Выбрать главу

– Dajcie mi się skupić! – poprosiła bez tchu.

Czekali. Tiril zamknęła dłoń Móriego w rozpaczliwym uścisku. Chodziło przecież o jej życie. O jej korzenie, podstawy istnienia na tym świecie.

– Już wiem – oznajmiła wreszcie Catherine. – Chodzi o nazwę miejsca, do którego wybierał się ów „jegomość”. Kaja mi o tym wspominała. Miało to jakiś związek z ostami. Tistel… Tistelholm? Nie. Tistelborg? Nie, nie przypomnę sobie, ale przysięgam, że miało to coś wspólnego z ostami!

– Pętla się zaciska – stwierdził Erling.

– Czy to znaczy, że następnym etapem naszej podróży będzie Szwecja? – zastanawiał się Móri. – Czy też Holstein-Gottorp? A może Austria?

– Szwecja – jednogłośnie zdecydowali Erling i Tiril, a Catherine kiwnęła głową.

– Ach! – westchnęła stara akuszerka. – Gdybym była o dziesięć lat młodsza, bez zwłoki pojechałabym z wami.

– Możemy pani zapewnić wygodną podróż – dwornie zaofiarował się Erling.

– Chętnie bym wyruszyła! Ale starość ma przypisane swoje dolegliwości, o większości z nich nie uchodzi wspominać. Obiecajcie mi tylko, że wrócicie tutaj i opowiecie, jak wam się powiodło! Czuję się odpowiedzialna za jej wysokość panienkę Tiril, bo tylko ja wiedziałam, że wy- wodzi się z cesarskiego rodu.

– Na pewno przyjedziemy – obiecał Móri.

– Bez wątpienia należy udać się do Szwecji. Tyle że Szwecja to duży kraj – zauważył Erling.

– Tamten człowiek jechał przez Rømskog. Trzeba przyjąć, że to nie był przypadek.

Catherine uderzyła dłonią w stół, dając znak, że znów coś jej się przypomniało.

– Kaja wspomniała jeszcze o czymś, wydało mi się to kompletnie pozbawione znaczenia, ale być może się myliłam.

– Mówże więc – ponaglił Erling.

– Spokojnie, nie tak szybko! Powiedział jej…

Czekali w napięciu.

Catherine przyjęła sztuczną pozę, zamknęła oczy. Uwielbiała być gwiazdą.

Wreszcie rzekła niepewnie:

– To miało jakiś związek z czerwonymi kwiatami.

– Osty i czerwone kwiaty – mruknął Móri. – Co dalej?

– Pst! – uciszyła ich Catherine teatralnym szeptem. – Mój umysł pracuje!

Tiril miała ochotę wtrącić coś kąśliwego na temat umysłu Catherine, dla żartu, ale się powstrzymała. Nie znała poczucia humoru baronówny, poza tym ciekawa była, co ma ona do powiedzenia. Uznała więc, że lepiej przemilczeć.

– Niespotykane czerwone kwiaty – Catherine powtarzała monotonnie. – Czerwone… czerwone…

Otworzyła oczy i popatrzyła na nich triumfalnie.

– Czerwone lilie wodne! – zawołała. – Chodziło o czerwone lilie wodne!

– Takich kwiatów przecież nie ma – zaprotestowała Tiril. – Lilie wodne są żółte albo białe. Kropka!

– Mówiłam przecież, że to rzadkie kwiaty – prychnęła Catherine, zła, że ktoś podaje jej słowa w wątpliwość. – Nic nie poradzę, że tak właśnie powiedziała ta stara baba. Przepraszam – mruknęła do innej „starej baby”, siedzącej po przeciwnej stronie stołu.

Erling wstał.

– Proponuję, abyśmy natychmiast wyruszyli do Szwecji, przez Rømskog, drogą, którą pojechałby ów „jegomość”.

– Ja nie mogę pokazać się w tych okolicach- zauważyła Catherine. – Obedrą mnie tam żywcem ze skóry.

– Dlaczego?

– Ponieważ zabrałam to, co stare damy zapisały mi w testamencie. Ich krewni mieli całkiem inne zdanie na ten temat.

– No cóż, będziesz musiała podjąć ryzyko. A może wolisz już teraz zrezygnować z przygody?

Z pewnością przynajmniej jedna osoba pragnęła, by Catherine odpowiedziała twierdząco. Niestety!

– W żadnym wypadku – oświadczyła baronówna. – Skoro macie zamiar nawiązać kontakty w wyższych sferach, jedynie ja wam mogę pomóc. Ale… Tiril, jeśli dzięki mnie uda się odnaleźć twą prawdziwą matkę… Ojciec chyba też wchodzi w grę. Czy dostanę za to jakąś zapłatę?

– Oczywiście – powiedziała Tiril zakłopotana, słysząc taką propozycję. – Ale ja znów tak wiele nie posiadam.

– A naszyjnik z szafirów? – Catherine przeciągnęła się jak kot na słońcu.

– Doprawdy, tego nie masz prawa żądać! – zaprotestował rozgniewany Erling. – To spadek, pamiątka, może jedyna, jaką będzie miała po matce.

– Pamiątka, w której wcale nie jest jej do twarzy. Natomiast mnie…

– Dość tego, wystarczy! – przerwał jej Erling. – Porozmawiamy o wynagrodzeniu, kiedy na nie zasłużysz. A teraz podziękujmy naszej gospodyni za niezwykle życzliwe przyjęcie i miłą rozmowę. Bardzo też panią proszę, by w przyszłości bardzo uważała na to, kogo wpuszcza do domu. Jak już wspominałem, na życie Tiril nastają dwaj złoczyńcy, być może zdołali nas wyśledzić. Co prawda nie wiem jak, ale…

– Dobrze. Nic nie widziałam ani nie słyszałam. Nigdy nie pomogłam przy porodzie żadnej kobiecie wysokiego rodu – zapewniła go akuszerka

– Doskonale! Proszę nikogo obcego nie wpuszczać za próg!

Starowinka podeszła do Tiril. Najpierw głęboko się przed nią pokłoniła, później ujęła jej twarz w dłonie i ucałowała w czoło. Popatrzyła Tiril w oczy, a jej serdeczny uśmiech trafił prosto do serca dziewczyny.

– Ja pierwsza ujrzałam waszą wysokość – szepnęła kobieta.

Tiril nie zdołała powstrzymać łez.

– Dziękuję – odszepnęła, nie precyzując, za co. – Wrócimy i opowiemy o naszej podróży.

– O, tak! Bardzo o to proszę!

– Uczynimy to na pewno – obiecał Erling.

Móri podczas wizyty u akuszerki pozostawał milczący. Kiedy opuścili Christianię, kierując się na wschód, w stronę Rømskog, wciąż czuł się bardzo nieswojo.

– Co się z tobą dzieje? – spytał w końcu Erling. Od pewnego czasu jechali obok siebie.

– Mamy przy sobie coś, co nie powinno nam towarzyszyć – odparł Móri cicho. Zawsze, gdy chciał odgrodzić się od świata, naciągał na głowę kaptur swej peleryny, niemal całkiem skrywając twarz w fałdach materii.

– Chodzi ci o Catherine? – zaczepnie spytał Erling.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi.

– Czy kawałki kamienia naprawdę mogą być aż tak groźne?

– To bardzo niebezpieczna figurka. Na wskroś przesycona złem.

– Dlaczego więc chcemy odtworzyć jej historię? Odnaleźć brakującą część?

– Bo wszyscy z natury jesteśmy ciekawi. I ja także, chociaż wiem, że to może sprowadzić na nas nieznane niebezpieczeństwo. Nie jestem ani odrobinę lepszy, także pragnę poznać prawdę. Chcę też czuwać nad naszą podopieczną. Towarzyszy nam jednak jeszcze inna groźba. Erlingu, musimy chronić Tiril przed Catherine!

– Ależ dlaczego?

– Ona już zabiła.

– To zapewne tylko przechwałki.

– O, nie! Kiedy jej dotykam, potrafię odsłonić jej duszę.

– To ci dopiero! Moją także?

– Oczywiście!

– I jakie masz zdanie na mój temat? – niepewnie zaśmiał się Erling.

Móri przyglądał mu się skupiony, lecz w oczach czarnoksiężnika połyskiwały iskierki wesołości.

– Wiele mógłbym o tobie powiedzieć, Erlingu. Ale chyba już sam fakt, że ci ufam i że dobrze się czuję w twoim towarzystwie, mówi sam za siebie?

– Dziękuję! Mam też chyba jakieś złe strony?

– Naturalnie – Móri nie zwlekał z odpowiedzią. – Ale nikt z nas nie jest od tego wolny.

– O nic więcej nie będę już pytać. Sądzę jednak, że przesadzasz w sprawie Catherine. To tylko niepoważna rywalizacja.

– To coś więcej. Zazdrość.

– Zazdrość? Czyżby i ona się we mnie zakochała?

Móri zerknął nań z ukosa. W tym momencie Erling zdał sobie sprawę z tego, co powiedział.

– Ależ ze mnie chwalipięta! Wyjaśnij lepiej, co miałeś na myśli.