W czasie letnich wakacji lub specjalnych urlopów naukowych profesor Monti prowadził wykopaliska. Po raz pierwszy zyskał sobie uznanie po odkryciu nowych fragmentów katakumb otaczających Rzym. Były to podziemne korytarze i krypty, w których między pierwszym a czwartym stuleciem naszej ery pochowano sześć milionów chrześcijan. Szczególnie interesowało go poszukiwanie oryginalnego dokumentu napisanego w czasach Chrystusa lub wkrótce potem, poprzedzającego pojawienie się czterech ewangelii.
Większość uczonych zgadzała się, że taki dokument – nazywany dokumentem Q, od niemieckiego Quelle, czyli źródło – musiał istnieć. Podkreślali, że Ewangelia Łukasza i Ewangelia Mateusza zawierają wiele podobnych ustępów, których nie ma u Marka. Najwyraźniej dwaj pierwsi oparli swoje teksty na jakimś wcześniejszym źródle. Być może była to tylko relacja przekazana ustnie, stracona dla historii. Profesor Monti wierzył jednak, że był to tekst pisany, a skoro tak, to być może się zachował.
Przed dziesięcioma laty profesor Monti, opierając się na własnych badaniach i wnioskach, opublikował sensacyjny artykuł w „Notizie degli Scavi di Antichit?", czasopiśmie poświęconym aktualnym wykopaliskom, prowadzonym w różnych krajach. Rozszerzoną wersję tego tekstu zamieścił w „Biblica", jezuickim piśmie o światowej renomie, publikującym naukowe prace bibliologiczne. Artykuł nosił tytuł „Nowe kierunki w poszukiwaniach historycznego Jezusa Chrystusa". Monti przeciwstawił się w nim większości istniejących opinii na temat możliwości odnalezienia Źródła Q.
– Na przykład jakich? – zapytał Randall. – Co sądzili uczeni i w jaki sposób argumentował twój ojciec?
– Spróbuję to uprościć – odparła. – Teolodzy i archeolodzy biblijni, tacy jak doktor Tura, koledzy ojca z uczelni, z Pontyfikalnego Instytutu Archeologii Chrześcijańskiej i z Akademii Amerykańskiej w Rzymie, utrzymywali, że Źródło Q było przekazem ustnym. Uważali, że apostołowie niczego nie zapisywali, że nie mieli powodów tego robić z przyczyn eschatologicznych. Apostołowie byli bowiem przekonani o rychłym końcu świata i nadejściu Królestwa Niebieskiego. Nie kłopotali się więc pozostawianiem zapisków. Dopiero później, gdy świat się jednak nie skończył, doszło do napisania ewangelii. Relacje te nie miały jednak wartości historycznej, przedstawiały Jezusa przez pryzmat czystej wiary.
– I profesor się z tym nie zgadzał?
– Ojciec uważał, że jakieś zapisy powstały już przed Jezusem, jak świadczą o tym zwoje znad Morza Martwego. Uważał, że uczniami i przyjaciółmi Jezusa byli nie tylko niepiśmienni rybacy. Niektórzy z nich, na przykład Jakub, stali się nawet przywódcami pierwszych chrześcijan. Któryś z nich, mniej przekonany od innych o końcu świata, musiał więc podyktować lub spisać wypowiedzi Jezusa lub szczegóły z jego życia i nauczania. Ojciec często żartował, że największym odkryciem byłoby znalezienie dziennika prowadzonego przez samego Jezusa. Oczywiście były to tylko żarty, natomiast rzeczywiście miał nadzieję na znalezienie oryginalnej wersji tekstu Marka, nieprzerobionej przez późniejszych dokumentalistów, albo pierwotnego „źródła M", czyli księgi świadectw, zbioru nauk czy przypowieści wykorzystanych przez Mateusza. Ojciec zakładał również istnienie jakiegoś dokumentu rzymskiego na temat śmierci Jezusa.
Randall, świadom, że wszystko to się nagrywa, dociekał dalej:
– Czy możesz powiedzieć coś więcej o sporze profesora Montiego ze środowiskiem naukowym?
– Inni uczeni uważali niemal jednomyślnie, że nowe rękopisy z pierwszego wieku można ewentualnie odnaleźć tylko w Egipcie, Jordanii lub Izraelu, gdzie papirus czy pergamin mógł się zachować dzięki suchemu klimatowi i glebie. We Włoszech, twierdzili, jest to niemal niemożliwe z powodu wysokiej wilgotności, więc gdyby rękopisy zostały tu przywiezione, dawno już musiałyby zgnić albo spłonąć w licznych pożarach nękających dawny Rzym. Ojciec argumentował, że wiele świętych tekstów i przedmiotów przemycano lub przewożono w pierwszym wieku z Palestyny do Włoch, żeby ocalić je od zniszczenia podczas rebelii i użyć do podtrzymania w wierze licznych nawróconych potajemnie chrześcijan w Rzymie i jego okolicach. Poza tym zachowany papirus z drugiego wieku odnaleziono w starożytnych ruinach Dura Europos nad rzeką Eufrat i w Herkulanum, gdzie klimat z pewnością nie jest suchy. Ponieważ zaś dokumenty z Palestyny były dla pierwszych chrześcijan bardzo cenne, zawijali je w skóry i zamykali w zapieczętowanych dzbanach bez dostępu powietrza, umieszczanych w grobowcach. Ojciec odnajdywał w katakumbach dobrze zachowane ciała, pachnidła i wazy z rękopisami. Największe wrzenie wśród archeologów wywołały jednak jego wywody na temat domniemanych informacji o Jezusie, jakie mogły się kryć w Źródle Q.
– Profesor miał jakąś własną teorię na ten temat? – zapytał Randall.
– O tak, i to bardzo radykalną. Jeżeli zejdzie się do katakumb świętego Sebastiana pod Rzymem, można tam zobaczyć wiele wyrytych na ścianach obrazów, chyba z drugiego wieku. Są wśród nich wizerunki Jezusa jako pasterza niosącego jagnię lub prowadzącego stado owiec. Uważano je zawsze za przedstawienia symboliczne. Ojciec spekulował jednak, że jest to być może dowód, iż Jezus pracował w istocie jako pasterz, a nie cieśla. To była pierwsza z herezji. Ponadto uczeni uważali zawsze, że podróże Jezusa ograniczały się do niewielkiego obszaru w Palestynie, może takiego jak Mediolan czy Chicago. Ich zdaniem, gdyby wyprawiał się poza Palestynę, Ojcowie Kościoła rozpowiadaliby o tym w swoich pismach, by dowieść, że był Zbawicielem całego świata. Jednakże wspominali oni o podróżach dość rzadko.
– A profesor Monti?
– Ojciec twierdził, że nawet jeśli Jezus wyprawiał się gdzieś dalej, w tamtych czasach utrzymywano by to w tajemnicy, dla jego bezpieczeństwa. Sugestie, że przebywał poza Palestyną, nawet w Italii, można znaleźć w pismach Piotra, Pawła, Ignacego i innych. Ojciec nie wierzył także, że Jezus zmarł jako trzydziestolatek, lecz uważał, że znacznie później. Cytował w tej kwestii wiele źródeł, takich jak teksty… zapomniałam, Papiasza czy Tertuliana… w których czytamy, że Jezus był młody, by zbawiać młodych, w średnim wieku, by zbawiać tych w średnim wieku, i stary, by zbawiać starych. W owych czasach za starego uznawano kogoś po pięćdziesiątce.
Randall dopił wino, przełożył kasetę w dyktafonie i pytał dalej
– Czy profesor określił, gdzie we Włoszech mógł się znajdować taki dokument?
– Tak, w swym pierwszym artykule i w następnych także. Proponował zbadanie kolejnych katakumb pod Rzymem oraz domów, w których potajemnie spotykali się chrześcijanie, w mieście, wokół niego i na Wzgórzu Palatyńskim. W idealnym przypadku można było liczyć na odnalezienie domowej biblioteki jakiegoś bogatego żydowskiego kupca, takiego jak ci nieliczni mieszkający w dawnej Ostii. Byli oni pierwszymi chrześcijanami, a mieszkańcy portów morskich mogli mieć najszybszy dostęp do importowanych materiałów.
– I dlatego profesor zdecydował się na wykopaliska w Ostii?
– Zdecydowało o tym coś więcej – odparła Angela. – Była to pewna koncepcja, którą ojciec połączył kilka lat temu z określonym faktem. Koncepcja zakładała, że autor owej źródłowej ewangelii z Jerozolimy mógł wysłać jej kopię do jakiejś bogatej żydowskiej rodziny w którymś z portowych miast Italii. Jeżeli była to rodzina potajemnie nawrócona na chrześcijaństwo, najprawdopodobniej ukryła tekst w domowej bibliotece. A jeśli chodzi o fakt, to ojciec odnalazł w dopiero co otwartych katakumbach świętego Sebastiana kryptę zawierającą kości młodego chrześcijanina, a także wskazówki, że mógł on co najmniej raz przebywać w Jerozolimie albo mieć tam znajomego centuriona, być może w czasach Piłata. W krypcie znajdowało się też nazwisko. Ojciec, niczym detektyw, starał się zebrać więcej informacji o tym młodzieńcu i odkrył, że był synem bogatego żydowskiego kupca i właściciela wielkiej willi na wybrzeżu, tam gdzie rozciągała się antyczna Ostia. Następnie zbadał topografię tamtego terenu, a szczególnie jego pagórkowatej części, która zerodowała przez wieki i spłaszczyła się. Ku swej satysfakcji odkrył pod ziemią starożytne ruiny i wówczas wystąpił do doktora Tury o pozwolenie na podjęcie wykopalisk.