, podążył za dziewczyną do drzwi wyjściowych.

Niepocieszony wyszedł na korytarz, lecz przy schodach zorientował się, że Valerie wyszła za nim.

– Niech pan zaczeka na mnie w Roebuck – szepnęła. – To nasz miejscowy pub, tuż za rogiem Pond Street. To nie powinno potrwać dłużej niż dwadzieścia minut. Chyba… chciałabym o czymś panu powiedzieć.

Za piętnaście dziesiąta wciąż jeszcze na nią czekał. Siedział na drewnianej ławeczce pod ścianą, w pobliżu przeszklonych drzwi wejściowych. Choć nie był głodny, zamówił tarte z cielęciną i szynką, aby wypełnić nie tyle żołądek, ile czas. Skonsumował jajko na twardo, część zimnej cielęciny i szynki i całą chrupiącą skórkę.

Patrzył leniwie, jak młodsza z dwóch barmanek nalewa do kufla piwa z kurka ze znakiem Double Diamond, czeka, aż pianka opadnie, i dopełnia kufel. Podała piwo samotnemu klientowi przy barze, starszemu mężczyźnie w roboczym ubraniu, który zajadał gorącą parówkę na patyku.

Randall zastanawiał się kolejny raz, co Valerie miała na myśli, mówiąc: Chciałabym o czymś panu powiedzieć.

O czym jeszcze nie wiedział?

Zastanawiał się też, co ją zatrzymało tak długo.

W tym momencie otworzyły się drzwi pubu i weszła narzeczona Knighta. Randall poderwał się z ławki, wziął ją pod ramię i pomógł się usadowić za stołem. Sam usiadł naprzeciwko.

– Przepraszam, ale musiałam zaczekać, aż on zaśnie – usprawiedliwiała się.

– Ma pani ochotę na coś do picia albo do jedzenia? – zapytał.

– Chętnie wypiję małe gorzkie, jeśli pan się przyłączy.

– Oczywiście. Jedno nie zaszkodzi. Valerie zawołała do matrony za barem:

– Dwa charringtony proszę! A pint and a half pint!

– Przykro mi, że zdenerwowałem pani narzeczonego.

– Och, zeszłej nocy i zanim pan przyszedł, było z nim o wiele gorzej – odparła. – To dobrze, że rozmawiał pan z nim szczerze. Słuchałam bardzo uważnie i dlatego właśnie chciałam z panem zamienić kilka słów na osobności.

– Chciała mi pani coś powiedzieć.

– Tak, właśnie.

Zaczekali, aż postawią przed nimi piwo, duże przed Randałlem, a małe przed Valerie.

– Czy zauważył pan coś szczególnego w tym, co mówił panu Florian? – spytała, odstawiając kufel.

– Właściwie tak – odparł. – Myślałem o tym, czekając na panią. Mówił o obietnicy, którą złożył mu Jeffries i której nie dotrzymał. Powiedział, że nie włączy się do Drugiego Zmartwychwstania, bo nie interesuje go masochizm i autodestrukcja, cokolwiek to miało znaczyć. Powiedział też, że go wykorzystano, że mu nie zaufano. A jednak nie mogę uwierzyć, że wycofał się ze wszystkiego tylko z powodu urażonej ambicji. Czułem i wciąż czuję, że to coś więcej.

– I nie myli się pan – odrzekła wprost dziewczyna. – Kryje się za tym coś więcej i chcę, żeby pan o tym wiedział, pod warunkiem że zachowa to pan dla siebie.

– Obiecuję, że tak będzie.

– Dobrze więc. Mam niewiele czasu, muszę jeszcze zajrzeć do Floriana i sama trochę się przespać. Wyjawiam panu prawdę dla dobra Floriana, ze względu na jego życie. Nie czuję, żebym go zdradzała.

– Ma pani moje słowo – powtórzył. – Wszystko zostanie między nami.

Jej krągła twarz była poważna, a ton stanowczy i pełen napięcia.

– Panie Randall, Florian jest bardziej głuchy, niż to okazuje – zaczęła. – Aparat słuchowy umożliwia mu porozumiewanie się, lecz nie jest do końca skuteczny. Tak naprawdę Florian radzi sobie tylko dlatego, że już dawno nauczył się czytać z ruchu warg. Potrafi wykonać wszystko, czego się podejmie, i szczerze wierzę, że jest geniuszem. Jednakże, jak mi wiadomo, ma uszkodzone ucho środkowe na skutek infekcji w okresie dorastania. Jedyną szansą na przywrócenie mu słuchu jest operacja, być może seria operacji. Zabieg ten nazywa się tympanoplastyką.

– Czy będzie potem słyszał normalnie?

– Jego otorynolaryngolog zawsze tak uważał. Jednakże taka operacja jest bardzo kosztowna i zrobić ją może jedynie chirurg w Szwajcarii. Wszystko to nie na kieszeń Floriana. Ledwie wiąże koniec z końcem, a w dodatku pomaga owdowiałej matce, która mieszka w Manchesterze i sama by sobie nie poradziła. Chciałam pomóc Florianowi na tyle, na ile mogę, ale on jest na to zbyt dumny. Widział pan, jak mieszka. Za to trzypokojowe mieszkanie płaci osiem funtów tygodniowo. Powinien mieć samochód, jakikolwiek, ale go nie stać. Chociaż jest takim zdolnym młodym naukowcem, absolutnie bezcennym dla profesora Jeffriesa, zarabia ledwie trzy tysiące funtów rocznie *.

*podane przez autora kwoty dotyczą drugiej połowy lat sześćdziesiątych

To oczywiste, że długo się tak nie da żyć i że Florian bardzo chciałby zarabiać więcej, prawda? Ta głuchota strasznie go dręczy. Nie chodzi tylko o trudności w rozmowie, ale także o powody psychologiczne. Wskutek tej ułomności bywa zgorzkniały. Dlatego zależy mu na zebraniu pieniędzy na operację. Później chciałby… chciałby ożenić się ze mną i założyć rodzinę. Rozumie pan?

– Rozumiem.

– Florian pokładał wielkie nadzieje w tym, że jego przełożony, profesor Jeffries, przejdzie na emeryturę przed ukończeniem obowiązkowej siedemdziesiątki, a on otrzyma jego stanowisko na uniwersytecie w Oksfordzie. Ta nadzieja przed dwoma laty zmieniła się w obietnicę. Jeffries przyrzekł Florianowi, że jeśli uda się do British Museum w charakterze dokumentalisty, jego praca zostanie nagrodzona. Profesor przejdzie na wcześniejszą emeryturę, a Florian obejmie jego posadę na uczelni. Awans oznaczałby oczywiście wzrost wynagrodzenia, a co za tym idzie, możliwość operacji i poślubienia mnie. Dlatego Florian z wielką ochotą poświęcił się pracy dla Jeffriesa w Londynie. Wkrótce jednak dotarła do niego niepokojąca pogłoska, z wiarygodnego źródła, że profesor zmienił swój zamiar co do emerytury z powodu ambicji politycznych. Okazało się, że Jeffries ma szansę wyboru na stanowisko przewodniczącego Światowej Rady Kościołów w Genewie. Aby wzmocnić swą kandydaturę, postanowił zachować stołek w Oksfordzie, dopóki to będzie potrzebne.