Bernard Kruk…
Wzrok dziewczyny ześliznął się z postaci Sokolskiego na ciemną, rdzawą plamę o nieregularnych konturach rysującą się na środku wielkiego dywanu, tuż przed biurkiem.
Wzdrygnęła się raptownie. Ten ponury dzień, dzień śmierci Kruka, zamknął w jej życiu jeden rozdział, a otworzył drugi.
W uczuciu Stelli do Bernarda była granica, której nie potrafiła przekroczyć. Była nią ona sama. Uświadomiła sobie to niejasno po raz pierwszy wtedy, gdy patrząc na katowanie Daisy Brown, ze strachu przed grożącym jej samej cierpieniem i porażeniem, zdradziła kryjówkę zbiegów. Usiłowała później usprawiedliwić się przed sobą, że uczyniła to, bo wiedziała, iż metalowy diabeł strzeże bezpieczeństwa Kruka. Ale gdy zastanawiają się głębiej, nie była pewna, czy potrafiłaby przezwyciężyć lęk przed chłostą, gdyby nawet wiedziała, że zdradą podpisuje wyrok śmierci na Bernarda.
Tak. To tamten dzień położył się cieniem na ich szczęściu. Zdawało się Stelli, że nie ona, lecz on był winien jej słabości, był winien, że sama przed sobą wstydzi się swego zachowania.
Z zazdrością patrzyła na szybko wracającą do zdrowia Daisy, z ukrywaną głęboko zawiścią słuchała jej zwierzeń. Tamta umiała sobie znaleźć miejsce obok ukochanego w nurcie wielkich, narastających z dnia na dzień wydarzeń. Ją — Stellę — wydarzenia te odpychały, odgradzały jakby nieprzebytym murem od Bernarda, a jego śmierć i niezwykły powrót do życia uczyniły ten mur nie cło przebycia.
W dwa dni po wyjeździe Deana na Astrobolid natknęła się przypadkowo na Sokolskiego w hallu. W czasie krótkiej, przelotnej rozmowy dziewczyna czuła się dziwnie podniecona, a zarazem onieśmielona. Zauważyła, że jest bardzo przystojny, choć inny niż wszyscy mężczyźni w Cclestii. Wydał się jej podobny do jednego z ulubionych bohaterów powieści rysunkowych Greena. Wrażenie to potęgował jeszcze lekki strój noszony przez wszystkich Ziemian, jakby specjalnie podkreślający harmonijną budowę jego ciała.
Zapytała go, czy nic wie, dlaczego zamknięto kąpielisko. Okazało się, że nie wiedział nic o istnieniu basenu i chętnie by z niego korzystał. Umówili się, że następnego ranka pójdą oboje nad Jezioro.
Odtąd nowe życie wstąpiło w Stellę. Coraz częściej przesiadywała przed lustrem. Myśli jej koncentrowały się teraz wyłącznie na wynajdywaniu pretekstów do spotkań z Ziemianinem. Nie było to zbyt łatwe, ponieważ Sokolski całe dnie przebywał z Malletem i z Horsedealerem, zajęty sprawami państwowymi. W czasie rzadkich rozmów wpatrzona w jego piwne, roześmiane oczy słuchała opowiadań o Ziemi, o niezwykłych wynalazkach, niewiele w istocie rozumiejąc z tego, co mówił. Wystarczyła jej sama jego obecność.
W ciągu dziewięciu tygodni pobytu Sokolskiego w Celestii widziała się tylko raz z Krukiem. Po kilkudniowym pobycie wrócił z powrotem na Astrobolid, gdzie wraz z kilkunastoma uczonymi, inżynierami i lekarzami z Celestii uzupełniał swą wiedzę zdobyczami ostatnich czterech wieków postępu na Ziemi.
Na serdeczne powitanie Bernarda odpowiedziała Stella dość chłodno kilkoma zdawkowymi zapytaniami o jego zdrowie i wrażenia z Astrobolidu. Wiedziała, że odczuł boleśnie ten chłód, i była zła na siebie, ale nie potrafiła opanować nieprzyjemnego wrażenia obcości i lęku, który w niej budził, a miłość do Sokolskiego potęgowała jeszcze tę obcość.
Z radością stwierdziła, że Ziemianin darzy ją sympatią. W jego zachowaniu było jednak coś, co niepokoiło Stellę. Serdeczność, z jaką odnosił się do niej, miała w sobie jakiś ojcowski czy braterski posmak. Chwilami wydawało się jej, że traktuje ją jak duże dziecko. Nie mogła też zrozumieć, dlaczego namawia ją, aby zaczęła się uczyć.
Początkowo łudziła się, że to tylko pozory, i wkrótce nić przyjaźni przemieni się w głębsze uczucie. Czas jednak upływał, a stosunek Sokolskiego do Stelli nie zmieniał się w niczym. Więcej jeszcze, widząc jej oziębłość wobec Kruka Wiktor coraz częściej nawiązywał w rozmowach do spraw związanych z osobą konstruktora, chwaląc go przy każdej okazji. Drażniło ją to coraz bardziej, a jednak nie mogła zdobyć się na to, by powiedzieć Sokolskiemu prawdę. Nie potrafiła dotąd pokonać onieśmielenia, jakie odczuwała zawsze w jego obecności.
I teraz, gdy stała za rozsuniętą ścianą gabinetu patrząc na pochyloną nad biurkiem postać Sokolskiego ogarniał ją strach, że odleci na Astrobolid i może zapomni o niej.
Trzask rozsuniętych drzwi przeciął tak nagle ciszę, że przytulona do framugi dziewczyna, aż zadrżała.
— No, jestem — rozległ się głos Horsedealera.
Filozof, któremu parotygodniowa kuracja na Astrobolidzie przywróciła dawną młodość i energię, szybkim krokiem przeszedł przez gabinet i rozsiadł się wygodnie w fotelu stojącym przy biurku.
— Widzę, że hyperol skutkuje… — uśmiechnął się Sokolski podnosząc głowę znad rozłożonych planów.
— Jeszcze jak! To świetny środek. Człowiek czuje się tak wypoczęty, jakby przespał swoje normalne osiem godzin, a nie cztery. Cóż bym ja teraz robił bez waszego hyperolu, kiedy i dwadzieścia godzin pracy na dobę to mało.
— No i co uradziliście wczoraj?
— Ruszamy jutro z kampanią. Wybory odbędą się 25 kwietnia. Referendum przewidujemy na koniec czerwca. Czy uda ci się do tego czasu przygotować plan przebudowy?
— Z pewnością. Tylko że dziś właśnie doszedłem do ostatecznego wniosku, że nie opłaci się przebudowywać Celestii.
Horsedealer zerwał się gwałtownie z fotela i przyskoczył do Sokolskiego.
— Co?
Wiktor parsknął śmiechem na widok osłupienia filozofa.
— Tak. Nie opłaci się przebudowywać. Będziemy budować nową Celestię.
— Nową Celestię? Czy to możliwe? Z czego?
— Po prostu z materiału, z którego zrobiona jest Celestia. Zbudujemy okręt kosmiczny zbliżony konstrukcją do Astrobolidu. Właściwie myślałem o tym już od dawna, ale żal mi było niszczyć Celestię. Przecież to zabytek o dużej wartości historycznej.
Filozof zasępił się. Czyżby i on, który jeszcze niedawno z nieukrywaną nienawiścią mówił o „almeralitowej puszce”, teraz począł na nią patrzeć innymi oczyma?
— Tak. Szkoda byłoby niszczyć zupełnie Celestię — rzekł w zamyśleniu. — Dlaczego mi o tym nie wspomniałeś? — dodał z delikatną wymówką.
— Bo nie mógłbyś być bezstronny w tej sprawie — odrzekł Sokolski z powagą. Horsedealer podniósł zdziwiony wzrok na swego młodego przyjaciela.
— Przy dotychczasowej konstrukcji Celestii można zastosować tylko silnik o słabej mocy — wyjaśnił Ziemianin. — Zużywając około połowy masy Celestii będziemy mogli nadać jej prędkość najwyżej czterokrotnie większą od obecnej. Nowa Celestia byłaby zaopatrzona w silnik zbliżony do silnika Astrobolidu i mogłaby rozwinąć prędkość ponad 1000 km/sek, a tym samym wróciłaby na Ziemię w ciągu nie stu lat, lecz dwudziestu.
— Dwadzieścia lat. Więc ja… ja… — zawołał filozof głosem tak drżącym wzruszeniem, że ukryta za ścianą Stella uczuła, iż coś chwyta ją za krtań.
— Tak. Możesz ujrzeć na własne oczy Ziemię — dokończył Sokolski.
Teraz dopiero Stella uświadomiła sobie w pełni ogromną wagę tego, co usłyszała przed chwilą. A więc niejasne pogłoski, obiegające od tygodnia wszystkie poziomy, nie były tylko tworem wyobraźni plotkarzy, podnieconej ostatnimi wydarzeniami. Więc nowy rząd rozważa na serio możliwość zawrócenia Celestii z jej drogi do Gwiazdy Dobrej Nadziei? Więc przebudowa, o której mówi się wszędzie tak wiele, ma na celu powrót na Ziemię?