Kruk zrzucił słuchawki, wstał i zwracając się do Deana wskazał na taboret:
— Siadaj i w razie czego daj mi znać. Pilnuj zwłaszcza telefonów Summersona. Zaczęło się również w dzielnicach „szarych”. Może to zresztą i lepiej. Chociaż…
Zamyślił się.
— Właściwie… Nie wiem, co robić — rozłożył bezradnie ręce. — Może należałoby już teraz wyłączyć światło, ale jeśli…
„Łazik” postąpił parę kroków ku Bernardowi i zatrzymał się. — Czy ktoś został już zabity lub ranny? — zapytała Suzy.
— Z ludzi nikt. Murzynów podobno paru jest rannych.
— Biedni ludzie — wyszeptała dziewczyna.
— Kilku Murzynów schwytała policja. Podobno zbito ich do nieprzytomności.
— Dlaczego więc nie przyśpieszycie wybuchu powstania? — w głosie Suzy drgała wyraźnie nuta oburzenia i wyrzutu. — Trzeba z tym wszystkim jak najprędzej skończyć.
— Nie wszystkie poziomy są przygotowane. Czekam właśnie na raport — konstruktor rozwinął plan Celestii znaleziony w archiwum. — Wyłączenie głównej siłowni — wskazał palcem w centrum planu — unieruchamia windy, utrudniając w wielkim stopniu kontakt między poziomami. Dopiero około jedenastej ludzie mają zająć odpowiednie pozycje. Musimy więc zwlekać jak najdłużej. Teraz, wobec wybuchu rozruchów, nie wiem doprawdy, co zalecić Cornickowi.
— Trudno mi samej coś wam radzić, ale poczekajcie… — powiedziała Suzy.
Kruk zdawał sobie sprawę, że bez pomocy przybyszów z Ziemi walka byłaby znacznie trudniejsza. Wszak tylko dzięki ich niezwykłej i zupełnie niepojętej dlań znajomości urządzeń wewnętrznych Celestii tak szybko zorientował się w możliwościach tajnej prezydenckiej centrali. A przecież panowanie nad centralą oznaczało w poważnym stopniu panowanie nad życiem małego świata zamkniętego w almeralitowej puszce. Z centrali można było nie tylko kontrolować przez urządzenia podsłuchowe wszystkie rozmowy telefoniczne, tu również krzyżowały się liczne przewody energetyczne i wodne, których wyłączenie mogło paraliżować życie na poszczególnych poziomach.
Prawdziwą rewelacją było odkrycie tablicy rozdzielczej kontrolującej pracę centralnego reaktora i głównej siłowni. Pełne zorientowanie się w urządzeniach centrali przyśpieszyło zwłaszcza przybycie „Łazika”. Projekt wizyty powstał zresztą w związku z trudnościami technicznymi, wynikłymi z niezgodności starych planów Celestii z jej stanem obecnym, który bardzo się zmienił po licznych przebudowach.
Z każdą minutą odsłaniały się wciąż nowe tajemnice prezydenckiej centrali.
Bogate zbiory biblioteki dawały grupie rządzącej nie tylko dość pełny, choć odpowiednio zabarwiony obraz przeszłości i teraźniejszości Celestii, lecz znacznie szerszą wiedzę niż ta, jaką posiadali mieszkańcy starego sztucznego księżyca. Wiedzę, gwarantującą przewagę nad innymi grupami, które dostępu do archiwum nie miały.
Wiedza ta jednak nie była jeszcze wszystkim. Niezbędnym narzędziem panowania były urządzenia centrali. Głównie więc o władzę nad tymi urządzeniami toczyli między sobą walkę „właściciele” małego świata.
Dopiero teraz Bernard zrozumiał, dlaczego przeprowadzając drobne naprawy niektórych urządzeń tak często napotykał dodatkowe podłączenia przewodów o nie wyjaśnionym przeznaczeniu, biegnące przeważnie do prostokątnych skrzynek zabezpieczonych prezydenckimi plombami. Kiedyś, gdy nie mógł znaleźć jakiegoś zawiłego uszkodzenia w sieci oświetleniowej, pytał nawet prezydenta, czy może otworzyć taką. skrzynkę. Summerson z niezadowoloną miną oświadczył, że mieszczą się tam tylko liczniki kontrolne służące celom podatkowym, i nie widzi potrzeby otwierania skrzynki.
Że też wcześniej nie zainteresowałem się tym” — rozmyślał Bernard. Zresztą nie miał jeszcze czasu zaznajomić się dokładnie ze wszystkimi urządzeniami Celestii, ale przecież inżynier Toddy — mistrz Kruka — przez przeszło dwadzieścia lat był rządowym konstruktorem i znał almeralitowy dysk jak własną kieszeń. Może śmierć Toddy'ego wiązała się właśnie z tajemnicą centrali?
Dokonywali kiedyś wspólnie renowacji centralnych przewodów wodnych. Tuż przy głównym zbiorniku rozgałęziający się rurociąg wtopiony był w ścianę, przechodząc, jak się zdawało, na wylot przez jakieś zamknięte ze wszystkich stron pomieszczenie. Rura była poważnie zużyta i należało dokonać wymiany. Toddy oświadczył jednak, że remont przeprowadzi inną metodą, stosując metalizację natryskową wewnętrznej powierzchni przewodu. Wszedł następnie do rury nakazując Krukowi i monterom pozostanie na zewnątrz.
Wróciwszy po kilkunastu minutach Toddy odprawił monterów oświadczając, że sam dokona remontu. Na pytanie Bernarda, dlaczego osobiście chce wykonać tę stosunkowo prostą robotę, inżynier odparł, że to nie taka prosta sprawa. Gdy Kruk zaciekawiony ofiarował mu swą pomoc, Toddy uśmiechnął się gorzko i rzekł:
— W naszym świecie zbytnia ciekawość nie zawsze się opłaca. Chyba że prawda więcej warta jest niż życie. I ty może już niedługo poznasz uczucie lęku, że wiesz za dużo. A raczej, że inni wiedzą, iż ty wiesz za dużo.
Widząc zaś zdziwione spojrzenie ucznia, dodał ze smętnym uśmiechem: — Wierz mi, że jeśli kiedyś zbyt gwałtownie wyfrunę na Juvente, będzie to kara za to, że się za bardzo interesowałem końcami takich jak ten przewodów.
Dalsze próby wyciągnięcia czegoś od mistrza na nic się nie zdały. Teraz Bernard zrozumiał, ile kryło się w tym zdaniu, wypowiedzianym przez rządowego konstruktora na półtora roku przed jego tragiczną śmiercią.
Czy śmierć ta była karą za „kradzież tajemnic”? Teraz zwłaszcza, po przeprowadzonej przed kilku dniami rozmowie z Malletem, Bernard był niemal pewien, że Toddy należał do kierownictwa Nieugiętych. Znał on wartość tajemnic ukrywanych przez rządzącą klikę i wiedział, jaką wagę może mieć ich posiadanie w chwili powstania. Czyżby w jego głowie zrodził się plan przygotowania kadry „szarych” fachowców, z których pierwszym miał być on — Bernard Kruk? To, iż nie zdradził swych planów przed uczniem, należało przypisać konieczności zachowania do czasu jak najdalej idącej ostrożności. Ze słów Malleta wynikało zresztą, że wkrótce po przekazaniu Krukowi znacznej części swej wiedzy Toddy zamierzał wciągnąć chłopca do organizacji. Nie zdążył jednak… Może policja wpadła na trop związku Toddy'ego z Nieugiętymi?
Mogło tu zresztą chodzić nawet o sprawy mniejszej wagi. Wszak wystarczyłaby konieczność dokonania ważnej naprawy w tajnych pomieszczeniach prezydenckich, aby Summerson nie wahał się zgładzić człowieka, który posiadł niebezpieczną tajemnicę.
Przytłumiony okrzyk Deana przerwał rozmyślania Bernarda: — Astrobolid wszedł w strefę dezintegracji! Summerson otrzymał przed chwilą dane kątowe od Lunowa i przekazał je Bradleyowi dla ustawienia miotacza.
Zapanowała cisza. Bernard wpatrywał się z napięciem w twarz przyjaciela. Naraz Dean parsknął śmiechem.
— A to komedia! Zorientowali się, że miotacz nie działa.
— Co? Co mówią? — przysunął się do niego Kruk.
— Czekaj. Zaraz, zaraz — odparł Dean, ruchem ręki nakazując milczenie. — Ale się pieni. Upłynęła znów dłuższa chwila. Wreszcie Summerson skończył rozmowę.
— Groził Jimowi, że jeśli za pół godziny nie naprawi miotacza, odpowie za to głową — Dean powtarzał Krukowi posłyszane nowiny. — Jim w tej chwili udaje się z grupą monterów na stację rakiet.