– Imponujące – rzekł Randall. Heldering skinął z kurtuazją głową.
– Również o panu musiałem się dowiedzieć wszystkiego, co się dało, panie Randall – dodał – zanim nasze biuro wyda panu kartę identyfikacyjną. Najważniejsze było poznanie pańskich słabości… czy dużo pan pije lub bierze narkotyki, z jakim typem kobiet się pan zadaje… a także pańskich czułych punktów: czy ktoś mógłby pana zaszantażować, gdyby znał jakieś kompromitujące informacje o pana córce Judy albo gdyby ujawnił szczegóły z życia osobistego pańskiej siostry Clare, albo na przykład nakłonił pannę Darlene Nicholson do intymnych zwierzeń na pański temat.
A niech mnie kule biją, pomyślał Randall, Wielki Brat patrzy.
– Widzę, że nie ma dla pana prywatnych spraw, nie ma świętości – powiedział.
– Święte jest tylko Drugie Zmartwychwstanie – oznajmił Heldering niewzruszony.
– I co – zdziwił się Randall z lekką irytacją-czy zdałem na piątkę?
– Nie całkiem – odparł poważnie Heldering. Otworzył szufladę i wyjął z niej mały kartonik. – Dostał pan B, czerwoną kartę B, ale to prawie najwyższy poziom. Nasz system…
– Ja to wyjaśnię – przerwał mu Wheeler. – Inspektor wprowadził system wzorowany trochę na systemie Interpolu. Wszyscy pracownicy Drugiego Zmartwychwstania zostali sklasyfikowani na pięciu poziomach bezpieczeństwa. Czerwona karta A oznacza dostęp do wszystkiego i wydano ją tylko mnie, czterem pozostałym wydawcom oraz panu Groatowi, który jest kuratorem sejfu. Karta B również oznacza dostęp do wszystkiego poza jednym zamkniętym pomieszczeniem. Karty w innych kolorach przeznaczone są dla pracowników mniej uprzywilejowanych. Jak więc widzisz, Steve, inspektor uważa, że w twoim wypadku warto zaryzykować. Zostałeś sklasyfikowany prawie na najwyższym poziomie.
Randall spojrzał ponad biurkiem na Helderinga.
– A co to za zamknięte pomieszczenie, o którym wspomniał pan Wheeler? – zapytał.
– To stalowy sejf w podziemiach hotelu – odpowiedział inspektor. – Jego kuratorem jest właśnie pan Groat.
– I co ten sejf zawiera?
– Oryginalny papirus z roku sześćdziesiątego drugiego, z Ewangelią według Jakuba, oraz fragmenty pergaminu z roku trzydziestego, z raportem Petroniusza, a także oryginały ich przekładów w pięciu językach. Są cenniejsze niż całe złoto tego świata. – Heldering wstał, obszedł biurko i wręczył Randallowi kartę. – To pańska przepustka do Drugiego Zmartwychwstania, panie Randall. Może pan swobodnie wejść i rozpocząć pracę.
Dwie godziny później Randall wszedł do Zaal F, swego gabinetu na pierwszym piętrze, i usadowił się wygodnie w obrotowym skórzanym fotelu, wielce podekscytowany i zainspirowany pierwszymi spotkaniami z członkami zespołu Drugiego Zmartwychwstania.
Wheeler najpierw pokazał mu jego biuro – wyposażone w ciężkie dębowe biurko w kształcie litery L, szwajcarską elektryczną maszynę do pisania, kilka ustawionych przed biurkiem krzeseł, imponującą ognioodporną szafkę na akta, zamykaną na stalową sztabę, rzędy halogenowych lampek na suficie – a potem zmaterializowała się Naomi Dunn w roli jego przewodniczki.
Naomi przedstawiła go uczonym, specjalistom i ekspertom na pierwszym piętrze, ludziom, którzy poświęcili dwa ubiegłe lata na przygotowanie Międzynarodowego Nowego Testamentu. Po zakończeniu tego obchodu Randall oczekiwał na Wheelera. Za dwadzieścia minut wydawca miał go zabrać do Zaal G, jadalni dla dyrekcji projektu, na lunch z profesorem Deichhardtem i syndykatem wydawców oraz ich doradcami w sprawach teologicznych. Po lunchu Naomi zaprowadzi go na drugie piętro i przedstawi zespół fachowców od reklamy, z którymi miał od razu odbyć wstępną naradę, by przygotować ich do kilku tygodni wytężonej pracy.
Na razie rozmyślał o naukowcach, z którymi spędził ostatnie dwie godziny. Wiedział, że będzie potrzebował ich pomocy w konstruowaniu wielowątkowej kampanii promującej nową Biblię. Wiedział też, jak trudno mu będzie zapamiętać te wszystkie obce twarze i głosy, ludzi, ich specjalności i olbrzymie pokłady intrygującej wiedzy. W kieszeni sportowej marynarki miał notatnik z żółtymi kartkami, na których zapisywał pospiesznie swoje uwagi w trakcie wędrówki po korytarzach, gdy spotykał w kolejnych pokojach wciąż nowe osoby.
Postanowił uporządkować pierwsze wrażenia i informacje, stworzyć zwarte dossier zespołu Drugiego Zmartwychwstania, które w przyszłości będzie poręcznym przewodnikiem jego pamięci.
Usiadł przy biurku, wkręcił papier do maszyny i zaczął szybko pisać.
13 czerwca DRUGIE ZMARTWYCHWSTANIE – EKSPERCI
HANS BOGARDUS… Długie jasne włosy, ciężkie powieki, bezbarwna twarz, niewieści głos. Dość szczupły. Pracował jako bibliotekarz wNetherlands Bijbelgenootschap (sprawdzić pisownię), Holenderskim Towarzystwie Biblijnym. W Drugim Zmartwychwstaniu od początku jest bibliotekarzem w czytelni, która znajduje się w hotelowym Schrijfzaal, pokoju do pisania. Teraz to pomieszczenie wypełniają od podłogi do sufitu książki. Są tu faksymile wszystkich najważniejszych rękopisów Biblii i kodeksów, reprinty albo oryginalne wydania Biblii we wszystkich językach. Nie lubię Bogardusa. Zimny jak piskorz. Niby usłużny i zrzędliwy, ukrywa poczucie wyższości. Naomi mówi, że ma umysł jak komputer, potrafi znaleźć i objaśnić wszystko, czego się szuka. Będę go potrzebował, więc jakoś się muszę dogadywać.
WIELEBNY VERNON ZACHERY… Sławny kaznodzieja z Kalifornii, który zapełniał tłumami stadiony w Nowym Orleanie, Liverpoolu, Sztokholmie i Melbourne. Fundamentalista o tubalnym głosie i teatralnej twarzy. Hipnotyczny wzrok. Mówi z taką pewnością siebie, jakby był wnukiem Pana Boga. Przyjaciel prezydenta USA oraz George' aL. Wheelera. Posadził mnie od razu na kanapie w pokoju do konsultacji, jakbym był Indianinem z Amazonii albo kanibalem, którego trzeba nawrócić. Jest jednak ważny dla sprzedaży Międzynarodowego Nowego Testamentu i powinienem się zastanowić, jak go najlepiej wykorzystać.
HARVEY UNDERWOOD… Prowadzi ośrodek badania opinii publicznej. Underwood Associates ma oddziały w Wielkiej Brytanii i Europie. Spokojny, zamyślony, prawdziwy dżentelmen. Wykonał dla Drugiego Zmartwychwstania sondaże na temat postaw wobec religii. Według kontraktu ma być obecny w Amsterdamie przez jeden tydzień w miesiącu, aż do dnia publikacji. Miałem z nim dobry kontakt i odbyliśmy przyjazną pogawędkę. Underwood ma mi przedstawić wyniki sondaży, przydadzą się do ustalenia głównych kierunków kampanii. Powiedział, że według ostatnich badań liczba ludzi chodzących raz w tygodniu do kościoła spadła w ciągu ostatnich dziesięciu lat z 50 do 40 procent. Po raz pierwszy ten spadek jest największy wśród katolików. Najlepszą frekwencję mają luteranie, mormoni i baptyści. Wśród protestantów duży spadek notuje się natomiast w Kościele episkopalnym. Dziesięć lat temu 40 procent Amerykanów uważało, że religia traci na znaczeniu, dzisiaj uważa tak 80 procent. Poza tym sondaż wśród studentów wykazał, że dla 60 procent z nich religia i Kościół nie są ważne w życiu, ale dla pozostałych jednak zdecydowanie tak. Zgodziliśmy się obaj, że opublikowanie nowej Biblii może odwrócić tę tendencję.
ALBERT KREMER… Siedzi w następnym pokoju, w dziale redakcyjnym. Kieruje czteroosobowym zespołem. Według Naomi najważniejszym zadaniem edytorskim zaraz po tłumaczeniu nowej Biblii jest adiustacja i korekta tekstu. Kremer jest karłem i ma garb. Jest oddany sprawie, miły i trochę nieśmiały, z oczami wytrzeszczonymi jak lornetka z powodu nadczynności tarczycy. Jest Szwajcarem z Berna, z rodziny o korektorskich tradycjach. Jego ojciec, dziadek, pradziadek i prapradziadek byli korektorami Biblii i innych dzieł religijnych. Powiedział mi, że dokładność stała się rodzinnym fetyszem od czasu, kiedy przodek Kremera, imigrant, sczytując nowe wydanie Biblii króla Jakuba w Londynie, nie zauważył, że drukarze opuścili słówko „nie" w Księdze Wyjścia, w tekście dziesięciu przykazań, no i siódme przykazanie „Nie cudzołóż" wydrukowali jako „Cudzołóż". Kiedy ta Biblia się ukazała, w roku 1631, nazwano ją Wypaczoną Biblią lub Biblią Cudzołożników i wzbudziła wielką uciechę wśród ówczesnych libertynów. Arcybiskup ukarał drukarzy grzywną w wysokości 300 funtów i przekazał te pieniądze Oksfordowi i Cambridge na prasy drukarskie, a Wypaczoną Biblię kazał zniszczyć. Uchowało się tylko pięć egzemplarzy. Prawdziwą odpowiedzialność ponosił jednak krewny Kremera, nad którym to odium wisiało do końca życia. Od tej pory kolejne pokolenia Kremerów żyły wręcz w kulcie akuratności. „W Międzynarodowym Nowym Testamencie nie znajdzie pan ani jednego błędu korektorskiego" – zapewnił mnie Kremer.