Выбрать главу

– Tak, spotyka się z Arthurem. I przyjęli ją z powrotem do szkoły. Chyba pisze ci o tym w liście.

– To dobrze.

– Napisała piękny list do twojego ojca. Rozmawiałam niedawno z Clare, chyba powoli mu się poprawia.

– Nie odpowiedziałaś jeszcze na moje pytanie, Barbaro. Jak się miewasz?

– No… nie wiem, co mam ci odpowiedzieć, Steve.

– Dobrze, ja powiem pierwszy. Przede wszystkim chciałem cię przeprosić. Jest mi cholernie przykro, że tak się zachowałem, kiedy rozmawialiśmy w Oak City.

– Nie ma sprawy. Masz swoje…

– Jest sprawa, Barbaro. Powiem ci, dlaczego dzwonię. Przemyślałem to wszystko na spokojnie, to znaczy sprawę rozwodu i to, że ci powiedziałem, iż się nigdy nie zgodzę. Teraz chcę ci powiedzieć, że moje odczucia się zmieniły. Uważam, że zasługujesz na to, by być wolną i móc wyjść za Arthura Burke'a. To jest słuszne i chcę tego dla ciebie. To właśnie… no, po prostu jesteś wolna, możesz wnieść sprawę o rozwód, a ja nie będę się sprzeciwiał.

– Steve! Ja nigdy… no, nie wiem, co mam powiedzieć. Nie mogę w to uwierzyć. Modliłam się, żebyś to zrobił dla dobra Judy.

– Nie robię tego dla dobra Judy, tylko dla twojego, Barbaro. Zasłużyłaś na trochę szczęścia.

– Cholera… Steve, zatkało mnie. Co za uczucie! Od lat nie spotkało mnie z twojej strony coś tak miłego. Prawie mogłabym powiedzieć… i powiem… że cię za to kocham.

– Daj spokój. Za mało jest miłości na świecie, żeby jązużywać na byle co. Kochaj tego gościa, za którego chcesz wyjść, i kochaj swoją córkę, to wystarczy. I wiedz, że ja też ją kocham.

– Steve, mój miły, pamiętaj, że Judy jest tak samo twoją córeczką jak i moją. Możesz się z nią widywać, kiedy tylko zechcesz, przyrzekam ci to.

– Dzięki. Mam nadzieję, że ona też będzie tego chciała.

– Chce, Steve. Ona cię kocha.

– Dobra, w każdym razie jutro postaram się zadzwonić do Crawforda i powiem mu, że zgodziliśmy się co do rozwodu. Niech się skontaktuje z tobą i uzgodni z twoim prawnikiem podział majątku i co tam jeszcze trzeba.

– Nie będzie żadnych problemów, Steve. Ale nie powiedziałeś mi jeszcze, jak ty się czujesz.

– Jeszcze nie wiem, ale lepiej, zdecydowanie lepiej. Układam sobie różne sprawy. Może jestem głupi, że pozwalam ci odejść, ale…

– Szkoda, że nam nie wyszło, Steve.

– Mnie też szkoda, ale tak się stało i już. Dobrze, że ty wychodzisz na prostą, Barbaro. Życzę wam obu jak najlepiej. Może kiedyś tam do was zajrzę, jak będę w okolicy.

– Zawsze będziesz mile widziany, Steve.

– Nie zapomnij powiedzieć Judy, że ją kocham. I jeśli jeszcze cokolwiek z tego zostało, ciebie też.

– My też cię kochamy, Steve. Trzymaj się.

– Do widzenia.

Odłożył słuchawkę na widełki łagodnym ruchem. Czuł się… jak przyzwoity człowiek. Od dawna tak o sobie nie myślał. Odczuwał też smutek, emocję bardziej mu znajomą.

Zastanawiał się, co go popchnęło do przecięcia tych więzów. Czyżby zmiękł pod wpływem fascynującej historii o Jezusie? A może to wyrzuty sumienia sprawiły, że się poddał? Czy też podświadomie chciał to zrobić już od dawna? Nieważne, stało się i koniec.

Wtem uświadomił sobie, że nie jest sam. Podniósł wzrok i w drzwiach między salonem a sypialnią ujrzał Darlene.

Wyglądała jak zwykle atrakcyjnie, w białej przezroczystej bluzeczce z prześwitującym siatkowym biustonoszem i w obcisłej niebieskiej mini podkreślającej kształtne długie nogi. Uśmiechała się do niego szeroko. Właściwie sprawiała wrażenie bardzo uradowanej.

Potrząsnęła wesoło blond włosami i weszła do sypialni.

– Jak się czuje mój kotek? – zamruczała.

– Myślałem, że jesteś na wycieczce. – Jej obecność zaskoczyła go.

– Skończyła się, głuptasie. – Nachyliła się, pocałowała go w nos i usiadła na łóżku, tuląc się do niego. – Już prawie północ.

– Naprawdę? – Coś przemknęło mu przez głowę i spojrzał na jej uradowaną twarz. – A kiedy ty wróciłaś?

– Jakieś pięć minut temu.

– Byłaś w swoim pokoju?

– Nie, siedziałam w salonie. Byłeś tak zajęty rozmową, że mnie nie usłyszałeś. – Z jej twarzy nie schodził uśmiech. – Słuchałam, nie mogłam się powstrzymać.

– To nie ma znaczenia. Powiedz, jak…

– Ależ to ma znaczenie, Steve, i to wielkie. Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa.

– Z jakiego powodu? – zapytał, zaczynając coś podejrzewać.

– To chyba oczywiste, nie? – Udawała zdumienie. – Cieszę się, że wreszcie zdobyłeś się na rozstanie z tą ropuchą. Myślałam, że już nigdy się jej nie pozbędziesz. Ale zrobiłeś to, dzięki Bogu. Jesteś wolny, absolutnie wolny, chociaż długo to trwało. – Pocałowała go w policzek. – Nareszcie możemy być razem.

– Przecież jesteśmy razem, Darlene – odrzekł ostrożnie, patrząc na nią spod oka.

– Głuptasie, przecież wiesz, o czym mówię.

– No nie bardzo. O czym właściwie mówisz, Darlene? – Odsunął się i spojrzał jej w oczy.

– O tym, że możemy wziąć ślub, już najwyższy czas – odparła. – Dopóki żona wisiała ci na szyi, nie zawracałam ci tym głowy, przyznasz chyba? Godziłam się z losem, bo chciałam być z tobą. Wiedziałam, że ożeniłbyś się ze mną, gdybyś mógł. Każda dziewczyna tego pragnie. Teraz już możesz, kochanie, i jestem tym taka podekscytowana jak nigdy. – Darlene wstała i zaczęła rozpinać bluzkę. – Chodźmy do łóżka, Steve, trzeba to uczcić. Szkoda marnować czas.

Randall także wstał i chwycił ją za przeguby rąk.

– Nie, Darlene – powiedział.

Uśmiech spełzł z jej twarzy. Spojrzała na jego dłonie.

– Co ty robisz, Steve? Puścił jej ręce.

– Nie będziemy świętować naszego ślubu, boja nie zamierzam się z nikim żenić, w każdym razie nie teraz.

– Nie zamierzasz? Żartujesz, prawda?

– Darlene, przypomnij sobie. Małżeństwo nigdy nie było częścią naszego układu. Czy kiedykolwiek obiecywałem ci ożenek? Od początku stawiałem sprawę jasno: jeżeli chcesz ze mną mieszkać, to świetnie, super. Możemy być razem i dobrze się bawić. Nigdy nie mówiłem o niczym więcej.

Darlene zmarszczyła gładkie czoło.

– Tak było kiedyś – stwierdziła – bo byłeś związany z inną kobietą. To znaczy… no, ja rozumiałam, że tak musi być. Ale mówiłeś, że mnie kochasz, i wierzyłam w to. Myślałam, że jak się rozwiedziesz, będziesz chciał być ze mną. To znaczy, tak na poważnie. – Usiłowała nie tracić dobrego humoru. – Posłuchaj, Steve, może nam być świetnie razem. Już jest świetnie, a może być dziesięć razy lepiej. Słyszałam, co mówiłeś przez telefon o swojej córce. To dobrze, że się o nią troszczysz, ale ona dorasta i niedługo odejdzie z twojego życia, tak czy inaczej. A ty nie będziesz się musiał tym martwić, bo będziesz miał mnie. Mam dwadzieścia cztery lata i chętnie dam ci tyle dzieci, ile będziesz chciał. Pigułki za okno, robimy córeczki i synków, i jeszcze mamy z tego uciechę, czyż to nie piękne? Możesz zacząć wszystko od początku, Steve.

Randall przestępował skrępowany z nogi na nogę, wpatrując się w dywan.

– Możesz w to wierzyć albo nie, Darlene – rzekł cicho – ale ja nie chcę zaczynać od nowa. Mam pewne plany na przyszłość, lecz nie obejmują małżeństwa.

– Chcesz powiedzieć małżeństwa ze mną. – Jej głos nabierał ostrości, rysy twarzy stężały. – Uważasz, że zasługujesz na kogoś lepszego – ciągnęła. – Uważasz, że ja się nie nadaję na twoją żonę.

– Nigdy tego nie powiedziałem, bo to nieprawda. Wyjaśnię ci inaczej. Taki układ bez komplikacji, jaki mieliśmy dotąd, to jedno, a małżeństwo to coś całkiem innego. Wiem co nieco na ten temat, już próbowałem. My na dłuższą metę nie nadajemy się do poważnego związku. Przede wszystkim ja się nie nadaję. Jestem dla ciebie za stary, a ty za młoda dla mnie. Nie mamy właściwie wspólnych zainteresowań. I jeszcze sto innych rzeczy. Nic by z tego nie wyszło.