– Daj spokój, Naomi. Przecież wiesz, że nie.
– Chciałam mieć pewność – wzruszyła ramionami. – Teraz już jesteś formalnie w naszym zespole, jako jeden z jego najważniejszych członków, i chcemy, żebyś miał jak najlepsze warunki do pracy. Potrzebna ci zaufana sekretarka, obeznana ze sprawami wydawnictw religijnych.
Randall wsparł się łokciami o biurko i spojrzał jej prosto w oczy.
– A czemu nie ty, Naomi? Mam do ciebie zaufanie i… byliśmy ze sobą blisko.
– Ja… raczej nie. – Spłoniła się. – Jestem potrzebna panu Wheelerowi.
– Wheelerowi? No tak, rozumiem. – W każdym razie zdawało mu się, że rozumie. Pomyślał sobie, że być może ten nieposzlakowany wydawca religijny ma na boku romans z byłą zakonnicą. – Co wobec tego proponujesz, Naomi?
– To powinna być osoba już związana z projektem. Mam trzy wykwalifikowane dziewczyny, które są z nami od ponad roku. Wszystkie prześwietlone przez Helderinga, mają zielone karty, czyli o stopień wyższe od pozostałych, które mają czarne. Możesz porozmawiać z każdą i zdecydować.
– Dzięki, ale nie chcę. Jestem zbyt zmęczony i mam jeszcze coś do zrobienia. Zaufam twojej opinii. Czy poleciłabyś którąś szczególnie?
– Właściwie tak – odparła szybko Naomi, wstając z krzesła. – Nawet przyprowadziłam ją ze sobą, na wypadek gdybyś poprosił mnie o radę. Czeka w drugim pokoju. Nazywa się Lori
Cook. To Amerykanka, sądziłam, że tak będzie ci wygodniej. Mieszkała dwa lata za granicą. Stenografię ma w jednym palcu i jest bardzo sprawna w działaniu. Pracuje na tym piętrze od czternastu miesięcy. Fanatycznie oddana projektowi… i religii.
– Ach tak?
– Co cię tak dziwi? – Oczy Naomi zwęziły się w szparki. – Chyba wolisz kogoś wierzącego, prawda? To bardzo pomaga. Ktoś, kto pracuje dla chwały bożej, nie będzie liczył godzin pracy. – Przerwała. – I jeszcze jedno. Ta dziewczyna ma fizyczną ułomność, jest kulawa. Nie pytałam ją o szczegóły, bo radzi sobie doskonale. Tak jak powiedziałam, to świetna kandydatka na sekretarkę, ale muszę cię ostrzec. – Naomi posłała mu zjadliwy uśmieszek. – Lori nie nadaje się raczej do zaspokajania potrzeb seksualnych.
Randall się skrzywił.
– Naprawdę myślisz, że to dla mnie takie ważne?
– Chciałam tylko, żebyś wiedział. Najlepiej spotkaj się z nią na chwilkę, zanim zdecydujesz.
– Już zdecydowałem. Na tak. I spotkam się z nią. Na chwilkę. Naomi podeszła do drzwi i otworzyła je.
– Lori – powiedziała – pan Randall chce cię zobaczyć. Dziewczyna weszła, a Naomi po szybkiej prezentacji opuściła gabinet.
– Wejdź, wejdź i usiądź proszę – odezwał się Randall.
Naomi rzeczywiście nie skłamała. Lori Cook nie była pociągająca. Przypominała ptaszka, małego szarego wróbla. Podeszła, kulejąc, do jego biurka, usiadła i nerwowym gestem odgarnęła włosy, po czym złożyła ręce na podołku.
– Panna Dunn twierdzi, że jesteś świetna – zaczął Randall. – Jak rozumiem, pracujesz w innym dziale. Dlaczego chcesz zostawić tę pracę i zostać moją sekretarką?
– Ponieważ wiem, że od dzisiaj będzie się tutaj działo wszystko, co najważniejsze. Wszyscy mówią, że sukces Międzynarodowego Nowego Testamentu zależy teraz od pana i pańskiej ekipy.
– Przesadzają – odrzekł Randall. – Zwycięstwo jest pewne i bez tego. Ale możemy mu pomóc. Czy to dla ciebie takie ważne, żeby nowa Biblia odniosła sukces?
– To dla mnie najważniejsza rzecz w życiu – odparła dziewczyna. – Nikt z nas nie zna jej treści, ale z tego, co słyszałam, jest absolutnie cudowna. Nie mogę się już doczekać, kiedy ją przeczytam.
– Ja także, Lori – rzekł cierpko Randall. – Jakiego jesteś wyznania? – zapytał ją.
– Byłam katoliczką, ale niedawno odeszłam od Kościoła i zaczęłam chodzić na nabożeństwa prezbiteriańskie.
– Dlaczego?
– Nie jestem pewna. Powiedzmy, że wciąż poszukuję.
– Słyszałem, że mieszkałaś za granicą. Ciekawi mnie, dlaczego postanowiłaś wyjechać z kraju.
Lori Cook mocniej zacisnęła dłonie. Jej dziecinny, ledwie słyszalny głosik drżał.
– Opuściłam Bridgeport w stanie Connecticut mniej więcej dwa lata temu – odpowiedziała. – Po maturze poszłam do pracy, żeby zarobić pieniądze na podróżowanie. Postanowiłam to zrobić, gdy miałam dwadzieścia dwa lata, no i wybrałam się na tę… pielgrzymkę.
– Pielgrzymkę?
– Chciałam odnaleźć… niech się pan ze mnie nie śmieje… chciałam doświadczyć cudu. Jestem kaleką od urodzenia. Lekarze nie mogli zrobić nic z moją nogą, więc pomyślałam, że może Bóg będzie mógł. Odbyłam pielgrzymkę do wszystkich znanych świętych sanktuariów, do tych najsławniejszych, gdzie zdarzyły się autentyczne uzdrowienia. Po drodze pracowałam, żeby zarobić na dalszą podróż. Najpierw oczywiście do Lourdes. Skoro Matka Boska ukazała się Bernardetcie, modliłam się, żebym i ja mogła ją ujrzeć. Wiedziałam, że przyjeżdża tam co roku dwa miliony pielgrzymów i pięć tysięcy z nich doznaje uzdrowień… ze ślepoty, paraliżu, raka… a Kościół potwierdził pięćdziesiąt osiem przypadków i uznał je za cudowne.
Randall miał chęć zapytać, co stało się w Lourdes z jej chorobą, lecz Lori była tak skoncentrowana na swej opowieści, że zrezygnował.
– Potem pojechałam do sanktuarium Matki Boskiej w Fatimie – ciągnęła – w Portugalii, gdzie w tysiąc dziewięćset siedemnastym roku Błogosławiona Dziewica pojawiła się trzem pastuszkom, stojąc na obłoku i świecąc jaśniej od słońca. Następnie odwiedziłam sanktuarium w Lisieux we Francji i katedrę w Turynie, gdzie przechowywany jest święty całun, potem Monte Allegre i kaplicę Sancta Sanctorum, żeby pomodlić się przed portretem naszego Pana, którego nie namalowała ręka śmiertelnika. Chciałam tam przejść dwadzieścia osiem świętych schodów na kolanach, ale mi nie pozwolono. Stamtąd pojechałam do Beauraing w Belgii, gdzie pięcioro dzieci miało wizje w roku tysiąc dziewięćset trzydziestym drugim, i na koniec do Walsingham w Anglii, gdzie też podobno były uzdrowienia. I potem… już nigdzie. Randall przełknął ślinę.
– Przestałaś podróżować jakiś rok temu? – zapytał.
– Tak. Pan Jezus chyba nie wysłuchał moich modlitw w żadnym z tych miejsc. Widzi pan moją nogę, wciąż jest chroma.
Randall przypomniał sobie z ukłuciem bólu w sercu, jak podczas wakacji, jeszcze w szkole średniej, przeczytał Ludzkie więzy Somerseta Maughama. Bohater książki, Philip Carey, urodził się ze szpotawa stopą. W wieku czternastu lat stał się głęboko religijny i doszedł do przekonania, że jeśli Bóg tak zechce, wiara może przenieść góry. Uznał więc, że jeśli będzie się modlił bardzo długo i mocno wierzył, zostanie uzdrowiony. W nocy przed dniem cudu modlił się nago, by ucieszyć swego Stwórcę, a potem poszedł spać i zasnął z ufnością. Rano obudził się pełen radości i wdzięczności. „Pierwszym jego odruchem było wyciągnąć rękę i dotknąć stopy, która była już zdrowa, lecz to wydało mu się wątpieniem w dobroć bożą. Wiedział przecież, że noga jest zdrowa. W końcu jednak zdecydował się i palcami prawej stopy dotknął lekko lewej. Potem przesunął po niej dłonią. Pokuśtykał schodami na dół i…".
To chyba właśnie pod wpływem tej lektury, pomyślał Randall, stałem się cynikiem.
A Lori Cook? Słuchał, co teraz powie.
– Nigdy nie obwiniałam o to naszego Pana – oświadczyła dziewczyna. – Mnóstwo ludzi się do niego modli i może po prostu był wtedy bardzo zajęty. Nie straciłam wiary. Rok temu zamierzałam wrócić do domu, ale dowiedziałam się o projekcie religijnym, do którego poszukują sekretarek. Jakiś instynkt kazał mi pojechać do Londynu na rozmowę. Przyjęli mnie i wysłali do Amsterdamu. Od tamtej pory pracuję w zespole Drugiego Zmartwychwstania i nigdy tego nie żałowałam. Jest tutaj mnóstwo tajemnic, ale to wszystko jest takie ekscytujące! Robię, co do mnie należy, i czekam na dzień, w którym się wreszcie dowiem, jakie to zbożne dzieło udało nam się stworzyć.