Выбрать главу

Słuchawka opadła z trzaskiem na widełki.

Kruk, który czekał na skończenie rozmowy, zapytał:

— Czy mam jeszcze zostać?

— Nie. Niech pan wraca do pracy. Konferencja skończona. Bernard skłonił się i wyszedł.

Williams i Schneeberg podnieśli się z miejsc, lecz w tej chwili drzwi rozsunęły się gwałtownie i do pokoju wpadł jak bomba Kuhn.

— Co? Już jesteś zdrów? — zdziwił się prezydent.

— Nie bardzo. Ale mniejsza o to. Są ważniejsze sprawy. Co się tu u nas dzieje? Kazałeś przebudować miotacze nie porozumiawszy się zupełnie ze mną. Przecież ja jestem odpowiedzialny za bezpieczeństwo Celestii.

— W mniejszym stopniu niż ja — przerwał mu spokojnie prezydent. — Nie chciałem cię denerwować w czasie choroby.

— Ależ ja powinienem wiedzieć, na co ta przebudowa. Czy nie słyszałeś fantastycznych plotek, jakie krążą po całym świecie?

— I tak dowiedziałbyś się za godzinę, jak i ci wszyscy, którzy rozsiewają te bzdury.

— Ja rozsiewam bzdury?

— Tego nie powiedziałem. Ale robisz zamęt denerwując siebie i innych.

— To ja robię zamęt?

— Skończmy z tą jałową gadaniną. Chcesz znać cel budowy miotacza, to wracaj do łóżka i włącz telewizor. Za godzinę zostanie nadany wywiad ze mną w tej sprawie. Chyba wytrzymasz? Bo ja w tej chwili nie mam czasu na udzielanie ci wyjaśnień.

Minister ochrony zewnętrznej nie ustępował jednak. Gorączka i podenerwowanie, wywołane lekceważącym tonem Summersona, przekreśliły poczucie dystansu, wymaganego w stosunkach z prezydentem.

— Ja stąd nie wyjdę.

Bruzdy na czole Summersona pogłębiły się, opanował jednak wzburzenie czując, że kłótnią do niczego nie doprowadzi.

— No, niech będzie. Słuchaj więc. Zbliżają się do nas szybkie ciała kosmiczne, które mogą spowodować katastrofę świata. Właściwości ich są tego rodzaju, że nasze dotychczasowe miotacze nie gwarantują bezpieczeństwa.

— To znaczy jakie?

— Co jakie?

— No jakie właściwości?

Prezydent nie mógł ukryć niezadowolenia.

— Są to ciała szybkie… które, przebiegając nawet obok Celestii, mogą nam zagrażać.

— W jaki sposób?

— Otóż tu tkwi istota zagadnienia. Ciała te posiadają dziwną cechę, nie spotykaną dotychczas. Jak wam to wytłumaczyć…

— Czyżby one — wtrącił Schneeberg — wysyłały…

Urwał raptownie. Choć potwierdzenie własnej hipotezy podniosłoby jego autorytet w oczach głowy państwa — bał się omyłki.

Na twarzy prezydenta pojawił się zachęcający uśmiech.

— No, no? Ciekawe, czy profesor zgadł.

— Przypuszczam — rozpoczął z wahaniem fizyk — że mogą to być ciała o niezwykle wzmożonej radioaktywności…

Summerson skinął głową z uśmiechem.

— No, no?

— Choć, mówiąc szczerze — ciągnął nieco pewniej Schneeberg — trudno mi wyobrazić sobie, aby stosunkowo nieduże ciała mogły tak intensywnie promieniować, iż stanowiłyby groźne niebezpieczeństwo dla świata. To musiałaby być formalna eksplozja promieniotwórczości. A przede wszystkim, jaki cel ma cofniecie strefy dezintegracji? Nic. Chyba to nie to…

Oczy prezydenta, wpatrzone w twarz starego fizyka, raptownie przygasły. Opuścił wzrok na papiery, bębniąc delikatnie palcami po szklanym blacie biurka.

Naraz. twarz jego rozpogodziła się. Spojrzał z triumfem po obecnych.

— Tak, profesorze — rzekł z naciskiem. — Pańska hipoteza, choć nieścisła, jest bardzo bliska prawdy. Gratuluje panu. Są to właśnie ciała… eksplodujące.

Na twarzy Williamsa rozlało się zdziwienie.

— Eksplodujące?

— Tak. Eksplodujące. Nie mogę wam bliżej określić natury tych ciał, gdyż jest to zupełna nowość w astronomii i w tej chwili są one przedmiotem badań urzędowego astro-fizyka. Jednak znając ich cechy zewnętrzne wiemy, że niebezpieczeństwo grożące nam nie jest przesadzone. Jest to olbrzymi rój ciał, rozproszony na przestrzeni 300 000 km. Co kilka godzin któreś z nich eksploduje, rozpryskując swe szczątki we wszystkich kierunkach. Niebezpieczeństwo polega na tym, że poza ciałami, które pędząc wprost na Celestię byłyby zniszczone przez miotacz, groźne są dla nas również te, które będą przelatywać obok nas. Wyobraźmy sobie, że ciało takie przebiega blisko Celestii i już wewnątrz strefy dezintegracji, a może nawet jeszcze bliżej, poniżej jej dolnej granicy, nagle rozrywa się na części. Jesteśmy wówczas zupełnie nie osłonięci przed uderzeniami odprysków takiego ciała. Jedyną radą jest zniszczenie każdego ciała, które będzie przebiegać przez naszą strefę dezintegracji, nim się zbliży na niebezpieczną odległość. Temu celowi służy pierwszy kierunek przebudowy miotacza, to znaczy umożliwienie kierowania go przeciw dowolnemu ciału przebiegającemu strefę dezintegracji. Po drugie, musimy być przygotowani na niecelność naszych, że tak powiem, ręcznych strzałów z dużej odległości. Nakazałem przebudować miotacze w ten sposób, aby można było, cofając strefę dezintegracji, zwiększyć celność, a wiec zmniejszyć prawdopodobieństwo katastrofy. To wszystko, co mam do powiedzenia. Bliższych szczegółów dowiemy się wówczas, gdy Lunow zakończy badania.

Summerson podniósł się z miejsca dając do zrozumienia, że dyskusję uważa za skończoną.

— Jeszcze chwilkę! — zawołał za wychodzącymi. Odwrócili się i stanęli w progu zdziwieni.

— Proszę nic zawracać głowy Lunowowi. Jest on tak zajęty, że nawet ja ograniczam się w pytaniach. Prosił mnie, abym wydał odpowiednie zarządzenia zapewniające mu całkowity spokój w pracy. To wszystko.

Zadzwonił telefon.

— Możesz się spokojnie położyć do łóżka — Summerson zwrócił się z uśmiechem do Kuhna i sięgnął po słuchawkę.

Uśmiech na twarzy prezydenta zgasł raptownie. Ręka trzymająca przy uchu słuchawkę, aż się zatrzęsła.

— Kto to powiedział? A więc jednak… Aresztować natychmiast wszystkich podejrzanych!

Łańcuch zagadek rośnie

Summerson zmarszczył brwi.

— Czekałem na ciebie całe pół godziny, a przecież prosiłem, abyś przyszedł natychmiast — ofuknął Greena na wstępie. — Co ty w ogóle wyprawiasz?

Ale przybyły nie dał się stropić.

— Po pierwsze, nie mam czasu, mój drogi. Po drugie — mów krótko, o co ci chodzi! Prezydent przechylił się do przodu, nerwowo przymruży! oczy, palce zacisnął gwałtownie w pięść. Wyrzucił z siebie szybko, tak szybko, aby Greenowi uniemożliwić przerwanie potoku słów:

— Wezwałem cię, aby ci zakomunikować, że nie ścierpię dłużej twoich ekscesów. Opublikowałeś dokument, o którym wiedziałeś, że albo jest falsyfikatem, albo — gdybym ja go rzeczywiście wydał — jest ściśle tajny. Wyobrażam sobie, że można się po tobie wszystkiego spodziewać, skoro nawet na wywiad ze mną, i to zamówiony wywiad, pozwoliłeś sobie wysłać aż tak niepoważnego reportera.

Green wolał skrzyżować ostrza na płaszczyźnie drugiego zarzutu. Będąc przeświadczony, iż prezydent nie wic o tym, że odpis sensacyjnej umowy Summerson — Kruk dostarczyła mu właśnie Daisy, z miejsca przystąpił do chwalenia jej, chcąc w ten na pozór niewinny sposób zagrać na nerwach prezydenta.

— Nic rozumiem ciebie. Brown to najlepsza siła w moim zespole redakcyjnym. Mało powiedzieć, że zdolna, jest utalentowana. Obrotna, inteligentna, dowcipna. Przedstawia wprost nieocenioną wartość dla rozgłośni telewizyjnej. Czyżby zachowała się niepoważnie podczas rozmowy z tobą?

— Czy niepoważnie? Powinienem był wyrzucić ją za drzwi. Nie chciałem ci zrobić takiego wstydu. A trzeba było!