Выбрать главу

PROFESOR ISAACS… Spotkałem go w wydzielonej części parteru, nazwanej pokojem gości honorowych, gdzie pracują odwiedzający nas naukowcy i teolodzy. Isaacs wziął urlop na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie, jest specjalistą od dawnego języka hebrajskiego, bardzo poważanym za wkład w przetłumaczenie zwojów znad Morza Martwego. Zwrócił mi między innymi uwagę na to, jak nieznajomość niuansów językowych może przekształcić zwyczajne działanie w cud. „Podam panu przykład – powiedział melodyjnym, niemal słodkim głosem. – Hebrajskie słowo al tłumaczono zawsze jako „na" lub „po" i Pismo Święte mówi nam, że Jezus szedł po jeziorze. Jednakże al ma również inne znaczenie, mianowicie „przy". Dlatego można by to równie dobrze tłumaczyć, że Jezus szedł obok wody, po prostu szedł przy brzegu jeziora. Zapewne propagandziści wczesnego chrześcijaństwa woleli jednak cudotwórcę od zwyczajnego spacerowicza.

Randall przerwał pisanie, przeczytał cztery zapisane kartki i jeszcze raz przejrzał swoje notatki. Przypomniały mu, jakie inspirujące okazały się spotkania z ekspertami na pierwszym piętrze. Byli to ludzie dążący konsekwentnie do celu. W przeciwieństwie do niego każdy z nich wydawał się kochać swoją pracę i odnajdywać w niej sens.

Rozmyślania przerwało mu głośne pukanie do drzwi, które natychmiast się otworzyły i pojawiła się w nich głowa George L. Wheelera.

– To dobrze, że pracujesz, Steve – powiedział. – Bardzo dobrze. Ale już czas na lunch. Przygotuj się na spotkanie z grubymi rybami.

Grube ryby.

Było ich dziesięciu. Siedzieli wokół wielkiego owalnego stołu, a rozmowa toczyła się na przemian po angielsku i francusku. Randall skonstatował, że chociaż jego francuski jest dość kulawy, rozumie niemal wszystko, co się do niego mówi w tym języku. A rozmowa była wyjątkowo męcząca.

Podawany przez dwóch kelnerów lunch – zupa żółwiowa i filety z łososia ze szparagami – nie powstrzymywał konwersacji. Słowa płynęły bez przerwy, elektryzowały atmosferę zarówno przed posiłkiem, jak i podczas jedzenia.

Przy sałatce owocowej i kawie Randall starał się zapamiętać wszystkich uczestników spotkania, nauczyć się ich rozróżniać. Siedząc między Wheelerem i profesorem Deichhardtem, przyjrzał się ponownie grubym rybom. Podobnie jak Wheeler, który miał obok siebie pastora Vernona Zachery'ego, pozostali wydawcy, z wyjątkiem jednego, też posadzili przy sobie teologów, którzy byli ich doradcami.

Obok Deichhardta siedział doktor Gerhard Trautmann, profesor teologii na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn. Randall podejrzewał, i rozbawiło go to, że Trautmann specjalnie strzyże swój mnisi półksiężyc włosów tak, by upodobnić się do znanych z grafiki.wizerunków Marcina Lutra. Następne miejsce zajmował angielski wydawca sir Trevor Young, młodo wyglądający pięćdziesięciolatek, lubujący się w wygłaszanych półgłosem kąśliwych komentarzach i niedomówieniach. Jego doradca, profesor Jeffries, był jeszcze w Londynie lub Oksfordzie.

Spojrzenie Randalla wędrowało dalej. Monsieur Charles Fontaine, wydawca z Francji, był przystojny, rudy, dowcipny i lubił epigramaty. Wheeler szepnął Randallowi do ucha, że Fontaine jest także bogaty, ma wspaniałą rezydencję przy Avenue Foch w Paryżu i dostęp do najwyższych kręgów politycznych w Pałacu Elizejskim. Jego doradcą był profesor Philippe Sobrier z College de France, zgaszony, zamknięty w sobie, wtopiony w tło. Lecz słuchając go, Randall poczuł instynktownie, że choć z niego szara mysz, to potrafi pokazać ząbki.

Następny był signor Luigi Gayda z Mediolanu, uderzająco podobny do papieża Jana XXIII. Miał albo powiększoną tarczycę, albo po prostu cztery podbródki, jowialny styl bycia, wspominał często z dumą o licznych czasopismach, których był właścicielem, i o prywatnym odrzutowcu, którym podróżował po swym imperium finansowym. Był zagorzałym zwolennikiem amerykańskich metod biznesowych. To właśnie Gayda dowiedział się pierwszy o odkryciu profesora Montiego w Ostii i powiadomił o nim Deichhardta, który z kolei zorganizował syndykat wydawców nowej Biblii. Teologiem Gaydy był monsinior Carlo Riccardi, duchowny o bystrym intelekcie, wyrazistych rysach twarzy i orlim nosie. Prosta sutanna nadawała mu wygląd człowieka surowego. Związany z Pontifico Istituto Biblico w Rzymie, w Drugim Zmartwychwstaniu uczestniczył jako nieoficjalny przedstawiciel Watykanu. Randallowi, gdy przyglądał się obu Włochom, nasunęło się pytanie.

– Signor Gayda, jest pan wydawcą katolickim, j ak to możliwe, że wydaje pan protestancką Biblię i jak chce ją pan sprzedać w tak katolickim kraju jak Włochy?

Włoch uniósł ramiona w geście zdziwienia, a jego podbródki zadrżały.

– To całkowicie naturalne, panie Randall – odparł. – We Włoszech mieszka wielu protestantów, są szanowanymi ludźmi. W rzeczy samej Biblie protestanckie były jednymi z najwcześniej opublikowanych w naszym kraju. Czy mogę to wydać? A czemu nie? Wydawcy katoliccy muszą mieć imprimatur, zezwolenie na druk, ale oczywiście Watykan nie będzie ingerował w publikację protestanckiej Biblii.

– Pozwolisz, drogi Luigi, że wytłumaczę to panu Randallowi? – odezwał się monsinior Riccardi. – Być może wyjaśnię tym samym moją obecność w tym zespole. – Formułował przez chwilę swoją wypowiedź w myśli. – Trzeba panu wiedzieć, panie Randall, że pomiędzy protestanckim a katolickim Pismem Świętym istnieją niewielkie różnice, z wyjątkiem Starego Testamentu, w którym my dopuszczamy niektóre księgi jako wtórnokanoniczne, a nasi protestanccy bracia – uznając je za apokryfy – nie. Poza tym nasze biblijne teksty są niemal identyczne, bez znaczących różnic teologicznych. We Francji istnieje nawet wspólna Biblia katolicko-protestancka, co zapewne mogą potwierdzić monsieur Fontaine i profesor Sobrier. Dwóch naszych teologów katolickich współpracowało z francuskimi protestantami przy tej edycji. Zdziwiło to pana?

– Właściwie tak – przyznał Randall.

– Ale tak właśnie jest – rzekł Riccardi – i w przyszłości taka współpraca będzie się rozwijać. Oczywiście ta konkretna Biblia nie ma naszego imprimatur, podobnie jak nie ma go pierwsze wydanie Międzynarodowego Nowego Testamentu. Ale jesteśmy nim zainteresowani. I jesteśmy zaangażowani, ponieważ, jak śmiem twierdzić, w przyszłości przygotujemy własne wydanie Międzynarodowego Nowego Testamentu, w wersji dostosowanej do wymogów naszej doktryny. Od protestanckich przyjaciół różnimy się szczególnie w jednym punkcie.

– W jakim? – spytał Randall.

– Chodzi oczywiście o związek Jakuba Sprawiedliwego z Jezusem – wyjaśnił Riccardi. – Jakub określa siebie mianem brata Jezusa. O braciach Jezusa piszą również święci Marek i Mateusz. Nasi protestanccy przyjaciele proponują, żebyśmy interpretowali to dosłownie, jako brata krwi, co z kolei sugeruje… nie stwierdza kategorycznie, ale sugeruje… że Jakub, Jezus i ich rodzeństwo zostali poczęci w rezultacie fizycznego związku Marii z Józefem. Dla katolików jest to nie do przyjęcia, tu nie może być dwuznaczności. Jak pan wie, my wierzymy w nienaruszone dziewictwo Marii. Od czasów Orygenesa i wczesnych Ojców Kościoła katolicy uważają, że Jakub był przyrodnim bratem Jezusa, synem Józefa z jego poprzedniego małżeństwa albo być może kuzynem. Innymi słowy, małżeństwo Marii z Józefem nie zostało skonsumowane. Jednakże uzgodnienie akceptowalnej interpretacji tej kwestii nie jest trudne, słowo „brat" nie ma bowiem w hebrajskim i aramejskim jednoznacznej definicji. Może oznaczać brata przyrodniego, szwagra, kuzyna, a także rodzonego brata. Tak czy inaczej zamierzamy stworzyć katolicką wersję Międzynarodowego Nowego Testamentu. Ojciec Święty w żadnym razie nie lekceważy przyszłych implikacji Ewangelii według świętego Jakuba i jej wartości dla wielonarodowej społeczności katolików na świecie.