Выбрать главу

— Muszę cię rozczarować, moja miła. Na zewnątrz tak samo jak wewnątrz Celestii w miarę oddalania się od osi obrotu waga naszego ciała rośnie. Schodzimy nad samą krawędź tej wielkiej puszki, jaką jest nasz świat. A tam siła odśrodkowa jest przeszło o jedną dziesiątą większa od tej, jaka występuje na 13 poziomie.

— Ty przecież nie potrzebujesz schodzić na sam dół — wtrącił Dean, który najwyraźniej obawiał się, aby dziewczyna nie zrezygnowała z wyprawy.

— Wszystko jedno — przerwała reporterka. — Jak tam będzie, tak będzie, ani mi się śni zostać. Idę z wami i już.

Tymczasem Bernard nacisnął drugą dźwignię i z szafy wysunął się wieszak z pasami i zwojami lin.

— Dobrze zapnij ten pas i sprawdź, czy się nie odpina — pouczał dziewczynę. — To bardzo ważne, gdyż tam łatwo stracić równowagę i polecieć w przestrzeń kosmiczną.

— To znaczy gdzie?

— Gdybyś, będąc na zewnątrz, oderwała się od ściany Celestii, polecisz po stycznej do koła o promieniu równym odległości osi świata od punktu, w którym się oderwałaś.

— Dziękuję pięknie. Wtedy będzie mi już wszystko jedno, po jakiej linii polecę. Ale to miła perspektywa.

— Nie ma obawy. Wypadki takie nie zdarzają się. Chronią nas liny i pasy.

— Słyszałam, że można się poruszać w przestrzeni kosmicznej za pomocą pistoletów odrzutowych. Więc po co liny? — przypomniało się Daisy.

— Niestety, nie mamy nabojów — wyjaśnił Kruk. — Poza tym na dole, gdzie prędkość naszych ciał przekracza 50 m/sek., odrzut pistoletów jest zbyt słaby, aby po oderwaniu się od ściany wrócić na Celestię. No, zakładajmy hełmy! Szkoda czasu! — rzekł skończywszy wymienianie zbiorników z tlenem. — Pamiętaj, Daisy! Po włożeniu hełmu na głowę, gdy już usłyszysz trzask zamka, przesuń na lewo ten maleńki przełącznik poniżej szyby. Włącza on aparat tlenowy, urządzenia termiczne i pneumatyczne utrzymujące normalną temperaturę i ciśnienie w kombinezonie oraz, co dla ciebie ważniejsze niż powietrze — radiotelefon, abyśmy mogli rozmawiać ze sobą.

— Nie wiem, Ber, kto się dziś więcej nagadał, ja czy ty? — odcięła się dziewczyna.

— Tu wyjątkowo należy to do obowiązków moich lub Deana.

Daisy chciała coś odpowiedzieć, lecz Kruk wsunął już głowę w otwór hełmu i rozległ się cichy trzask oznaczający, że bezpośrednia łączność została przerwana. Przesunąwszy maleńką dźwigienkę, znajdującą się na przedniej ścianie hełmu, począł dawać towarzyszom znaki, aby poszli w jego ślady.

— Halo, Daisy! — usłyszała dziewczyna tuż nad uchem głos Bernarda, gdy założywszy hełm włączyła aparaturę. — Halo, Dean! Odpowiadaj, jak tam odbiór?

— Świetny! Jakbyś stał za mną!

— Daisy! Widzisz te dwa świecące, białe punkty w hełmie, mniej więcej na wysokości ust?

— Widzę. No to co?

— Musisz je stale obserwować. Jeśliby zgasł prawy, oznaczałoby to, iż instalacja tlenowa przestała działać. Gdyby zaś rozpalił się niebieskawym światłem, będzie to sygnał, że tlenu wystarczy tylko na 15 minut i trzeba natychmiast wracać. Zrozumiałaś?

— Tak. Prawy punkcik to kontrola tlenu. A lewy?

— Lewy czuwa nad właściwym, harmonijnym funkcjonowaniem całej instalacji. Gdyby się rozpalił na czerwono, oznaczałoby to, iż w skafandrze lub hełmie powstało uszkodzenie. Uszkodzenie takie trzeba jakoś, choćby prowizorycznie, usunąć, no i wracać.

— A jakby zgasł?

— Musisz wówczas natychmiast zaalarmować towarzyszy, lecz już nie przez radiotelefon, ale ciągnąc za linę. Wygaśnięcie lewego punktu oznacza, że wszystkie urządzenia zawiodły.

— Oczywiście nie przerażaj się, Daisy — wtrącił Roche. — Takie przygody się nie zdarzają. Ja nieraz wychodziłem na zewnątrz w pojedynkę i nie obawiałem się wypadku. Rozumiesz chyba, że Ber musi ci tylko tak, na wszelki wypadek, tłumaczyć, co i jak działa.

Bernard zdjął z haka duży zwój liny i jeden z końców opatrzony sprężynowym zaczepem umocował na kółku przy swoim pasie. Następnie sięgnął po jeszcze jeden zwój i podał go Deanowi.

— No, to już wszystko. Ruszajmy! — powiedział. — Ja idę pierwszy, Daisy za mną, a Dean na końcu.

— Czemu nie dałeś mi liny? — zdziwiła się dziewczyna.

— Ty będziesz środkowym ogniwem.

Kruk przesunął się ku okrągłym drzwiom śluzy i trzymając się lewą ręką klamry, prawą obrócił małe metalowe kółko wentyla. Pociągnął drzwi ku sobie. Otworzyły się wolno odsłaniając wnętrze ciasnego pomieszczenia.

— Co za dziwne drzwi? Zupełnie jak wieko w puderniczce. Na zawiasach? Nie rozsuwane, tak jak wszędzie?

— Drzwi te zamykane są wyłącznie ciśnieniem atmosfery Celestii. Po prostu, gdy zostanie usunięte powietrze ze śluzy, nacisk atmosfery uniemożliwia otwarcie drzwi,

— A dlaczego obracałeś kółko, jeśli mówisz, że te drzwi nie mają zamka? — pytała Daisy wchodząc do komory za konstruktorem.

— Otworzyłem zawór, aby wyrównać ciśnienie — wyjaśnił. — Mimo iż drzwi na zewnątrz są bardzo szczelne, po dłuższym czasie następuje pewien spadek ciśnienia, wywołany ucieczką powietrza. Spadek ten, choć bardzo nieznaczny, jednak utrudniałby otwarcie drzwi. O, widzisz, teraz Dean zamknie drzwi i przekręci podobne kółko, które znajduje się od strony śluzy. No, już.

Teraz uwaga! Włączam pompy! Daisy, obserwuj dobrze świecące punkty, czy nie ma jakichś uszkodzeń w skafandrze. Naciskam guzik!

Ciśnienie spadło gwałtownie i miękkie kombinezony pęczniały w oczach. Bernard obserwował uważnie strzałkę manometru umieszczonego w ścianie. Posuwała się ona coraz wolniej w kierunku kreski oznaczonej cyfrą O i wreszcie stanęła w jej pobliżu.

— Czy wszystko w porządku?! — zawołał Kruk.

— Tak… — wyszeptała z przejęciem Daisy.

Kruk przysunął się do dziewczyny i przypiął drugi koniec liny do jej pasa. Po chwili to samo uczynił Dean.

Konstruktor zbliżył się do drzwi prowadzących na zewnątrz.

Strzałka osiągnęła już punkt zerowy i zdawała się nie poruszać.

Daisy i Dean zamarli w oczekiwaniu. Dziewczyna czuła bicie własnego serca. Za tymi drzwiami znajdował się ten inny, jakże obcy i daleki świat. Bała się poruszyć i głębiej odetchnąć.

Wsłuchała się w ciszę. Tylko miarowe tykanie mechanizmu pneumatycznego w szczycie hełmu dochodziło do jej uszu. Nagle uświadomiła sobie niedorzeczność nasłuchiwania. Przecież wokół niej nie ma już niemal zupełnie powietrza, nie mówiąc o tym, iż poprzez hełm w normalnych warunkach można usłyszeć tylko bardzo głośne dźwięki.

Nie ma zupełnie powietrza!.. Uczuła lekki skurcz w piersiach na tę myśl.

Nachylona postać Kruka drgnęła i wielkie, stalowe drzwi poczęły się wolno otwierać. Za nimi panowała ciemność.

Bernard sięgnął ręką do czoła. Na szczycie jego hełmu zapłonął reflektor, rzucając ukośnie w dół silny snop żółtego światła.

— Wychodzimy do przedsionka! Daisy, włącz swój reflektor! Kontakt znajduje się nad szybą hełmu.

Głos Bernarda wydał się dziewczynie jakiś inny, jakby zmieniony. Konstruktor wsunął się w ciemny otwór i za chwilę znikł sprzed oczu reporterki. Uczuła lekkie szarpnięcie liny, posunęła się parę kroków ku wyjściu i w słuchawkach zabrzmiał znów głos Kruka: — Daisy, posuwaj się za mną! Staraj się, aby zbyt ostro nie przedzielała nas ściana, bo fale, na których pracują nasze radiotelefony, mają stosunkowo mały stopień uginania. Tu są wszędzie almeralitowe ściany, nieprzenikliwe dla fal radiowych. Uważaj na klamry w podłodze, bo się przewrócisz!

Z drżeniem serca dziewczyna przesunęła się do otwartego włazu. Za nim znajdowała się ciemna salka przypominająca śluzę. Po lewej stronie był widoczny jakiś otwór, gdzie zauważyła nachyloną postać Bernarda.