Wiedziała, że ją kocha. Musi ją kochać, gdyż inaczej dlaczego sypiałby z nią i spędzał u jej boku niemal cały swój czas, skoro mógł mieć każdą Elfinę? Nie wiedziała dlaczego — nie uświadamiała sobie, jak głęboko jej ciepło przenikało do jego duszy, która nigdy dotąd nie zaznała podobnego uczucia. Zanim spotkał Fredę, Skaflok nie zdawał sobie sprawy ze swej samotności. Wiedział, że jeżeli nie zapłaci pewnej ceny, a nie chciał tego uczynić, będzie musiał kiedyś umrzeć, i że jego życie stanie się krótkotrwałym błyskiem w długiej pamięci Elfów. Dlatego dobrze było mieć u boku kogoś takiego jak on sam.
Przez kilka dni, które ze sobą spędzili, byli bardzo zajęci: jeździli na szybkich elfowych rumakach, pływali na smukłych łodziach i przeszli pieszo wiele mil wśród lasów i wzgórz. Freda była dobrą łuczniczką, gdyż Orm chciał, żeby niewiasty z jego rodu umiały się bronić. Kiedy weszła do lasu z łukiem w ręku, a jej włosy mieniły się wszystkimi odcieniami brązu, wyglądała jak młoda bogini łowów. Przyglądali się czarownikom i komediantom, słuchali muzykantów i skaldów, którzy zachwycali Elfów swym kunsztem, chociaż ci ostatni często byli zbyt przebiegli i wyrafinowani jak na ludzki gust. Gościli też u przyjaciół Skafloka: Gnomów mieszkających między korzeniami drzew, smukłych białych duchów wód, starego Fauna o smutnych oczach i u dzikich zwierząt. Wprawdzie Freda nie mogła z nimi rozmawiać, ale na ich widok uśmiechała się i przyglądała się im szeroko otwartymi oczami.
Niewiele myślała o przyszłości. Oczywiście pewnego dnia musi przyprowadzić Skafloka do krainy ludzi i namówić go, żeby przyjął chrzest. Na pewno będzie to dobry uczynek, za który zostaną jej wybaczone obecne grzechy. Ale jeszcze nie, nie teraz. W Elfheugh czas zdawał się stać w miejscu i dziewczyna straciła rachubę dni i nocy, a przecież tyle jeszcze było do zrobienia.
Rzuciła się w ramiona Skafloka. Wszystkie jego zmartwienia rozwiały się — jak mgła na jej widok: młoda, smukła, zwinna, długonoga, bardziej dziewczyna niż niewiasta — jego niewiasta. Objął dłońmi talię Fredy, podrzucił dziewczynę do góry i znowu złapał, a przez cały czas oboje zanosili się od śmiechu.
— Postaw mnie na podłogę — jęknęła. — Postaw mnie, żebym mogła cię pocałować.
— Zaraz. — Skaflok znów podrzucił ją do góry i nakreślił jakiś znak. Freda zawisła w powietrzu, nieważka, kopiąc i dusząc się ze śmiechu i zaskoczenia. Młodzieniec przyciągnął ją do siebie i wisiała nad nim dotykając ustami jego ust.
— Nie będę z tego powodu wyciągał szyi — zdecydował. On także uczynił się nieważkim i wyczarował chmurę, nie wilgotną, lecz podobną do stosu białych piór, aby mogli na niej spocząć. Z jej środka wyrosło drzewo uginające się pod ciężarem najrozmaitszych owoców i tęcze wyginały się łukiem wśród jego liści.
— Któregoś dnia, szaleńcze, zapomnisz jakąś część swojej sztuczki, spadniesz i rozbijesz się na kawałki — powiedziała Freda.
Przytulił ją do siebie i zajrzał w oczy. Później policzył wszystkie piegi na jej nosku i pocałował ją tyle samo razy. — Powinienem sprawić, żebyś stała się cętkowana jak lampart — rzekł.
— Czy potrzebujesz takiej wymówki? — zapytała cicho. — Tęskniłam za tobą, ukochany. Jak ci poszło na polowaniu?
Skaflok spochmurniał, gdy przypomniał sobie wszystko.
— Dość dobrze.
— Coś cię trapi, kochanie. Co się stało? Przez całą noc grano na rogach, słyszałam kroki i tętent końskich kopyt. Każdego dnia widzę w zamku coraz więcej zbrojnych mężów. Co się dzieje, Skafloku?
— Wiesz, że prowadzimy wojnę z Trollami — wyjaśnił. — Pozwalamy, aby przybyli do nas, gdyż trudno by było napaść na ich górską twierdzę, gdzie trzymają wszystkie swoje siły.
Wzdrygnęła się w jego ramionach.
— Trollowie…
— Bez obawy — rzekł Skaflok, starając się odegnać dręczący go niepokój. — Stoczymy z nimi bitwę na morzu i zniszczymy ich potęgę. A każdemu, który wyląduje, pozwolimy zostać z taką ilością ziemi, jaka będzie potrzebna, aby go pogrzebać. Kiedy ich pokonamy, podbój Trollheimu będzie dziecinną zabawką. Och, bój będzie zacięty, lecz Alfheim musiałby bardzo się starać, żeby nie zwyciężyć.
— Boję się o ciebie, Skafloku. Odpowiedział jej tak:
Równocześnie począł rozwiązywać jej pasek. Freda zarumieniła się.
— Jesteś bezwstydny — powiedziała i zajęła się jego odzieniem.
Skaflok uniósł brwi.
— Dlaczego? — zapytał. — Co w tym jest takiego, czego należałoby się wstydzić?
Ognista Włócznia wyruszył następnej nocy, wkrótce po zachodzie słońca. Kilka posępnych żagwi dopalało się jeszcze na niebie. On sam i tuzin jego pomocników odziani byli w zielone myśliwskie tuniki, na które narzucili czarne płaszcze z kapturami. Ich włócznie i strzały miały groty ze stopu srebra. Wokół ich koni krążyły rozszczekane elfowe psy, wielkie dzikie bestie o czerwonej lub czarnej sierści, ognistych oczach i ostrych jak sztylety kłach ociekających śliną. W ich żyłach płynęła krew Garma, Fenrisa[26] i psów Dzikich Myśliwych.
Ruszyli w drogę, gdy Ognista Włócznia zadął w róg. Tętent końskich kopyt i szczekanie psów ‘rozniosły się echem wśród wzgórz. Pomknęli jak wiatr w gęstym mroku między oblodzonymi drzewami. Wśród gonitwy cieni można było dostrzec lśnienie srebra, zdobne drogimi kamieniami rękojeści, krwawy błysk psich ślepi i nic więcej, ale wrzawa towarzysząca ich przejazdowi dotarła do najdalszych krańców lasu. Myśliwi, smolarze i wygnańcy, którzy usłyszeli ten harmider, wzdrygnęli się i nakreślili znak Krzyża lub Młota[27], a dzikie zwierzęta umknęły do swych kryjówek.
Czarownica siedząca w kucki w szałasie, który zbudowała tam, gdzie przedtem stała jej chata — ponieważ najwięcej mocy czerpała z okolicy — usłyszała z oddali nadjeżdżający oddział. Pochyliła się nad niewielkim ogniskiem i mruknęła: — Elfowie polują dzisiejszej nocy.
— Tak — pisnął jej Chowaniec. A gdy zgiełk przybliżył się, dodał: — Myślę, że polują na nas.
— Na nas? — Czarownica drgnęła z zaskoczenia. — Dlaczego to mówisz?
— Zdążają prosto w tę stronę. Ty zaś nie jesteś przyjaciółką Skafloka, a więc i samego Imryka. — Szczur zapiszczał ze strachu i wdrapał się jej za pazuchę. — Teraz, matko, szybko wezwij pomoc albo już po nas.
26
Garm — w mitologii skandynawskiej demoniczny pies strzegący wejścia do krainy umarłych, Fenris — potworny wilk, syn olbrzymki Angurbody i boga ognia Lokiego.