— Dlaczego mi pan to wszystko mówi? Nie wiem sam, co o tym myśleć. To jest okropne. Ja już sam nie wiem…
— Tak, może dziwne panu się wydaje, że mówię to człowiekowi, o którym wiem, że ma zostać zięciem Summersona. Ale ja znam wszystkich ludzi w Celestii i dzielę ich na pewne kategorie. Otóż zaliczam pana do ludzi o twardym, zdrowym karku, lecz nieco uproszczonym światopoglądzie. Wiem, że nie będziesz śpiewał tam, gdzie nie potrzeba, o tym coś usłyszał od starego Horsedealera. Lecz, abyś wstępując w tamten świat miał oczy nieco szerzej otwarte i nie dał zbyt łatwo sobą kręcić, jak się tamtym będzie podobało, musiałem cię nieco, że tak powiem, oświecić. Zresztą, pytałeś, co znaczy słowo „Waszyngton”, więc sam mnie sprowokowałeś.
— Jednak ja jeszcze nie bardzo rozumiem, w jaki sposób to, co pan mówił, łączy się z mym pytaniem — rzekł z westchnieniem Kruk wracając z wolna do równowagi.
— Zacznijmy więc jeszcze z innej beczki. Nazywam się Horsedealer. Może będzie pan łaskaw powiedzieć mi, co to słowo oznacza?
Kruk wzruszył ramionami.
— Nazwisko. Druga jego część wskazuje, że przodkowie pana profesora musieli być jakimiś kupcami czy handlarzami.
— No, to i bez nazwiska można powiedzieć, gdyż mój dziadek miał mały sklepik na 17 poziomie. Ale właśnie o to chodzi, że może powie mi pan na podstawie mego nazwiska, czym handlowali moi przodkowie?
— Horse…? Nie wiem.
— Pokażę panu moją największą, że tak powiem, pamiątkę rodzinną — powiedział filozof tajemniczo. — Choć nie ma ona nic wspólnego z moją rodziną, lecz rzuca światło na pochodzenie nazwiska.
Odsunął wieko jednej ze skrzyń i wyciągnął niedużą szkatułkę.
— To mój skarbiec — rzekł z uśmiechem stawiając ją na skrzyni. Wyciągnął z kieszeni mały kluczyk i po chwili wieko odskoczyło. Skrzyneczka wypełniona była niezliczoną ilością różnego rodzaju rupieci metalowych, plastykowych i strzępków tkanin.
Horsedealer pogrzebał chwilę w pudełku i wyjął zardzewiały kawałek blachy.
— Jak pan myśli, co to może być?
— To wygląda na kawałek blachy z puszki do konserw.
— Słusznie. Ile to może liczyć lat, jeśli pan zważy, że znajdowało się w miejscu pozbawionym dostępu powietrza, w temperaturze bliskiej 100 stopniom poniżej zera?
— Trudno ustalić.
— A teraz niech pan zobaczy z drugiej strony — filozof wskazał palcem. — O, ten napis, choć mocno zatarty, lecz większe litery można odczytać.
— Horse meat — końskie mięso — przesylabizował Bernard.
— A więc… koń to było zwierzę, podkreślam — było. Ale kiedy?
— Ciekawe…
— Musiało ono wyginąć bardzo dawno. Tak dawno, że nawet pamięć w Celestii nie przetrwała o tym, że kiedyś istniało.
— Jakie to dziwne… Więc… Właściwie wynikałoby z tego, że my bardzo mało wiemy o naszej przeszłości.
— To dla mnie nie ulega najmniejszej wątpliwości.
— Czy jednak nasze wnioski nie są zbyt pochopne? Przecież słowo Horsemeat może oznaczać nazwisko producenta — wtrącił Kruk.
— Po pierwsze: są to dwa wyrazy. Po drugie: przez lupę można odczytać jeszcze inne napisy. W puszce tej był pokarm dla psów. Wynika z tego, że konie należały do zwierząt pośledniejszego gatunku niż świnie czy kozy. Po trzecie: opieranie swych twierdzeń na jednym fakcie byłoby ryzykowne. To co panu pokazałem, jest tylko jednym z przykładów, których można by setki przytoczyć. Choćby taka sprawa, na pozór zupełnie naturalna, jak rachuba czasu. Powiedz mi pan, dlaczego rok ma 365 dni, a nie 100 lub 1000, co czwarty zaś jest przestępny?
— Nie wiem.
— To może będziesz pan wiedział, dlaczego doba ma 24 godziny?
— Nooo, bo to jest nasz cykl życia! Podział na sen, pracę, odpoczynek…
— Słusznie, słusznie — przerwał filozof. — Ale dlaczego nasz cykl wynosi aż 24 godziny? A nie na przykład 10?
— Nie wiem.
— Ja też nie wiem, ale chciałbym wiedzieć, gdyż każde zjawisko musi mieć jakąś przyczynę. Nasz cykl 24-godzinny, jeśli nie dziś w Celestii, to kiedyś, prawdopodobnie na Towarzyszu Słońca, musiał mieć konkretne uzasadnienie.
— No, ale tego zmienić nie można, więc widocznie tak już zostaliśmy stworzeni.
— Taka odpowiedź to usiłowanie wymigania się od naukowej analizy. Ale jeśli nawet przyjmiemy, iż długość cyklu dziennego wynika z przyczyn fizjologicznych, to skąd się wziął podział na miesiące i lata? Minutę wyznacza ruch naszej ziemi wokół osi. Wiemy, że Celestia wykonuje jeden obrót w odniesieniu do otaczających ciał niebieskich w ciągu 60 sekund. To jest minuta. Wszystkie inne jednostki czasu są całkowitymi wielokrotnościami lub ułamkami czasu obrotu naszego świata. To jest jasne i zrozumiałe. Nigdzie jednak, ani w otoczeniu, ani w Biblii, nie możemy znaleźć uzasadnienia takich jednostek jak lata i miesiące. To też tylko jeden z przykładów. Tak, tak, młodzieńcze! Gdyby nie to, że podobnie jak inni mieszkańcy Celestii traktujesz wszystko, co nas otacza, jako wieczne i niezmienne, ty sam mógłbyś tu niejedno dorzucić.
— Nie rozumiem, dlaczego ja?…
— Jesteś konstruktorem. Więc powiedz, z czego zbudowana jest Celestia?
— Głównym materiałem jest tu plastyk-almeralit oraz sigumit, które są połączeniem szeregu metali, głównie glinu i żelaza, oraz niemetali: krzemu, węgla…
— Świetnie! Jest to więc materiał sztucznie wytworzony. Zdaje się, że pan w pełni podziela moje zdanie, iż wszystko, co nas otacza — poza roślinami, zwierzętami i człowiekiem — jest wytworem ręki ludzkiej.
— Tak, ale…
— Rozumiem, co chce pan powiedzieć. Biblia tłumaczy to wszystko zupełnie zrozumiale. Czy jednak tak jest na pewno? Zastanówmy się, co mówi Biblia, przynajmniej ta, do której obecnie mamy dostęp, o naszej przeszłości. Po pierwsze: że ludzie zostali stworzeni przez Pana Kosmosu, który przeznaczył im przed kilku tysiącami lat Towarzysza Słońca, zwanego wówczas Ziemią, jako krainę wiecznej szczęśliwości, dla radosnego bytowania zgodnie z jego prawami i przykazaniami. Po drugie: aby ludzie mogli użytkować mądrze dla siebie i na chwałę bożą wszystkie dobra, Pan Kosmosu użyczył im swej wiedzy. Inaczej mówiąc, cała nasza wiedza pochodzi od Pana Kosmosu i dalsze samodzielne pogłębianie wiedzy jest niemożliwe. Tylko pewnym ludziom, bardzo rzadko, udziela Pan Kosmosu cząstki swej wiedzy. Gdyby zaś ktoś usiłował mu ją wydrzeć, sprowadzi na siebie i innych nieszczęście. Po trzecie: źli ludzie nie przestrzegali jego przykazań i ściągnęli na siebie jego gniew. Pan Kosmosu, aby ich ukarać za to, że chcieli złamać porządek ustanowiony przez niego, wypuścił z podziemi Towarzysza Słońca złe, diabelskie moce, które wszystko na tej planecie przewróciły do góry nogami, zamieniając ją w Piekło. Ludzie stracili nieśmiertelność duszy i skóra ich stała się czarna. Jednakże Pan Kosmosu, nie chcąc zguby rodzaju ludzkiego, jeszcze przed zesłaniem kary na niesprawiedliwych, dał cudowny znak sprawiedliwym, aby zbudowali Celestię. I sprawiedliwi budowali Celestię 15 lat, wspomagani przez dobre duchy Kosmosu, aż przyszedł dzień wyznaczony przez Boga. Wysłannik boski — Torch — wyprowadził 60 sprawiedliwych z Piekła. Odwróciwszy uwagę diabłów od Celestii umożliwił ucieczkę sprawiedliwym, których potomkom przeznaczone jest znaleźć na towarzyszu Gwiazdy Dobrej Nadziei — Juvencie — nową krainę wiecznej szczęśliwości. Po piąte: że Torch, choć został zamordowany przez niesprawiedliwych, narodzi się po raz wtóry w Celestii z chwilą, gdy osiągnie ona cel swej podróży. Wówczas też ludzie odzyskają możność bezpośredniego obcowania z Panem Kosmosu i jego wysłannikami, którą utracili, co było karą za grzechy niesprawiedliwych. Po szóste wreszcie Biblia stwierdza, że Celestia wyruszyła do Gwiazdy Dobrej Nadziei 2406 lat temu i od tej chwili obliczamy lata. Tak w uproszczeniu przedstawia się nasza przeszłość według Biblii. Ładna przeszłość, prawda? A jak obiecująca! Aż dziw bierze, że może się znaleźć ktoś, kto by usiłował powątpiewać o wiarygodności tego, co mówi Biblia. Prawda?