Выбрать главу

Równie dobrze poznał też i inne zwierzęta. Najbardziej płochliwy z ptaków siadał mu na palcu, gdy Skaflok zagwizdał w jego własnym języku, a niedźwiedź mruczał na powitanie, kiedy chłopiec wchodził do gawry. Odkąd zaczął polować, jelenie, łosie, zające i kuropatwy unikały go, lecz udało mu się zawrzeć pokój z niektórymi z nich. Opowieść o przygodach Skafloka wśród zwierząt byłaby bardzo długa.

* * *

Tak płynęły lata, niosąc go w przyszłość. Wymykał się z zamku na wiosnę, gdy nieśmiało zieleniła się pierwsza trawa, kiedy przebudzone z zimowego snu lasy rozbrzmiewały śpiewem ptaków, rzeki walczyły z topniejącym lodem, a nieliczne białe kwiatki błyszczały na mchu jak zapomniane płatki śniegu. Latem biegał nago, ogorzały, z wypłowiałymi na słońcu włosami, goniąc po wzgórzach umykające ku niebu motyle, staczając się w dół po trawie dla samej radości życia; w jasne noce, będące sennym wspomnieniem dnia, wśród grania świerszczy wędrował pod rozgwieżdżonym niebem po rosie lśniącej w księżycowej poświacie. Obmywały go rzęsiste jesienne deszcze, a w pogodne dni wił sobie wieniec z płomiennych liści i stał nieruchomo w ostrym powietrzu, wsłuchując się w okrzyki odlatujących ptasich stad. Zimą przemykał się wśród płatków śniegu lub krył się pod zwalonymi przez wiatr drzewami, gdy wokoło szalała zamieć, a las jęczał na wietrze. Czasami stał na zaśnieżonych polach zalanych księżycowym blaskiem i słuchał, jak lód pęka z zimna na jeziorze, budząc dalekie echa wśród wzgórz.

V

Kiedy Skaflok począł szybciej rosnąć, Imryk zaczął się nim zajmować, na początku niewiele, ale z czasem coraz więcej, aż wychował go na wojownika Alfheimu. Ponieważ ludzie żyli krótko, uczyli się znacznie szybciej od mieszkańców Krainy Czarów i zasób wiedzy Skafloka rósł nawet prędzej niż jego ciało.

Chłopiec nauczył się jeździć na rumakach z Alfheimu: pełnych dziwnego uroku czarnych i białych ogierach, i klaczach, szybkich i niezmordowanych jak wiatr. Co noc cwałował od Caithness do Lands Endu[13], aż mu w uszach świszczało. Nauczył się też władać mieczem, włócznią, łukiem i toporem bojowym. Choć mniej zręczny i bardziej powolny niż Elfowie, z czasem stał się od nich silniejszy i mógł nosić ekwipunek bojowy tyle dni, ile to było konieczne; miał też tak wiele gracji w ruchach, że każdy inny śmiertelnik wydawałby się przy nim niezgrabny jak niedźwiedź.

Skaflok polował po okolicy, sam lub w towarzystwie Imryka i jego świty. Jego strzały przeszyły niejednego jelenia o wspaniałym porożu, a włócznia wypiła krew wielu odyńców. Ścigał też zawzięcie przez lasy i turnie inną, bardziej niebezpieczną zwierzynę, jednorożce i gryfy, które Imryk sprowadził z końca świata dla przyjemności.

Syn Orma nauczył się dwornych manier Elfów, ich dumnej postawy, nie kończących się intryg i kwiecistej wymowy. Mógł nagi tańczyć nocą przy dźwiękach harfy i fujarek, upojony księżycową poświatą jak najdzikszy z Elfów. Umiał grać i śpiewać ich dziwne, rytmiczne pieśni, starsze od człowieka. Nauczył się kunsztu skaldów tak dobrze, że przemawiał wierszami równie łatwo jak potoczną mową. Poznał wszystkie języki Krainy Czarów i trzy ludzkie. Potrafił wymienić nazwy wszystkich wyszukanych elfowych potraw i płynnych ogni, tlących się w zakurzonych butlach w zamkowych piwnicach, lecz nie zmniejszyło to jego upodobania do myśliwskiego czarnego chleba, solonego mięsa, słodkich od słońca jagód czy zimnej wody górskich potoków.

Kiedy pierwszy zarost pokrył policzki młodzieńca, Elfiny zaczęły poświęcać mu wiele uwagi. Nie znający lęku przed bogami i posiadający niewiele dzieci Ełfowie nie znali instytucji małżeństwa. A Elfiny bardziej pragnęły miłości niż Ełfowie, których natura uczyniła mniej namiętnymi od śmiertelnych mężów. Dzięki temu Skaflok miał wielkie powodzenie wśród mieszkanek Elfheugh i przeżył wiele przyjemnych chwil.

Najtrudniejszą i najbardziej niebezpieczną częścią jego wykształcenia była nauka magii. Imryk czuwał nad nim od chwili, gdy chłopiec potrafił nauczyć się czegoś więcej niż prostych czarów, jakie mogło rzucać dziecko. Choć Skaflok nie mógł poznać magii tak dobrze jak jego przybrany ojciec, gdyż urodził się człowiekiem i czekał go krótki żywot, stał się w niej równie biegły jak większość elfowej szlachty. Na początku nauczył się unikać i omijać żelazo, którego nie był w stanie znieść żaden Elf, Troll czy Goblin. Nawet kiedy powiedziano mu, że nic mu się nie stanie i gdy dla potwierdzenia prawdziwości tych słów lękliwie dotknął gwoździa w domu wieśniaka, z przyzwyczajenia trzymał się odeń z daleka. Potem poznał runy leczące rany i choroby, nauczył się chronić przed nieszczęściem i rzucać uroki na wroga. Zapamiętał też pieśni, które mogły sprowadzać lub odpędzać burze, zsyłać dobre lub złe zbiory, budzić gniew w piersi śmiertelnika lub go uśmierzać. Skaflok nauczył się wydobywać ze złóż nie znane ludziom metale, których stopy zajmowały w Krainie Czarów miejsce stali. Umiał też narzucać płaszcz mroku i zamieniać się w zwierzęta, których skóry przywdziewał. Pod koniec nauki poznał potężne runy, pieśni i zaklęcia zdolne wskrzeszać umarłych, odsłaniać przyszłość i zmuszać bogów do posłuszeństwa. Odwoływano się do nich w największej potrzebie, gdyż nikt nie chciał odczuć ich strasznego wpływu, ani narazić się na zemstę, którą mogli zesłać.

Skaflok często przebywał nad morzem. Siedział godzinami na brzegu, wpatrując się w zamazaną linię horyzontu, gdzie niespokojne fale stykały się z niebem. Nigdy nie męczył go szum fal, słona woń, ostry wiatr czy zmienne nastroje oceanu. Pochodził z rodu żeglarzy i miał morze we krwi. Rozmawiał z fokami w ich szczekliwym języku, a mewy krążyły mu nad głową, przynosząc wieści z całego świata. Czasami, gdy był w towarzystwie innych wojowników, wodnice wynurzały się z morskiej piany, wykręcając swe długie, zielone włosy; później zaś wszyscy bawili się wesoło. Miały one zimną, wilgotną skórę, pachniały wodorostami i przez wiele godzin Skaflok czuł w ustach słaby rybi smak, ale nie przeszkadzało mu to, gdyż lubił morskie panny.

Kiedy skończył piętnaście lat, dorównywał prawie wzrostem Imrykowi, miał szerokie ramiona, mocne mięśnie i długie jasne kędziory odcinające się od ogorzałej cery. W jego szczerej twarzy o wyrazistych rysach uśmiechały się wydatne usta i duże błękitne oczy. Zwykły śmiertelnik powiedziałby, że w oczach Skafloka, które widziały więcej niż oczy przeciętnego człowieka, kryje się jakaś tajemnica, uwydatniająca się w prężystym, lamparcim kroku.

Imryk rzekł do niego tak:

— Jesteś dostatecznie dorosły, by nie używać już mojej starej broni, lecz otrzymać własną, a poza tym wezwał mnie Król Elfów. Popłyniemy za morze.

Usłyszawszy to młodzieniec krzyknął z radości, zatoczył koniem i pocwałował przez ziemie ludzi, rzucając czary z samej potrzeby zrobienia czegokolwiek. Sprawił, że garnki zatańczyły na piecu, dzwony zadzwoniły na wieżach, a siekiery same narąbały drew na opał. Za pomocą pieśni zagnał krowę na dach chaty wieśniaka, wezwał wiatr, który rozrzucił jego siano po okolicy, i spuścił na podwórze złoty deszcz. Narzuciwszy na ramiona płaszcz mroku, całował dziewczęta pracujące na polach o zmierzchu, mierzwił im włosy i wrzucał do rowu ich ukochanych. Później przez wiele dni odprawiano msze, aby powstrzymać zalew czarów, ale wówczas Skaflok był już na morzu.

вернуться

13

Lands End — najdalej wysunięty na południowy zachód przylądek w Kornwalii.